"Piątek to jeszcze nie weekend."

948 109 27
                                    

Rano wstałem bez żadnego problemu.
Wyspałem się, naprawdę.

Na myśl o tym, co stało się zeszłego wieczoru oblewał mnie rumieniec, a ciałem wstrząsały lekkie dreszcze.

Poprzedniego dnia zdałem sobie sprawę, że nie potrafiłem się zmienić i ukryć przed samym sobą kim tak naprawdę jestem, ale...
Ale to wszystko przez Beaumonta.
W głowie wciąż powtarzałem sobie, że nie mogłem dawać sobie nadzieji.
Nawet po tym co wydarzyło się między nami zeszłego wieczoru i podczas kilku innych sytuacji, nie dopuszczałem do siebie żadnych szans.
Nie potrafiłem przyswoić sobie myśli, że kapitan drużyny footballowej, facet, na którego widok laski mają mokro w majtkach i w ogóle totalny, wygryw życiowy, tak poprostu powiedział mi, że jest gejem.
Wciąż wydawało mi się, że się przesłyszałem, a cały ten czas spędzony z brunetem był jakimś durnym snem.
Jedyne, co nie dopuszczało do mnie tej myśli było to, że smaku jego ust tak poprostu nie dało się zapomnieć.

Ja... Ja chyba się zauroczyłem.

Zauroczyłem się w pieprzonym Ryanie Beaumoncie, który mimo, że tak cholernie mnie wnerwiał to jako jedyny potrafił zepsuć moją wizję "normalnego" życia.

Przyznałem to.

Nie na głos, ale przyznałem.

Nawet jakby... Jaki sens miałaby ta relacja?
Brunet miał swoją reputację, znajomych i doskonałe życie, więc gdzie tu ja?
Miałem ciche przypuszczenia, że wszystko co działo się między mną, a chłopakiem nie prowadziło do niczego dobrego.
Śmiałem przypuszczać, że brunetowi szybo się znudzi, a ja będę miał nieźle przewalone w celu chęci utrzymania mojego języka za zębami.

Wciągu moich rozmyślań zdążyłem skończyć już swoją poranną toaletę.
Ubrałem białą koszulkę z długim rękawem i pierwsze, lepsze jeansowe rurki.

Wyszedłem z domu dość wcześnie, mając nadzieję, że szkoła choć trochę uwolni mnie od natłoku myśli, ale co mogłem zrobić jeśli częścią tego miejsca był właśnie obiekt, który bezczelnie wziął krzesło i siedział mi  w głowie...

▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪

Historia to coś czego wręcz obłędnie nienawidziłem, a facet na lekcji to przechodził już chyba samego siebie.

Siedziałem, niemalże leżąc na ławce i opierałem się o rękę czując, że moje powieki coraz ciężej wykonują swoją pracę. Jako, że była to przedostatnia lekcja to każda mijająca minuta była jak na wagę złota.
Jack, który zajmował miejsce obok mnie, chyba podzielał mój entuzjazm, bo jego twarz spoczywała już na blacie, ukryta w zagięciu ręki.

Głupio było mi się przyznać, ale już przed południem straciłem dobry humor, czego prawdopodobnie była nieobecność kapitana drużyny footballowej.
Wchodząc do szkoły miałem jakąś cichą nadzieję, że go zobaczę i wszystko czego doświadczyłem nie było tylko głupim złudzeniem.
Nie było mi to jednak dane, bo chłopak znowu nie pojawił się w szkole.
Przez cały czas nie potrafiłem się skupić, bo wciąż wykluczałem możliwości powodów jego nieobecności.
W zasadzie nie powinno mnie to interesować, ale ciekawość zżerała mnie od środka i raczej miała mnie pochłonąć żywcem, bo przecież nie zapytałbym się Beaumonta o powód jego nieobecności.

Pffff...

Jeszcze by sobie pomyślał, że mi zależy...

▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪

Gdy zadzwonił dzwonek, wreszcie mogłem wyrwać się z tego zakładu dla analfabetów.
Jedynym moim pocieszeniem była świadomość, że następny dzień przynosił wyczekiwany i zawsze zbawinny piątek.

Without Borders || B&B |☆RANDY☆|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz