Rozdział 26

3K 119 12
                                    

Obudziłam się słysząc, jak ktoś wchodzi do mojego pokoju, i co najgorsze on... ODSŁONIŁ ZASŁONY!

- Wstawaj!
Jest wpół do trzynastej! - powiedziała Bex, bo jak się okazało to ona weszła.

- Nieee, jeszcze pięć minut- jęknęłam, zakrywając poduszką twarz.

- Nie, nawet minuty ci więcej nie dam! - powiedziała zabierając mi kołdrę.

- Bekah, daj mi spokój!  - krzyknęłam.

- Nie ma mowy, wstawaj, ale już! - krzyknęła, tym razem zrzucając z łóżka mnie.

- Na szatana, niech ci będzie.
Już wstaje- mruknęłam otwierając oczy, i patrząc na uśmiechającą się  do mnie triumfalnie blondynkę.

- Nie można było tak od razu? - zapytała.

- Nie, ale jak mniemam, nie budzisz mnie z powodu godziny. - powiedziałam wstając, i patrząc na nią.

- Nie, dzwonił Stefan, że stało się coś, co może nas zainteresować, więc jeśli chcemy wiedzieć o co chodzi,  musimy być u nich w rezydencji, o szesnastej. - powiedziała.

- Nie powiedział nic więcej? - zapytałam.

- Nie- pokręciła głową.

- No okej, ogarnę się, i zejdę na dół- westchnęłam, a ona pokiwała głową i wyszła.

Weszłam do garderoby, i zaczęłam szukać ubrania.
Po zastanowieniu, znalazłam to o co mi chodziło.

Dzisiaj postanowiła, że ubiorę się w to:

 
Dzisiaj postanowiła, że ubiorę się w to:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

I te buty:

Razem z ubraniem, poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Razem z ubraniem, poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic.
Po ubraniu się, zrobiłam sobie jeszcze makijaż i weszłam, do pokoju.

Po wzięciu telefonu i sprawdzeniu godziny, a okazało się, że jest czternasta.  Zeszłam do reszty na dół.

- Hej- przywitałam się, siadając na oparciu fotela Nika.

- No nareszcie, wstałaś królewno- powiedział Kol.

- Gdyby nie ta... - zaczęłam szukać właściwego słowa.

- Ta??? - zapytała Bex mrużąc oczy.

- Ta wredna blondyna...  - zaczęłam, wywracając oczami.
-Pewnie dalej bym spała- powiedziałam z miną pięcioletniego oburzonego dziecka, zakładając ręce na piersi. Na dodatek, obok siebie usłyszałam śmiech, zresztą nie tylko tam, bo Kol to już dawno się ze śmiechu tarzał.

- Tak, śmiejcie się- prychnęłam i udałam obrażoną.

- Oj no, nie gniewaj się Love- usłyszałam tuż przy uchu,  rozbawiony głos, i poczułam ręce na swojej talii.

- Niech ci będzie - mruknęłam, całując go.

- Ekhem- usłyszałam krząknięcie.
- My tu nadal jesteśmy- stwierdził Kol.

- No coś ty, niemożliwe. Jasnowidzem jesteś. - zrobiłam minę krzyka i złapałam się za policzki.

- Bardzo śmieszne - prychnął.

- Tak, też tak uważam. - posłałam mu uśmieszek.

- Czy wy tak zawsze musicie- zapytał Elijah kręcąc głową z politowaniem.

- Chyba tak- westchnęła Bex

-Ojj tam- machnęłam ręką.
- A tak w ogóle, czego chce od nas gang Scooby-Doo? - zapytałam z ciekawości.

- Nie wiem, nie wyjaśnili konkretnie o co chodzi- powiedział, a ja pokiwałam głową.

Rozmawialiśmy jeszcze trochę, i o piętnastej, każdy poszedł do siebie, przygotować się do wyjścia.

Ja byłam gotowa, więc po wzięciu torebki poszłam do Klaus'a.

-Puk, puk- powiedziałam i włożyłam głowę do pokoju Nika, ale go w nim nie zastałam. Pewnie jest w łazience pomyślałam, widząc jak świeci się w niej światło.
Postanowiłam wejść, i poczekać aż wyjdzie.

Po kilku minutach, poczułam jak ktoś odsuwa moje włosy, i zaczyna całować mnie po szyi.

- Nie teraz- westchnęłam

- Wczoraj mówiłaś tak samo- stwierdził niezadowolony.

- Wiem, ale wczoraj byłam zmęczona. Potem jak wrócimy, będę tylko twoja. - powiedziałam siadając mu na kolanach, i całując przelotnie w usta. 

- No ja myślę- powiedział,  zgrabnie jeżdżąc swoimi palcami, po moim policzku.

- Zakochańce, chodźcie już-powiedziała rozbawiona Bex, stojąc w drzwiach.

- Jak nie Kol, to ty.
Zawsze ktoś nam musi przeszkodzić- warknął, a ona tylko pokazała mu język i poszła.

- Spokojnie- zachichotałam wstając, i ciągnąc go za rękę do wyjścia.

- Przecież się staram - mruknął niezadowolony.

O równej szesnastej byliśmy już u Salvatore'ów.
Drzwi otworzył nam Stefan, a po zaproszeniu do środka, zaprowadził nas do salonu.

- Przejdźmy do konkretów.
O co wam, znowu chodzi? - zapytał zirytowany Klaus.

- O to, że nasz wspólny wróg, wrócił do miasta- powiedział Damon.

Znieruchomiałam słysząc to,  przecież jemu chodzi o Katherine!

- Który wspólny wróg? - zapytał Elijah, patrząc na Damon'a.

- A jak myślisz? - zapytał patrząc na Elijah.

- Katherine- szepnął.

- CO?! - wrzasnął gwałtownie Klaus, o mało nie zrzucając mnie, ze swoich kolan.

- To co słyszałeś Klaus- powiedział Stefan.

- Skąd ta pewność? - zapytał Elijah.

- Z tond, że złożyła mi wizytę! - powiedziała rozzłoszczona Elena.

- Tak, to prawda - powiedziała Bennet.

- To co z tym zrobimy? - zapytał Stefan.

- Trzeba by coś wymyśleć- powiedział z zamyśleniem. Elijah.

- Może jakieś zaklęcie? - zapytała Bonnie, a ja się zaczęłam lekko denerwować.

- Tylko jakie? - zapytał, do tej pory milczący Jeremy.

- Cassidy, wymyślisz coś? - zapytał Stefan, a wszyscy na mnie popatrzyli.

Właśnie tego się obawiałam najbardziej, że będę musiała wybierać po czyjej stronie stanę.
Nie mogę pozwolić im, zabić Kath, nie po tym co dla mnie zrobiła.

Wzięłam dwa głębokie wdechy, i wstałam z kolan Klaus'a, a potem stanęłam tak by widzieć wszystkich.
Swoją drogą zaczęli na mnie dziwnie patrzeć.

- Nie pomogę wam- powiedziałam.

- Jak to, nie pomożesz?! - zapytał zły Damon.

- Normalnie. - stwierdziłam.

-Ale czemu? - zapytała Elena z oburzeniem.

-Przepraszam... - popatrzyłam na pierwotnych.
- Ale żeby nie było żadnych wątpliwości.
JA NIE ZABIJE KATHERINE!. - powiedziałam głośno i wyraźnie.

- Ty ją znasz?! - zapytał Damon z oskarżeniami.

- Tak, znam Kath, i nie pozwolę jej skrzywdzić, jestem jej to winna! - powiedziałam patrząc na niego poważnie.
-A po za tym, jest to moja przyjaciółka. - popatrzyłam na nich.

- Co proszę? - zapytał Elijah, bo Klaus to nic nie mówił, a jedynie, patrzył na mnie surowym wzrokiem.

Nie powiem, że jego wzrok jest mi obojętny, ale Kath jest moją przyjaciółką tak samo jak oni, i nie pozwolę jej skrzywdzić.

- To co słyszałeś, nie pomogę wam.
Przepraszam - popatrzyłam na ich czwórkę smutno,  i zabierając torebkę, w wampirzym tępię wyszłam.

Weszłam do samochodu, i po odpaleniu silnika, wyjechałam z podjazdu.
Zaczęłam się kierować, w stronę lasu, muszę z nią porozmawiać, o tym co dalej.

















Mamy koniec rozdziału.
Mam nadzieję, że nie oburzyłam was bardzo takim obrotem akcji.


Do Zoba

I

Buziaczki x_Cassidy_x 😘😘😘

Little EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz