"Bo nie."

836 103 29
                                    

Nie wierzę. 🤦🏼‍♀️ Naprawdę.

***

- Ooo!- usłyszałem nad sobą- Blondi!

▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪

-Zostaw mie...- jęknąłem odpychając tors osobnika, co klasycznie gówno mi dało

- Coś Ci się nie pomyliło..?- warknął z kpiną w głosie, a ja poderwałem wzrok i w jednej chwili poczułem jak cały alkohol wyparowywuje z moich żył

Niebieskie oczy lustrowały moją twarz, a na ustach szatyna widniał szyderczy uśmiech.
Chłopak też musiał być lekko podpity, bo opierał się o framugę drzwi.

- Odczep się.- warknąłem cicho, ale głos mi zadrżał i sam nie wiedziałem czy chłopak mnie dosłyszał

Damian... Daniel... Czy jak mu tam było pochylił się nade mną przez co cofnąłem się chwiejnie do tyłu.

- Co tam mamroczesz?- spytał się z kpiną w głosie

Nie odpowiedziałem mu, więc mocno mnie odepchnął, a ja znalazłem się w punkcie wyjścia uderzając plecami o blat kuchenny.

- Szacunku trochę...- syczał niebieskooki, zmniejszając odległość między nami- Myślisz, że jak- Dominic  kur#a!- przerwał mu zdenerwowany krzyk- Do kogo ty cholera jasna znowu się dopierdo...- tutaj przerwał odrzucając szatyna i spoglądając na mnie

Na twarzy Beaumonta widać było zdenerwowanie, ale zauważając mnie coś go ruszyło choć raczej mi się wydawało, bo po chwili znowu zmarszczył brwi.
Odwrócił wzrok na Dominica i chwycił go za drużynową bluzę wyrzucając z kuchni.

- Idź!- mówił- Zamocz. Cokolwiek człowieku!

Ja wciąż stałem przy blacie coraz mocniej zaciskając na nim dłonie.

- Wypad!- powiedział jakimś gapiom, którzy podpici cicho się chichrali

Gdy sam chciałem wyjść, gospodarz zagrodził mi drogę na co cicho warknąłem.

Czego zaś.

- Zawsze musisz się w kłopoty pakować.!?- powiedział z dziwnym spokojem i rezygnacją w głosie- Zrobił Ci coś..?

- Nie udawaj, że Cię to obchodzi... W ogóle nie powinno mnie tu być.- warknąłem chcąc go wyminąć, co jak wiadomo, nie udało mi się- Już wychodzę.- dodałem stanowczym głosem nie patrząc mu w oczy

- Zostań.- powiedział, ale nie wiem dokładnie, bo powiedział to tak cicho, że muzyka zagłuszyła jego słowa

- Słucham?

- Nie wychodź.- powiedział głośniej

- A niby dlaczego?!- parsknąłem

- Bo nie.- uciął, wręczając mi szklankę z trunkiem, a sam wziął jedną dla siebie

Patrzyłem na napój z lekką odrazą, ale niechętnie wypiłem zawartość.
Brunet lekko wypchnął mnie z kuchni i tyle go widziałem.
Głupio było mi to przyznać, ale odechciało mi się wychodzić.
Miałem ochotę oddalić się od tłumu spoconych osób i od alkoholu, więc poszedłem w stronę korytarza, na którym ruch był mniejszy.
Im dalej szedłem tym ludzi było mniej.
Z niektórych pomieszczeń dochodziły ciekawe odgłosy, ale poprostu to zignorowałem oddalając się od źródła hałasu.
Doszedłem do przeszklonych drzwi, które prowadziły do ogrodu, w którym zabawa trwała w najlepsze.
Ludzie w ubraniach wskakiwali do basenu, a inni śmiali się i wiawatowali z alkoholem w ręku.

Nigdzie nie mogłem dostrzec moich znajomych, przez co poprostu nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca.

Kierując się w prawą stronę doszłem prawdopodobie do bocznego wyjścia, które wąską ścieżką prowadziło na chodnik.
Nie miałem nic do roboty, więc i tak postanowiłem się już zmywać.
Otworzyłem drzwi, które ku mojej uldze z łatwością ustąpiły.
Gdy chciałem wyjść ktoś chwycił klamkę i zatrzasnął mi drzwi przed twarzą.
Odciągnął mnie i przyparł do ściany.
Chciałem krzyknąć, ale napastnik stłumił mój głos ręką.
Czułem jak nad moim ciałem zapanował strach, a serce wyskakuje z piersi.
Szamotałem się, ale chłopak, którego twarzy nie mogłem zauważyć mocno mnie trzymał.

Kur#a, po co ja tu przyszedłem!?

Without Borders || B&B |☆RANDY☆|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz