"Ryan Beaumont, jego kolega."

1.1K 124 48
                                    

Przez cały dzień czułem na sobie wzrok Beaumonta i jego uśmiech, denerwowało mnie to, ale nie mogłem się oprzeć by chociaż raz na niego nie spojrzeć. Jednak z dwojga złego lepszy ten zwycięski uśmiech niż szyderczy i pełny pogardy...

W domu zastałem moją rodzicielkę, co wiązało się z wymuszonymi odpowiedziami na niektóre niewygodne pytania. Gdy wydostałem się już z kuchni skierowałem się do swojego pokoju. Wchodząc, klasycznie mój plecak znalazł się bardzo szybko w kącie pomieszczenia, a ja opadłem na łóżko. Przeglądałem Twittera, gdy przerwało mi powiadomienie przychodzącej wiadomości.

Od: Brook🙈

Ja, Mikey, Jack, Ty, boisko, dziś?

Uśmiechnąłem się na myśl wyjścia z tymi wariatami gdziekolwiek, bo jak wybraliśmy się do kawiarni to o mało nas stamtąd nie wywalili. Lubiłem grać w piłkę, choć nie byłem jakoś szczególnie dobry i na pewno nie mogłem równać się z... No tak, Beaumont. Miałem szczerą nadzieję, że był to tylko głupi żart albo chociaż brunet zapomniał. Nie chciałem nigdzie z nim wychodzić, bo po prostu czułem się przy nim... Niekomfortowo? Tak, to chyba dobre określenie.

Do: Brook🙈

Nie mogę dzisiaj. Przepraszam😶

Wysłałem wiadomość, a ręka z telefonem opadła mi wzdłuż ciała. Przecież mogłem iść z nimi. Mogłem olać bruneta, bo dlaczego nie? Chyba po prostu się wystraszyłem, że Ryan zrobi przypał mojej matce, dosłownie. Ten człowiek był do wszystkiego zdolny, a ja wolałem uniknąć dodatkowych pytań na temat moich kolegów, bo przecież Beaumont nie był moim kolegą...

Od: Brook🙈

W porządku, następnym razem😘

Odetchnąłem z ulgą. Uwielbiałem ich. Żadnych zbędnych pytań, nigdy. Nareszcie miałem normalnych kolegów, aha, w ogóle miałem jakichkolwiek kolegów.

Do: Brook🙈

Jas

Odpisywałem właśnie blondynowi, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, a moje oczy momentalnie się rozszerzyły. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu, który pokazywał godzinę 16:02.

O nie.

Zerwałem się z łóżka, zrzucają przy tym pościel i poduszkę. Wypadłem z pokoju, potykając się o własne nogi i niemalże wywalając się twarzą na panele.

- Otworzę!- krzyknąłem zbiegając ze schodów i mając nadzieję, że moja mama nie dojdzie do drzwi przede mną.

- Dzień dobry.- usłyszałem, gdy miałem już wpaść do przedsionka- Ja po Andyiego...- zabrzmiał dobrze znany mi głos

O kur#a.

- Dzień dobry.- odezwała się moja matka- Ty pewnie jesteś...- Ryan Beaumont, jego kolega.
- dokończył

- Oczywiście, wejdź. Już po niego- Jestem.- odezwałem się, wchodząc wreszcie do pomieszczenia

Oboje na mnie spojrzeli, a na twarzy bruneta ukazał się chytry uśmiech zwycięstwa.

- Nie mówiłeś, że gdzieś wychodzisz...- zagadnęła moja mama, a ja spojrzałem na Beaumonta, który dalej patrzył się na mnie z tym durnym uśmiechem

- Tak jakoś, wyszło.- wzruszyłem ramionami

- Wróć dzisiaj.- powiedziała wychodząc z hallu mierząc mnie jak i brązowookiego wzrokiem

- Bez obaw.- powiedział Ryan i posłał jej chyba najładniejszy uśmiech z całej swojej kategorii, a ona go odwzajemniła i poszła w stronę salonu żegnając się z nami i życząc miłej zabawy

Without Borders || B&B |☆RANDY☆|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz