Rozdział 57

1.4K 80 7
                                    

Następnego dnia kiedy tylko wstałam, od razu poszłam szybko się ogarnąć by pojechać do Kath.
Chciałam się jeszcze z nią pożegnać za nim wyjedzie.

Jednak jedna rzecz mnie przerażała, od rana miałam przeczucie, że dziś coś się niedobrego wydarzy, ale może mi się po prostu wydaje.
Nie powinnam się tym przejmować.

-Gdzie ci się tak śpieszy? -usłyszałam głos Elijah'y, kiedy byłam już na dole.

-Muszę coś załatwić -powiedziałam i szybko wyszłam z rezydencji.

Po około piętnastu minutach drogi byłam już pod domkiem Kath.
Zdziwiło mnie jednak to, że niedaleko stoi auto Eleny...

Wystraszona szybko pobiegłam w stronę domku brunetki.

To co zastałam na miejscu przerosło moje wszelkie wyobrażenia!

-Cassidy to nie tak jak myślisz... -zaczęła Bonnie.

-Nie tak jak myślę?! -krzyknęłam zła.

-To nie było celowo, defa kto przyjechaliśmy, bo chcieliśmy od Katherine jednej informacji, ale nie chcieliśmy jej zabić-powiedziała Elena.

-Nie chcieliście jej zabić?! -popatrzyłam na nich zła.
-Co ty pleciesz!-byłam na nią cholernie wściekła.
-Od początku chcieliście się pozbyć Katherine.
Najpierw to porwanie i próba uwięzienia jej w jaskini, potem cały czas kręciliście się koło jej domku... -zaczęłam wyliczać, ale mi przerwali.

-Skąd wiesz o tym, że kręciliśmy się tu?! -zapytała gwałtownie Forbes.

-Skąd?!
Katherine nie jest, a raczej była głupia, zauważyła was i mi o tym powiedziała- syknęłam.
-Tak czy inaczej, nie chcieliście jej zabić, to czemu ty i ty-wskazałam na Elenę i Bonnie.
-Macie na rękach JEJ krew?! -zapytałam podkreślając słowo "Jej".

-No, bo... -Elena zaczęła się jąkać.

-No, bo?! -wrzasnęłam.

-No, bo chcieliśmy tylko pewną informacje, ale ona nie chciała nam jej dać, więc Caroline zaczęła się z nią kłócić i to była chwila, one zaczęły się szarpać i Caro w obronie przebiła ją kołkiem... -powiedział Stefan.

-A więc to twoja wina! -krzyknęłam przyszpilając za gardło te dziwkę do ściany.

-Puść ją- powiedziała Bonnie.

Puściłam ją i uśmiechnęłam się perfidnie.

-Nie obchodzi mnie, że to jej sprawka. I ona i wy wszyscy na tym ucierpicie!
Radzę się pilnować, bo jak to mówią nie znacie dnia ani godziny... -powiedziałam z uśmiechem, i już zaczęłam planować jak się zemszczę.

-Cassidy, nie działaj pod impulsem... -zaczął spokojnie Stefan.

-Hahah-zaśmiałam się.
-Pod impulsem, czy ty siebie słyszysz Stefan? -zapytałam rozbawiona.
-Słońca, ja od dawna planuje zemstę.
A wy teraz daliście mi kolejny powód by ją zrealizować-powiedziałam.

-Słucham? -zapytała zbita z tropu Elena.

-Kochana, ty pójdziesz jako pierwsza.
No chyba nie sądziłaś, że ja żartowałam wtedy jak powiedziałam "Zapłacisz za wszystko co mi zrobiłaś "-popatrzyłam na nią jak na idiotkę.

-Ale... -popatrzyła na mnie przerażona.

-Nic nam nie zrobisz  -powiedział pewnie Damon.

-Kochanie, nie wiesz na co mnie stać- popatrzyłam na niego z kpiną
-Zapłacicie za to co stało się Katherine, więc lepiej bądźcie czujni- mruknęłam i patrzyłam jak dziewczyny wychodzą z przerażeniem, a zaraz za nimi Damon i Stefan. 

Kiedy tylko wyszli po moich policzkach zaczęły lecieć słone łzy.
Płakałam przez dobre pół godziny siedząc obok Kath.
I płakałabym dalej gdyby nie dzwoniący telefon.

-Tak-zapytałam próbując przybrać normalny ton głosu.
-Cassidy, dlaczego ty płaczesz? -zapytała lekko przerażona Bex.

Nie miałam siły dłużej być twarda, po prostu postanowiłam jej powiedzieć co się stało.

-Ona nie żyje Rebekah-zaszlochałam.
-Czekaj kto... Katherine? -zapytała cicho.
-Tak-ledwo co wydusiłam.
-Będę za dziesięć minut, tylko spokojnie! -powiedziała i się rozłączyła.


Rebekah POV


Totalnie mnie to zatkało.
Katherine nie żyje, przecież miała wyjechać.
Chyba, że...

-Pozabijam ich wszystkich-powiedziałam sama do siebie schodząc na dół, gdzie siedział Elijah i Nik.

-Co się stało, co ty taka rozzłoszczona? -zapytał rozbawiony Nik.

-Mi raczej do śmiechu nie jest-syknęłam.

-Co się stało? -zapytał Elijah patrząc na mnie.

-Katherine nie żyje, a Cass jest w totalnej rozsypce -powiedziałam cicho.

-Co? -zapytał zdziwiony.

-To co słyszałeś- powiedziałam, i zerknęłam na Nika, który był w totalnym szoku. Dosłownie.

-Jadę do niej- popatrzyłam na nich.

-A my z tobą-powiedział Nik wstając.

- Nie jestem pewna, czy będzie chciała cię w tej chwili widzieć- odpowiedziałam patrząc na niego chłodno.

-Dobra, niepotrzebnie zrobiłem jej o to awanturę- westchnął.

-Musisz ją przeprosić, i być przy niej teraz- powiedziałam i nie czekając na odpowiedź poszłam w stronę drzwi.


Cassandra POV


Po tym jak Bekah się rozłączyła oparłam się o ścianę chcąc spróbować się jakoś uspokoić.
Po kilku minutach usłyszałam czyjeś kroki, a raczej kroki kilku osób.

-Cassie-Bekah podeszła do mnie i mocno przytuliła, a do moich oczów znów napłynęły łzy.

-Ja już nie daje rady -westchnęłam.
-Najpierw Kol, a teraz ona-zaczęłam znowu płakać.

-Ciii-poczułam jak jakieś silne ręce mnie obejmują.
-Już spokojnie-powiedział Klaus i zaczął gładzić mnie po włosach.

Kątem oka mogłam zobaczyć, że Elijah'e też to ruszyło.
Jakby nie było, słyszałam, że kiedyś oni coś ten teges razem, więc chyba głupio by było jakby stał obojętny.

Siedząc tak w ramionach Nika, nawet nie wiem kiedy usnęłam.



Przepraszam, tak musiało się stać😭😢

4/6

Little EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz