Cztery tygodnie.
Tyle dokładnie minęło od wizyty mojego ojca.
Od tego czasu nie rozmawiałem ze swoją matką i unikałem jej jak ognia.
Rye po wielu próbach namowy mnie na poprawienie, chwilowo leżącej relacji z matką po prostu się poddał, bo ja wciąż nie mogłem pogodzić się z myślą, że najzwyczajniej w świecie zostałem "sprzedany".Wszytko wydawało mi się tak cholernie męczące.
Z Ryanem wymienialiśmy się jedynie spojrzenia i lekkie uśmiechy.
Z czasem zacząłem się nawet zastanawiać czym my w ogóle byliśmy, bo to jak wyglądała nasza relacja było totalnie popieprzone.
Moja matka, która bez przerwy próbowała jakoś do mnie dotrzeć, ale ja nieugięcie zbywałem ją oschłym tonem.
Mój ojciec, który zadecydował łaskawie ponownie pojawić się w moim życiu i oczywiście informacja o wyjeździe.
Tym pieprzonym wyjeździe, o którym nikt nawet nie miał zamiaru wcześniej mnie poinformować, czy choćby spytać o zdanie.Wciąż tylko siedziałem w domu, w zamkniętym pokoju.
Wszystko jakoś się kumulowało i niszczyło mnie od środka.
Bałem się, a jednocześnie nienawidziłem wszystkiego i wszystkich wokół siebie. Nawet Ryan, który chyba był już zmęczony moim nieustannym dołem. Czułem, że przez to wszystko zaczęliśmy się od siebie odsuwać, chociaż nawet nic poważnego między nami nie było.
Zabawne.Chłopaki z czasem też zaczęli coś podejrzewać i bez przerwy pytali czy wszystko ze mną w porządku, co z nie całkiem szczerym uśmiechem musiałem zbywać pozytywnymi komentarzami.
Chyba już po prostu nie miałem siły znosić tego wszystkiego.
Wyszedłem z budynku, a moją twarz owiał chłodny wiatr.
Plac był już pusty, choć czego można było się spodziewać gdy dzwonek kończący ostatnią lekcję zabrzmiał już dobre dwadzieścia minut temu.
Zawsze ostatni, tradycja.Nasunąłem kaptur czarnej bluzy na głowę i poprawiłem plecak na ramieniu, ruszając w stronę wyjścia.
Mijając budynek poczułem jak ktoś gwałtownym ruchem wciąga mnie za jego ścianę.
Mój krzyk został stłumiony przez dłoń napastnika, a już chwilę potem moje wystraszone spojrzenie spotkało się z czekoladowymi, figlarnymi oczami i nikłym uśmiechem, który niegdyś tak bardzo uwielbiałem.- Cześć, Andy - chłopak był blisko, bardzo blisko.
- Prosiłem cię, żebyś tak nie robił - powiedziałem, a mój ton był chyba trochę zbyt oschły, bo brunet odpuścił i odsunął się ode mnie.
- Wiem - westchnął, chowając ręce do kieszeni.
Zawsze czekał na mnie gdy chciał o czymś porozmawiać.
Patrzyłem się na bruneta, który wpatrywał się nieobecnym wzrokiem gdzieś w przestrzeń.- Chciałem spytać czy przyjdziesz jutro na mecz - odezwał się w końcu.- Zaczynają się eliminacje do rejonów i... - przeniósł wzrok na mnie. - Chciałbym żebyś tam był.
Słyszem coś o zbliżających się rozgrywkach.
Chłopaki chyba ostatnio dość często o nich rozmawiali, ale nie byłem pewien, bo ostatnio po prostu... nie ważne.Spuściłem wzrok, czując na swojej twarzy spojrzenie chłopaka.
Raczej ostatnimi czasy nigdzie nie wychodziłem i brunet doskonale o tym wiedział.
Wiedziałem, że dla chłopaka było to naprawdę ważne i przez ten cały czas przygotowywali się do sezonu, ale...- Rye...- podniosłem wzrok, starając się unikać kontaktu wzrokowego z chłopakiem.
- Andy, nigdzie nie wychodzisz, jutro jest sobota! - powiedział chłopak, kręcąc głową.- Nie możesz się tak zachowywać. Próbuje jakoś do ciebie dotrzeć, ale ty się wciąż odsuwasz. Co ja mam jeszcze zrobić?! - podniósł głos, na co wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
CZYTASZ
Without Borders || B&B |☆RANDY☆|
Fiksi PenggemarCiężka przeszłość jest chyba jedną z najlepszych lekcji, z której człowiek potrafi wynieść najwięcej. Otrzymując szansę, Andy pragnie wykorzystać ją w 100% aby nie powracać do traumatycznych sytuacji sprzed wyjazdu. Pragnie zmiany. Jednak coś, a moż...