"No i czego się gapisz..."

844 95 14
                                    

Skończyłem dzisiaj lekcje bardzo późno, było po 15 gdy wreszcie mogłem zejść do szatni.

Rzuciłem plecakiem pod ścianę, dobijając się myślą, że czeka mnie jeszcze droga pieszo do domu.

Wpisywałem kod do swojej szafki, gdy usłyszałem jakieś krzyki. Były stłumione, ale jednak dało się je usłyszeć.
Zaciekawiony wychyliłem się na korytarz, lecz nikogo na nim nie było, wszyscy zdążyli już wyjść.

Przeszedłem kilka kroków, idąc za odgłosem kłótni.
Nie rozumiałem czego dotyczyła, ale osoby musiały być nieźle zdenerwowane.

Byłem blisko, bo słowa zaczynały się układać w zdania.
Dokładnie nie wiedziałem dlaczego idę w tamtą stronę. Wydaje mi się jednak, że ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem.

Głosy dochodziły z szatni koło sali gimnastycznej, tak mi się przynajmniej wydawało, bo odgłosy dochodziły właśnie zza rogu, prowadzącego na ten korytarz.

Usłyszałem szczęk otwieranych drzwi.
Zatrzymałem się gwałtownie.

- To ten chuj go sprowokował! Nie wiem jak pan wyobraża sobie grę bez niego!- wykrzyczanym słowom, towarzyszył huk zamykanych drzwi

Kroki rozlegały się coraz bliżej, w szybkim tempie.

Fowler co tu tu robisz kretynie?!

Nie wiedziałem czy mam uciekać, czy schować się w koszu, który aktualnie był jedyną kryjówką w zasięgu długiego korytarza.
Zmroziło mi krew w żyłach.

I po co ci to było?!
Kuźwa, ale przypał.

W napływie emocji ruszyłem przed siebie, miałem nadzieję, że osoba pomyśli, że poprostu przypadkowo przechodziłem.

Przyspieszyłem w nadzieji szybkiego ominięcie korytarza prowadzącego w stronę szatni.

Już miałem przeciąć linię wejścia gdy poczułem mocne odepchnięcie.
Uderzyłem o ścianę, dopiero po chwili zorientowałem się przez kogo zostałem staranowany.
Wysoki brunet patrzył na mnie oszołomiony, a jego czekoladowe, wręcz czarne oczy wydawały się ciskać piorunami.

- No i czego się gapisz...- przerwał, obleciał mnie wzrokiem od stób do głów- Pedale.

Czułem jak w oczach stają mi łzy.

Chłopak przeszedł obok, z wyraźnie zaciśniętą szczęką.
Stałem w bezruchu przez chwilę.

Pedale..?

Poczułem jak jedna łza wydostaje się spod moich powiek i spływa po policzku.

- Nie jestem pedałem.- warknąłem po cichu, co przypominało bardziej chęć przekonania samego siebie do tej racji

Brunet już dawno zniknął z pola widzenia.

Wróciłem do sztani.
Bardzo zły, szybko zakładałem na siebie ubrania.
Wziąłem plecak i zarzuciłem go sobie na ramiona.

Nie jestem pedałem.

Nie jestem pedałem.

Nie jestem pedałem.

Nie jestem pedałem.

Byłem wściekły.
Na parkingu zostały może ze 3 samochody.
Skręciłem w stronę swojego domu.
Chciałem się w nim znaleźć jak najszybciej.

Gdzie one są?

Szedłem bardzo szybko, niemalże truchtem.

Gdzie ja je położyłem?

Nerwy w ogóle ze mnie nie schodziły.
Koło chodnika rosło kilka drzew.
Zamchnąłem się, mocno uderzając w jedno.

Nie.

Przeszedłem kilka kroków i znowu uderzyłem w kolejne drzewo.

Jestem.

Poczułem jak prawa ręka zaczyna mi drżeć.

Pedałem!

Podszedłem do następnego drzewa i uderzyłem w nie z całej siły, tym razem lewą ręką.

Kolejne dostało dwa ciosy, bez żadnego powodu.
Nie czułem bólu.
Byłem wściekły.

Ręce mi drżały gdy próbowałem wcelować kluczem do zamka.
Nie potrafiłem trafić, co jeszcze bardziej mnie poirytowało.

Otworzyłem drzwi i zamknąłem je z głośnym hukiem.

Rzuciłem plecakiem i pobiegłem na górę.
Wszedłem do swojego pokoju, stanąłem na środku i rozejżałem się.

Poszedłem do łazienki, gwałtownie otwierając drzwi.

Sięgnąłem na najwyższą półkę.

Mam.

Ściągnąłem małe pudełeczko zapałek.
Otworzyłem i wysypałem całą zawartość, która wbrew pozorom wcale nie była drewnianymi pałeczkami z siarką na końcach.
Chwyciłem połyskujący przedmiot i podwinąłem rękaw.
Ręce cały czas mi drżały.
Dopiero teraz zobaczyłem jak z kłykci spływa mi krew.
Ściskałem żyletkę między palcami.

Obiecałem.

Ścisnąłem przedmiot jeszcze mocniej, przykładając go do skóry, tak że z miejsca styku wydostała się bordowa kropla.

Obiecałem.

Odrzuciłem metalowy przedmiot chowając, wszystkie inne żyletki spowrotem do pudełka wrzucając go za szafkę.

Stanąłem przed lustrem opierając się rękami o blat.
Podniosłem oczy i przyjrzałem się dokładnie swojemu odbiciu.
Grzywka w nieładzie, po całym dniu opadała na oczy.
Blada cera i wystające kości policzkowe.
Delikatne rumieńce i błękitne oczy, po mamie.
Suche usta domagające się choć kropli wody.

Ściągnąłem z siebie bluzę, rzucając ją z impetem w kąt. Wróciłem do poprzedniej pozycji.

- Nie jestem pedałem.- uśmiechnąłem się do siebie, po czym wyszedłem z łazienki


***
3/?💞

😘

Without Borders || B&B |☆RANDY☆|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz