EPILOG

982 122 57
                                    

Koniec roku szkolnego.

Dwa miesiące dzikich melanży i odpałów bez jakichkolwiek konsekwencji.
Nie było wcale tak źle, a fakt, że mój ojciec bardzo się starał sprawił, że od początku miałem jeszcze więcej swobody mógłbym się spodziewać.

- To jak, idziemy do tej nowej pizzerii czy zaś wylądujemy na moście? - jęknął Josh. - Głodny jestem!

- Powiedz coś czego nie wiem - zielonowłosa przewróciła oczami. - Andy?

- Hmm? - podniosłem wzrok z kostki brukowej. - Tak, jasne. Pizza. Może być - uśmiechnąłem się do dziewczyny.

- Mhmm...- mruknął wyatatuowany szatyn i szturchnął Josha, który siedział zaraz koło niego. - Na pewno myśli o jakiś przystojnych chłopcach w garniturkach i się nie może skupić - zaśmiał się, na co z rezygnacją pokręciłem głową nie mogąc opanować nikłego uśmiechu błąkającego sie po mojej twarzy.

- Nie to, co wy - broniła mnie zielonowłosa z chytrym uśmiechem. - Menele w pomiętych łachach, rozpieprzeni na obdrapanej ławce przed szkołą - na jej słowa nie mogłem powstrzymać parsknięcia, które wydarło się z moich ust.

- Ej, ej, ej! Tamarko, skarbie - uśmiechnął się blondyn, chwytając swoją koszulę między dwa palce. - To Canali, bitches.

Zielonowłosa parsknęła jeszcze większym śmiechem, a wyatatuowany chłopak klepnął blondyna w plecy również śmiejąc się na całego.

- Jasne, stary - zaśmiał się. - Wszyscy dobrze wiemy, że pierwsza rzecz na którą wydajesz swoją kasę to pierwszorzędne garnitury najlepszych marek, a zwłaszcza na zakończenie roku.

- Stawiam na tani Lumpeks - wzruszyłem ramionami powstrzymując śmiech, co spowodowało jeszcze większą falę śmiechu u pozostałej dwójki.

Blondyn zaczerwienił się i również wybuchnął śmiechem.

- Przyznaj się - mruknął Josh w moją stronę gdy już się uspokoił. - Tony miał rację.

- Właśnie - wytatuowany szatyn uśmiechnął się zwycięsko.

- Chciałbyś - mruknąłem kręcąc głową.

- Faktycznie, myliłeś się - mruknęła Tamara, zakładając ręce na klatce piersiowej. - Jak dla mnie to on woli wyrzeźbionych bad boy'ów...

Parsknąłem sztucznym śmiechem i ponownie wbiłem wzrok w opustoszały plac.

- Nigdy wam się nie znudzi, co?

Zacisnąłem palce na ramionach i taksowałem wzrokiem szczegóły budynku.

- Ten jeden wygląda jakby cię znał - mruknęła zielonowłosa, wpatrując się w jakiś punkt za mną.

- Huh? - zmarszczyłem brwi i podążyłem za jej spojrzeniem.

Moje ciało momentalnie zastygło gdy mój wzrok skrzyżował się z przenikliwymi brązowymi oczami.
Nie byłem w stanie wziąć oddechu ani wypuścić powietrza zalegającego w moich płucach.

- To, ten pizza? - mruknął podenerwowany Tony zeskakując z ławki i prostując swoją marynarkę.

- Ta - mruknęła równo pozostała dwójka.

- Do zobaczenia, Andy - szepnęła szybko Tamara, po czym szybko odeszli, znikając za rogiem.

Głosy moich znajomych nie dochodziły do mnie w żaden sposób.
W uszach czułem dudnienie pulsu, który zagłuszał wszystko do okoła.
Nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
Mogłem jedynie stać i tępo patrzeć się na chłopaka, który niegdyś znaczył dla mnie tak wiele.

Z wielkim trudem przełknąłem ślinę gdy brunet nie spuszczając ze mnie wzroku zaczął iść w moją stronę.
Dłonie na moich przedramionach jeszcze bardziej się zacisnęły, a moje knykcie pobielały siły z jaką palce wbijały się w moje ręce.
Dopiero gdy brązowooki zatrzymał się metr ode mnie doszło do mnie, że przez tą dłuższą chwilę w ogóle nie oddychałem, a po mojej twarzy swobodnie spływały łzy.

Było dobrze.
Było idealnie.
Już nawet zapomniałem jak reagowałem na jego obecność, a on po prostu...

- Obiecałem - jego niski głos przeszył mnie na wskroś.

Moja warga drżała, a kolana nie były w stanie utrzymać ciężaru ciała.

- Obiecałem, że nigdzie beze mnie nie pojedziesz.

Objąłem bruneta za szyję i gwałtownie złączyłem z nim swoje wargi.
Byłem pieprzonym egoistą.
Chciałem jedynie móc ponownie poczuć smak jego ust i zapach, który za każdym razem mnie uspokajał.
Ryan przeniósł swoje dłonie na moje biodra i mocniej docisnął mnie do siebie, przez co z moich ust wydał się niekontrolowany, spragniony jęk.

- Andy, nie płacz - szeptał pomiędzy pocałunkami.

- Co ty tu robisz..? - szlochałem.

- Stypendium sportowe. Norwegia to dobry wybór - sapnął, opierając swoje czoło o moje. - Już nigdy cię nie zostawię, rozumiesz? Nigdy. Bez granic, pamiętasz? Ja nie chcę być tą granicą. Cholera, kocham cię, Andrew.

- Rye - sapnąłem, zaciskając dłonie na jego twarzy. - Kocham cię.

Koniec.

***

Witam was w Epilogu książki, która stała się moim największym sukcesem na tym profilu.
Mam nadzieję, że ta historia Rye i Andy'ego nie pozostanie wam obojętną przez długi czas.

'Każdy koniec to lepszy początek.
Otwierasz czystą kartę i zapisujesz ją od nowa, tym razem tak, jak ty tego chcesz.'


Without Borders || B&B |☆RANDY☆|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz