"Miałem jeden cel."

874 108 15
                                    

Wchodząc do domu nie odezwałem się ani słowem.
Nic nie było w stanie przejść mi przez gardło.
Moje myśli biły się, tworząc w mojej głowie totalny chaos.
Czułem jak pieką mnie dłonie w miejscach, które miały styczność z ciałem bruneta.
Zaciskałem je w pięści po chwili puszczając, próbując pozbyć się tego złudnego uczucia.
Torturowałem swoje usta bez przerwy przygryzając wargi i dotykając je opuszkami palców przez co czułem metaliczny posmak w buzi.

Starając się być cicho przeszedłem do swojego pokoju przy czym omal nie wywróciłem się na schodach.
Czułem jak moje oczy zaczynają się szklić, a narastający gniew zapanowywuje nad moimi myślami.

Ściągnąłem bluzę ciskając ją razem z plecakiem w kąt pokoju.

Wszedłem do łazienki opanowując się na tyle, by nie trzasnąć drzwiami.

Gdy zobaczyłem swoje odbicie w  lustrze chwyciłem się za głowę boleśnie ciągnąc za końcówki włosów.
Z całych ził starałem się tłumić  w gardle krzyk.

To miał być koniec!

KONIEC, KUR#A!

On jest dla mnie nikim.

Nikim.

Nikim.

Nikim.

To nie miało mieć miejsca!
Ta sytuacja to jakaś je#ana pomyłka!

Kur#wa dałem się!
To musiał być zakład.
Fowler ty pieprzony durniu!
Co ci odjebało!?

Nie jesteś już żadnym, cholernym pedałem!

Otworzyłem gwałtownie szafkę próbując dłonią wyczuć swój cel.
Wyciągnąłem pudełko, niebezpiecznie mocno ściskając je w dłoni.
Osunąłem się po ścianie obracając przedmiot między palcami.

Pokręciłem głową czując jak z po policzkach spływają mi łzy.

- Nie jestem pedałem...- szepnąłem do siebie, łamiącym sie od płaczu głosem

Ścisnąłem pudełeczko jeszcze mocniej, czując jak zawartość zaczyna wbijać mi się w rękę.

Koniec.

Zamachnąłem się i rzuciłem kartonikiem o kafelki przez co jego zawartoś wysypała się z charakterystycznym dźwiękiem.

Wizja tego czym była przyczyna zachowania bruneta poprostu mnie przerażała.
Miałem pewność, że byłem ofiarą chorego zakładu.

Miałem jeden cel.

Kur#wa jeden. Pieprzony. Cel.

Unikać Beaumonta.
Z czego on sam podchodził do mnie i zadawał mi cios za ciosem.

Z natłoku myśli czułem jak moje ręce zaczynają drżeć.
Musiałem się czymś zająć, oderwać od wszystkiego co mnie przytłaczało.
Chwyciłem najbliższy mi przedmiot aby zająć czymś ręce, przez co teraz między moimi palcami zwinnie lawirowała żyletka.

Czułem niemałe zawroty głowy więc oparłem głowę o kafelki.
Przymknąłem oczy czując jak ciężkie powietrze dostaje się z trudem do moich płuc.
Mimo iż inhalator znajdował się w kieszeni moich spodni, nie miałem nawet siły aby chociażby go stamtąd wyciągnąć.
Odczuwałem wrażenie, że wszystko wokół obraca się przeciw mnie.
Zawsze starając się czemuś zapobiec czy coś osiągnąć wszystko rozpadało się jak durny domek z kart.
Miałem już wszystkiego dosyć.
Ostatnio nastawały dni, że nawet tlen zaczynał mnie wkur#iać.

Syknąłem cicho otwierając oczy, czując pieczenie na opuszku jednego z palców.
W miejscu rozcięcia zebrała się mała kropla szkarłatnej cieczy, która pod wpływem napływającej ilości leniwie spłynęła w dół długości dłoni.

Machinalnie czułem jak kąciki ust drgnęły mi w uśmiechu.

Już zapomniałem jakie to odprężające...

Spojrzałem na błyszczący przedmiot między moimi palcami.

Przecież to takie proste.

Przecież to tylko...

Nie.

Poderwałem się z ziemi szybko zbierając z podłogi połyskujące żyletki.
Ręce w dalszym ciągu lekko mi się trzęsły, przez co ciężko było mi chwytać blaszki.
Co chwilę czułem jak jedna z nich znaczy moją dłoń.
Schowałem żyletki do pudełka i  rzuciłem je na szafkę przez którą osunęły się i wpadły za nią.

Wyszedłem z łazienki, schyliłem się po drodze i podniosłem bluzę, ubierając ją na siebie.

Miałem jedną pewność.

Jeśli historia się powtórzy,

nie dożyję Nowego Roku.

***
Tęskniłam ;)

Rozdziały mogą pojawiać się trochę nieregularnie przez (bo wiadomo, cuż by innego?)  nawał nauki zapowiedziany na kolejnu tydzień, ale bez obaw, rozdziały będą.

😘

Without Borders || B&B |☆RANDY☆|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz