"Nie przerywaj mi."

972 113 39
                                    

Pov. Andy

Brunet minął mnie, a ja zorientowałem się co właśnie zrobiłem.

Zaprosiłem go pod wpływem impulsu, bo przecież nie mogłem mu powiedzieć, że się przed nim wstydzę.
Myślałem, że zamiast zamknąć drzwi przywalę sobie nimi w twarz, ale powstrzymałem się, bo czułem na sobie palący wzrok chłopaka.

Odwróciłem się w jego stronę.

Na twarzy Beaumonta widniał ten durny, zwycięski uśmiech.

Rozłożyłem ręce domagając się wyjaśnień.
Chłopak parsknął i splótł ręce na klatce piersiowej.

- Nie było Cię.- odparł, wlepiając we mnie swoje czekoladowe oczy

- I co w związku z tym?- wychrypiałem- Ciebie też nie było przez dłuższy czas i nic się nie stało...- dodałem, ale po chwili pożałowałem swoich słów

- Nie wiem.- odparł, co mnie totalnie zbiło z tropu

Staliśmy chwilę przed sobą, ale żaden z nas nie patrzył na drugiego.
Stało się trochę niezręcznie, ale nikt nie potrafił nic z tym zrobić.
W tym momencie podłoga wydała mi się strasznie interesująca.

- Stęskniłem się, dobra!?- warknął chłopak, a ja drgnąłem na wskutek tonu jego głosu

Wydawało mi się  że się przesłyszałem.
Nie wiedziałem co powiedzieć, a chłopak widocznie zażenowany tą całą sytuacją odwrócił wzrok.

- G-gdzie byłeś przez te kilk- Czy to ważne?- odparł

- Nie przerywaj mi.- warknąłem wyraźnie poirytowany tym, że nikt nigdy nie liczy się z moim zdaniem

- No proszę!- machnął rękami- Co chciałeś powiedzieć!?- powiedział i ponownie oparł się o framugę patrząc na mnie wzywająco

- A może też się stęskniłem!?- tym razem to ja podniosłem głos i machałem rękami, a chłopak zmarszczył brwi- Może też nie wiedziałem co się z tobą dzieje, ale nie wbiłem Ci na chat- tutaj znowu mi przerwał, ale tym razem poczułem jego ciepłe usta łączące się z moimi

Nie znosiłem gdy ktoś mi przerywał. Nienawidziłem tego, ale...
Ale wtedy chyba wyjątkowo nie miałem nic przeciwko.
Nie panowałem nad znaczeniem wypowiadanych przeze mnie słów, ale powiedziałem wszystko to, co miałem na myśli.

Moje ciało rozluźniło się po chwilowym napięciu, a ręce znacznie opadły.
Beaumont napierał na mnie, a ja nie miałem zamiaru się odsówać.
Zacząłem oddawać każdą pieszczotę, przy czym poczułem, że kąciki ust chłopaka lekko podnoszą się do góry.

- I z czego rżysz?- wychrypiałem, nieznacznie odsuwając Beaumonta od siebie, ale chłopak tylko pokiwał głową i znowu połączył nasze usta

Oderwaliśmy się od siebie przy akompaniamencie cichego chichotu Ryana.

- Niby taki niedostępny, a jak przyjdzie co do czego to totalnie wymiękasz...

Otworzyłem usta żeby coś powiedzieć, ale żadne słowa się z nich nie wydobyły.
Odwróciłem głowę, a moje policzki zalała fala gorąca.

- Spadaj.- powiedziałem cicho, nie patrząc w jego stronę

- Andy...- powiedział chłopak, a mnie przeszedł dreszcz, bo żadko używał mojego imienia- Andy.- powtórzył chwytając w dłoń moją twarz i zwracając ją w swoją stronę

- Hmm?- założyłem ręce na klatce piersiowej, patrząc na chłopaka wyzywającym wzrokiem

- Mi to tam nie przeszkadza...- odparł, ciągnąc mnie za rękę i przyciągając   mnie bliżej siebie

Moje ruchy były sztywne i ani na chwilę nie rezygnowałem z przyjętej przeze mnie pozycji.
Gdy poczułem oplatające mnie ramiona chłopaka, moje usta mimowolnie się rozszerzyły.

- Dlaczego to robisz?- wychrypiałem, bo tylko na tyle było mnie stać

Beaumont nic nie odpowiedział, ale i nie poluźnił uścisku.

- Powinieneś leżeć w łóżku.- powiedział jakby nigdy nic, odsuwając się ode mnie

- Już wszystko w porządku...- wzruszyłem ramionami

- Świetnie.- odparł kierując się w stronę kuchni, zostawiając mnie w tyle bez żadnego wyjaśnienia

A ty gdzie?

Bez słowa poszedłem za chłopakiem, zastanawiając się co on kombinuje.
Wszedłem do kuchni marszcząc brwi.

- I co ty robisz?- mruknąłem, unosząc jedną brew do góry, patrząc jak chłopak stawia czajnik na kuchence

- Gdzie herbata?- zignorował moje pytanie

- Góra.- kiwnąłem głową na szafkę ponad kuchenką- Nie odpowiedziałeś.

- Jak już się pofatygowałem...- mówił- To się na coś przydam. Znaj łaskę pana.

- Doskonale sobie radzę.- prychnąłem na wskutek słów chłopaka, przez co zaniosłem się kaszlem

- Właśnie widzę.- zaśmiał się chłopak, ale mina mu zrzędła gdy nie przestawałem kaszleć- Andy...

Czułem jak zaczyna brakować mi powietrza.

- Andrew, kur#a! Co Ci jest?!

- S-zzafka.- wydyszałem- I-inhalator...

Brunet jak oparzony wybiegł z pomieszczenia i rzucił się na schody, skacząc po trzy stopnie.

Oparłem się o ścianę próbując złapać większy oddech, co niewiele mi dało.
Słyszałem jakieś trzaskanie u góry, ale zaczęło mi wirować w głowie, więc nie wiedziałem dokładnie.

Po jakiejś chwili Beaumont wcisnął mi w rękę dobrze znane mi lekarstwo, którym natychmiastowo się zaciągłem.
Rozkoszowałem się, gdy do moich płuc zaczęło wpadać coraz więcej tlenu.
Podniosłem wzrok na bladego chłopaka, który patrzył się na mnie z przerażeniem.

- Dzięki.- wychrypiałem

- Kur#a mać! Co to miało być do cholery!?- wydarł się na mnie

- Ale się zesrałeś.- odparłem nie zwracając uwagi na bruneta i uśmiechnąłem się do niego zwycięsko

- Zesrasz to się zaraz ty, jak mi nie powiesz co tu się odwaliło!- chłopakowi nie było do śmiechu

- Mam astmę.- wzruszyłem ramionami- To normalne.

- Normalne!?- darł się brunet- Przecież ty tu przed chwilą schodziłeś!

- Shhh...- uciszyłem go- Spokojnie. Zawsze mam go przy sobie.- pomachałem mu inhalatorem przed twarzą- Nic mi nie jest.

Chłopak odwrócił wzrok, wbijając go w ścianę.

- N i g d y. Tak. Już. Nie rób.- powiedział stanowczo, gdy wreszcie spojrzał w moją stronę

On chyba serio się wystraszył...

Without Borders || B&B |☆RANDY☆|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz