"Wytłumacz mi."

935 107 54
                                    

Poczułem jak momentalnie robi mi się gorąco, a po kręgosłupie rozchodzi się przyjemny dreszcz.
Zdawałem sobie sprawę, że to było złe, ale brązowooki niewiadomo skąd, doskonale znał mój czuły punkt.
Stojąc za mną, coraz mocniej zaciskał dłonie na moich biodrach, a jego pocałunki zaczęły schodzić coraz niżej, wzdłuż mojego karku.
Nie byłem zdolny do jakiegokolwiek ruchu, nie potrafiłem reagować, a moja głowa mimowolnie schyliła się do przodu aby dać chłopakowi większy dostęp.
Lewa ręka bruneta zaczęła błądzić po moim brzuchu, a prawa nieznacznie weszła pod pasek od spodni i gumkę bokserek.
Sapnąłem cicho i...

Moje oczy gwałtownie otworzyły się.

- Nie!

Próbowałem uspokoić oddech, rozglądając się po swoim pokoju.

Siedziałem na rozkopanym łóżku.
Sięgnąłem do szafki nocnej, żeby wyciągnąć z niej inhalator.

Nie wiedziałem co się stało.

Śniłem o Beaumoncie.

Śniłem o nim i to jeszcze w TAKI sposób.

Poczułem jakby moje policzki zaczęły palić żywym ogniem.
Mimo iż nikt nie mógł tego zobaczyć ani czytać moich myśli, czułem jakbym miał zaraz zapaść się pod ziemię z zażenowania.

Ja... Ja przez niego zwariowałem.
Chociaż może... Na jego punkcie...
To nie miało w ogóle żadnego prawa wykreować się w mojej głowie.
Bo... Bo jak?

Przetarłem twarz dłońmi i przeczesałem splątaną od snu grzywkę.

Drgnąłem gdy z mojego telefonu rozległ się donośny dźwięk budzika, więc wyłączyłem urządzenie i odłożyłem je spowrotem na stolik.

Wpadłem.

▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪

Siedziałem z Jackiem, Mikeyem i Brookiem przy stoliku, czując na sobie to natarczywe spojrzenie.

Czułem się głupio i nieswojo, jakby brunet swoim wzrokiem czytał wszystko co siedzi mi w głowie, a siedziały tam rzeczy, o których zwłaszcza on nie powinien wiedzieć.

Brooklyn zachowywał się jakby nigdy nic.
Prawdziwy przyjaciel.
Z nim byłem najbliżej, ale z tego co mówił, mogłem IM zaufać, choć postanowiłem poczekać z tą informacją i przekazaniem jej szatynowi i brunetowi.
Nie byłem poprostu gotowy.
Jeszcze nie teraz.

- Ej, dawno nie byliśmy nigdzie razem.- zagadnął Jack

No tak.

Od czasu imprezy u Ryana, na której i tak, i tak teoretycznie nie byliśmy razem, to nie wyszliśmy nigdzie.

- Masz jakiś plan?- spytałem chłopaka, posyłając mu ciekawskie spojrzenie

- Słyszałem, że otwierają jakiś nowy klub, niedaleko stadionu...- wtrącił Mikey, patrząc się na nas wyczekująco

- Ja tam w weekendy zawsze jestem wolny.- odparł blondyn, opierając się o oparcie krzesła

- Dlaczego nie.- powiedział Jack- Można ogarnąć jakieś dupy...- dodał, na co my parsknęliśmy śmiechem, a spojrzenia moje i Brooklyna skrzyżowały się porozumiewawczo

- Ja też nic nie robię.- odezwałem się- Idę z Wami.

- Teraz tylko jeszcze jedna rzecz...- zaczął Jack, a my spojrzeliśmy w jego stronę- Kto zostaje trzeźwy?

Przy stoliku zapanowała grobowa cisza, a my spoglądaliśmy na siebie głupkowato, lecz nie wytrzymaliśmy długo, bo parsknęliśmy takim śmiechem, że osoby siedzące niedaleko nas, dziwnie spojrzały się na naszą czwórkę.

- Aś się popisał...- zachichotał w dalszym ciągu rozbawiony Mikey

Szatyn poklepał bruneta po ramieniu, a my stopniowo się uspokajaliśmy.

W piątek zamierzałem schlać się w trzy dupy i wszystko co było wokół mnie nie interesowało.

▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪

Wchodząc do szatni natknąłem się na Ryana stojącego przy swojej, otwartej szafce.

Chłopak nie odezwał się ani słowem gdy wszedłem do przedziału.

- Długo miałem tu czekać?- spytał dopiero, gdy wszyscy wyszli zostawiając mnie i bruneta samych w korytarzyku

Spojrzałem na niego, ubierając katanę.

- Stęskniłeś się..?- spytałem po cichu, a moje kąciki ust lekko podniosły się do góry

- Dlaczego mnie unikasz?- zignorował moją odzywkę, jak to miał w zwyczaju, a mi momentalnie przypomniały się wszystkie wydarzenia z poranka

Faktycznie nie chciałem się dzisiaj natknąć na Beaumonta, a na stołówce mimo iż czułem jego wzrok na sobie, nawet na niego nie spojrzałem.

- Nie unikam Cię.- odparłem, nie patrząc mu w oczy- Zresztą jaki to ma sens...

Chłopak podszedł bliżej, a ja machinalnie cofnąłem się o krok.

- Sens?- wychrypiał- Wytłumacz mi.

To było ciężkie, ale taka była prawda, że żyliśmy w totalnie dwóch innych światach, które nasza relacja mogłaby zmienić o 180°, a dokładnie bardziej to bruneta.

- Wiesz, szczerze niechce mi się tego tłumaczyć...- westchnąłem

Chłopak zacisnął szczękę, wyraźnie niezadowolony z moich słów.

- To jak sobie odpoczniesz to przyjdź i mi wyjaśnij.- odparł, zwracając spojrzenie w moją stronę- Najlepiej dzisiaj, bo siedzę sam.

S-słucham?

- Tak, ty.- odparł- Mam teraz trening, a potem chcę wiedzieć wszystko na czym polega twój problem. Wesz gdzie mieszkam.- dodał, a ja poczułem w jego głosie nutę... żalu?

Chociaż... Nie. Chyba, nie.

Najpierw myślałem, że Beaumont żartuje i poprostu rzucił jeden z tych swoich głupich tekstów, ale jego wzrok mówił coś innego.

- Ja nie żartuję.- odparł, jakby czytał mi w myślach i wyszedł z szatni

No chyba go posrało, jeśli myśli, że przyjdę do niego, a zwłaszcza po tym co się ostatnio wydarzyło.

- Twoje niedoczekanie.- mruknąłem pod nosem, poprawiając sobie plecak na barkach i ruszając w stronę wyjścia

Nigdzie.
Nie.
Pójdę.

Zwłaszcza nie w odwiedziny do Beaumonta.

***

Kolejny rozdział pojawi się prawdopodobnie jutro, ponieważ mam tylko zawody i wracam szybciej🤔

Do następnego💋

[A Tadeusz nawet spoko 😂]

Without Borders || B&B |☆RANDY☆|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz