"Powiedz mi."

905 110 36
                                    

Wchodząc do domu, nie zważając na nic włączyłem PS4 i rzuciłem się na kanapę w salonie.

Byłem zdenerwowany.
Moje myśli wciąż krążyły wokół bruneta i tego co wcześniej mi powiedział.
Najbardziej chyba wściekało mnie to, iż mimo wyraźnego, fizycznego sprzeciwu, gdzieś z tyłu mojej głowy rozważała się opcja wizyty w willi brązowookiego.

Nie chciałem tam iść.
Nie po tym co ostatnio mi się przytrafiało.
Nie chciałem iść tam sam, bo wizja spędzenia czasu z Ryanem, na jego terytorium, była...
Właśnie, jaka?
Przerażająca, stosunkowo niezręczna..?
Choć wydawało mi się, że poprostu wstydziłem się jego obecności, zwłaszcza po tym co ostatnio się między nami wydarzyło.

Głównym powodem wizyty miały być przecież moje "wyjaśnienia", ale co miałem mu powiedzieć..?
Wszystko, cokolwiek jest między nami nie ma sensu, bo ty jesteś taki, a ja taki..?
To było świadome przekreślenie bruneta z mojego otoczenia, a ja tak nie chciałem... Nie potrafiłem tego zrobić.
Chłopak miał w sobie coś, czego u innych nie potrafiłem dostrzec, mimo iż czasem zachowywał się jak jakiś totalny ch#j.
Im więcej czasu z nim spędzałem, tym bardziej chciałem go zatrzymać przy sobie na dłużej, ale jaki to miało sens jeśli w mojej głowie kolaborowały dwie odmienne sprzeczności..?

Ściskałem w dłoni pada, nawet nie skupiając się na grze, ale nad tłoczącymi się w mojej głowie myślami.

A jeśli pójdę?

Co by się stało?

Do czego by to doprowadziło?

A co jeśli bym nie poszedł?

Spojrzałem kątem oka na zegar, na którym widniała godzina 15.

Rzuciłem pada na stolik i nerwowo podniosłem się z kanapy.

- Dobra, idę!- warknąłem, wyrzucając ręce w górę, jakbym właśnie się z kimś kłócił

Ubrałem szubko bluzę, zabierając telefon i klucze.
Zastanawiałem się czy w ogóle dojdę do domu Beaumonta, bo moje zamiary zmieniały się co kilkanaście sekund.
Wyszedłem na chodnik, a pewność siebie i złość skierowana w moją własną stronę, w jednym momencie ze mnie wyparowała.

Co ja mu powiem?

Nie chciałem jak jakiś ostatni kretyn podczas drogi układać sobie przemówienie, ale na naprawdę nie wiedziałem jak mam mu przedstawić mój tok myślenia.
Nie wiedziałem czy w ogólę chcę to zrobić, a perspektywa mówienia o tym co siedzi mi w głowie była wręcz nie do pomyślenia.

Szedłem powoli chodnikiem, czasem zmniejszając swoją prędkość do minimum, gotowy zawrócić i zamknąć się we własnym pokoju, ale z tyłu głowy twardo stało mi zapewnienie, że Beaumont zdolny jest do wszystkiego i mógłby nawet o północy wbić mi do domu z powodu tego, że poprostu się u niego nie pojawiłem...

Po dość długim czasie marszu podniosłem wzrok i zobaczyłem swój cel, a jednak dwa w jednym, bo o ogrodzenie opierał się nie kto inny, jak uśmiechnięty Ryan Beaumont.

Przystanąłem i spojrzałem na niego niezrozumiale.

- Zastanawiałem się czy nie zabłądziłeś...- zaśmiał się

- Skąd wiedziałeś, że w ogóle idę.- mruknąłem z nutą podejrzliwości w głosie

- Przeczucie.- odparł, a jego uśmiech jeszcze bardziej się powiększył

Ta, jasne.

Podszedłem do niego, a on zmierzył mnie wzrokiem, nie zmieniając swojej pozycji.

Without Borders || B&B |☆RANDY☆|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz