"To koniec."

877 108 40
                                    

Wypadłem z autobusu, szybkim krokiem zmierzając w stronę domu, który był tylko dwie ulice dalej.

Łzy na moich policzkach zdążyły już wyschnąć, ale gniew ani trochę ze mnie nie uleciał.

Jak on mógł?!

Posłużył się mną jako przedmiotem we własnej sprzeczce i to jeszcze w taki  sposób!

Bezczelny skurwiel!

Tak długo pracowałem nad tą cholerną reputacją aby nikt się nie domyślił i co kurwa?!
I teraz wyjdzie jakiś kretyn, z którym się poprztykał i rozjebie wszystko, a koszmar zacznie się od początku...

Moje dłonie pobielały z siły zacisku pięści, a po moich policzkach znowu zaczęły płynąć łzy.
Czułem się tak totalnie bezradny
jakby ktoś właśnie chwycił moje bezwładne ciało i bez żadnej możliwości ucieczki, cisnął mną spowrotem w przepaść, z której właśnie jakimś cudem zdołałem wyjść.

Wszedłem do domu, a drzwi z mocnym hukiem odbiły się od ściany.
Mojej rodzicielki nie było, co w tamtym momencie działało na moją korzyść, bo w przypływie emocji mógłbym ją skrzywdzić.

Zrzucałem buty, klnąc siarczyście na Beaumonta, Dominica, całą tą sytuację, ludzi i w ogóle na cały ten pieprzony świat, który z mojego punktu widzenia przeistaczał się w istne piekło.

Wbiegłem po schodach i ciskając plecakiem o ścinę, wszedłem do swojego pokoju.
Byłem wściekły, ale nie mogłem dać ponieść się emocjom.
Otworzyłem okno na oścież, aby moje rozgrzane ciało owiał lekki chłód wiatru.
Ciągnąc za swoje włosy, rzuciłem się na łóżko i dociskając twarz do poduszki zacząłem krzyczeć.
Łzy, które mimowolnie spływały po mojej twarzy, zaczęły moczyć poszewkę, ale w tamtej sytuacji nic mnie to nie interesowało.

Moim umysłem targało mnóstwo emocji.
Byłem wściekły, przerażony, bezradny, a zarazem zażenowany.
Wszystko niebezpiecznie napierało na mnie ze wszystkich stron, a ja nie mogłem nic zrobić.

To był koniec.

Koniec.

Koniec.

Koniec.

Nie było nawet opcji, żeby szatyn omieszkał sobie zachowania durnej, nawet nieprawdziwej informacji dla siebie.
Wiedziałem, że jeśli ktokolwiek się dowie będę skończony.
Znowu.

Po dobrych kilkunastu minutach nie miałem już na nic siły.
Moje ciało leżało nieruchomo, a cichy szloch wydostawał się z moich ust.
Wpatrywałem się tępo w ścianę, a moje dłonie miarowo zaciskały się na kołdrze.

To koniec.

Zamknąłem opuchnięte od płaczu oczy, bo nie byłem już w stanie myśleć o tym, co miało wydarzyć się w poniedziałek...

Cały weekend.

Cały weekend na rozsianie ploty.
Tylko czekać aż zaczną się groźby i oszczerstwa.
Jak zostanę odgrodzony od całej społeczności i będę pochłaniać agresję skierowaną w moją stronę.

Jeden plus, pozytyw całej tej zjebanej akcji, przynajmniej wiedziałem, co mnie czekało i nie sądziłem, że cokolwiek mogło mnie zaskoczyć.
Przeżyłem zbyt wiele.

Moje myśli zaczęły coraz bardziej plątać się i zlewać w jedną ciemną plamę, a po chwili nic już nie widziałem.
Moim umysłem owładnęła ciemność.

▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪

Without Borders || B&B |☆RANDY☆|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz