"Nigdzie mi się nie spieszy (...)"

861 103 12
                                    

Cała ta chora sytuacja nie dawała mi spokoju, lecz najgorszym momentem był poniedziałek rano.

Chodziłem po domu podenerwowany, bez przerwy kontemplując nad zamiarem pójścia do szkoły.
Przez cały weekend nie dostałem żadnej wiadomości, znaku, że ktoś mógłby wiedzieć coś o mojej relacji z Beaumontem.
Najlepszym sposobem wydawało mi się poprostu zostać w domu i to przeczekać.

"Przeczekać".
Dobre słowo, gówno prawda.

Tchórzyłem strasznie, ale powiedziałem Ryanowi, że przyjdę i przyjmę to z należytą wytrzymałością.
Nie mogłem się już wycofać.
Mogłem, ale czułbym się nie fair w stosunku do bruneta, który stał się teraz kimś więcej niż dzianym chamem ze starszej klasy, ale był tak samo wkopany jak  ja i siedzieliśmy w tym bagnie razem.

Chodząc bez przerwy po pokoju, zdawałoby się, że w panelach wydeptała się już całkiem pokaźna ścieżka.

- Raz się żyje - mruknąłem do siebie, szybko chwytając plecak z rogu pokoju i wyszedłem, zanim zdążyłem ponownie zmienić zdanie.

Idąc do szkoły czułem jak drżą mi ręce.
Ba, cały drżałem, ale starałem się nie zwalniać kroku aby nie odwrócić się i nie rzucić się biegiem spowrotem w stronę domu.
Wchodząc na posesję szkoły, narzuciłem na głowę kaptur i spoglądałem ukradkiem na osoby, które stały przy swoich autach, boiskach czy te, które mijałem.
Ku mojemu zdziwieniu, ale głównie uldze,  nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi.
Było... zwyczajnie, tak jak zwykle.

Oglądając się ostatni raz za siebie, zobaczyłem go.
Stał przy jednym z boisk z kilkoma chłopakami z drużyny i ukradkiem skrzyżował ze mną spojrzenie.
Mógłbym przysiądz, że towarzyszył mu delikatny uśmiech, ale byłem zbyt daleko żeby to dokładnie dostrzec.
Zmarszczyłem brwi i niepewnie pchnąłem masywne drzwi, wchodząc do budynku.

Coś tu jest nie tak...

Na każdej lekcji siedziałem jak na szpilkach, nerwowo się rozglądając.
Nikt ze mnie nie szydził i nie wyzywał ani nawet nie zwracał na mnie jakoś szczególnie uwagi, czyli było poprostu normalnie.

Cały dzień chodziłem podenerwowany co nie umknęło uwadze Brooklyna, który klasycznie wyciągnął ze mnie wszystko co chciał.
Gdy mu opowiedziałem całą tą popieprzoną sytuację, wydarzenie z piątku i rozmowę z Beaumontem, nastała cisza.
Chłopak nie odezwał się, tylko z zamyśleniem wpatrywał się w punkt przed sobą.

- No, powiedz coś - sapnąłem, zdenerwowany jego nienormalną jak na niego reakcją.

- Andy, ja nie wiem... - powiedział. - Ja naprawdę, nie wiem... - pokręcił głową. - Nic nie rozgadał, wszyscy by wiedzieli...

- Ta, tyle to wiem - mruknąłem. - Dlaczego? Widać, że mają totalną spinę i... i to prawdopodobnie przeze mnie, więc dlaczego się nie zemścił?

Chłopak oparł łokcie o kolana, dalej wpatrując się w punkt przed sobą.

- Nie wiesz, co między nimi jest - stwierdził cicho, po chwili ciszy.

- Boli cię, co? - warknął, zadowolony z siebie, a twarz niebieskookiego diametralnie się zmieniła.

Dominic zacisnął dłonie, a ja wiedziałem, że nic dobrego się nie święci, ale nic nie mogłem zrobić.

- Spytałeś go w ogóle o to?- blondyn zwrócił się w moją stronę, co wyrwało mnie z letargu.

- Nie - pokręciłem głową. - Nie wtrącam się w jego sprawy...

- Może czasem powinieneś..? - dodał, ale ja już byłem myślami zupełnie gdzieś indziej.

▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪

Po ostatnim dzwonku, mozolnie zawiązywałem czerwone sznurówki.
To wszystko mi cholernie do siebie nie pasowało.
Niby było wszystko w porządku, ale w każdej chwili obawiałem się jakiegokolwiek ataku czy obrotu akcji.
Dominica nigdzie nie widziałem, co dawało mi przynajmniej jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa, choć nie miałem pewności czy niebieskookiego naprawdę nie było w pobliżu.

Z plecakiem zwisającym na jednym ramieniu, wyszedłem z budynku i nie podnosząc wzroku, rozwijałem słuchawki. Choć z zewnątrz wyglądalem jak znudzony nastolatek, moja głowa niemalże wybuchała od nadmiaru wykluczających się emocji i skomplikowanych myśli.

W pewnym momencie usłyszałem cichy gwizd.
Machinalnie podniosłem głowę i rozejrzałem się.
Na oparciu jednej z ławek siedział Beaumont z tym swoim cynicznym uśmiechem.
Nogi wyciągnął, opierając je o siedzenie, a jego wzrok był centralnie zawieszony na mojej osobie.
Zatrzymałem się i przerywając nasz kontakt wzrokowy, ponownie się rozejrzałem.
Na placu byliśmy tylko my.
Na parkingu stała znikoma liczba samochodów, prawdopodobnie nauczycieli i to charakterystyczne białe BMW.
Powracając wzrokiem na chłopaka spotkałem się z zadziornym spojrzeniem brązowych tęczówek.

Przewróciłem oczami, co wiązało się z cichym prychnięciem ze strony bruneta, ale więcej się nie odezwał.
Podszedłem do niego i stanąłem naprzeciw rozwalonego na ławce chłopaka.

- Długo muszę na ciebie czekać - mruknął niezadowolony, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.

- Nigdzie mi się nie spieszy, więc moje powolne tempo jest w pełni uzasadnione - mruknąłem, oczekując, że brunet przejdzie od razu do sedna.

Ryan zmrużył oczy i delikatnie pokiwał głową, przygryzając wargę.

- Świetnie - odparł entuzjastycznie, zeskakując z ławki, czym mnie nieco przestraszył. - To jedziemy na wycieczkę.

Spojrzałem niezrozumiale na chłopaka, który zaczął odchodzić w stronę parkingu, kręcąc kluczykami na palcu jednej z dłoni.
Stałem jak ostatni idiota, wpatrując sie w plecy, odchodzącego bruneta.

Co?

- Skąd pewność, że w ogóle chcę gdziekolwiek z tobą jechać? - powiedziałem dość głośno, aby chłopak dosłyszał i założyłem ręce na klatce piersiowej.

Ryan w jednym momencie zatrzymał się i zamknął kluczyki w dłoni.
Powolnym ruchem odwrócił się w moją stronę i wbił we mnie swoje przenikliwe spojrzenie.

- Obaj dobrze wiemy, że chcesz - z jego ust wydał się cichy, dźwięczny śmiech.- I obaj dobrze wiemy, że pojedziesz - z tymi słowami, powolnie założył swoje złote
ray-bany i ruszył ponownie w stronę samochodu.

Cholera.

***
Może niektórzy już zauważyli, że z mojego profilu zniknęła "HYBRYDA".
Osobiście stwierdziłam, że nie mam narazie siły brać się za coś nowego.

Pomyślałam jednak, że w ramach pokuty, zorganizuję dla Was ten wyczekiwany maraton.
Mam nadzieję, że to Was usatysfakcjonuje❤

1/4 ✔

Without Borders || B&B |☆RANDY☆|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz