Rozdział 48

1.8K 95 21
                                    

Rebekah POV


- Cassidy?
Cholera jasna, nie wiem, który już raz z kolei dzwonie!
Czemu nie odbierasz?! - usłyszałam zirytowany głos brunetki.
- Cześć Katherine, z tej strony Rebekah- powiedziałam rozbawiona.
- A czemu Cassidy nie odebrała? To chyba w końcu jej telefon- stwierdziła zaciekawiona.
- Cassidy zemdlała i... - przerwała mi brunetka.
- Szlag, będę za góra dziesięć minut! -powiedziała i się rozłączyłam.

-No świetnie, jeszcze nam tu tylko Pierce brakuje- usłyszałam zirytowany głos Damon'a.

- Tak, owszem,
JESZCZE jej tu brakuje! - powiedziałam patrząc na niego z satysfakcją.

- Czy jest to konieczne? - usłyszałam pretensjonalny głos blondyny o nazwisku Forbes.

- Ty tu akurat masz najmniej do gadania, ale tak jest to KONIECZNE, bo to przyjaciółka Cassidy- powiedziałam, a wszyscy umilkli.

Katherine pojawiła się dokładnie dziesięć minut później, tak jak mówiła.
Po wejściu nie zwracając na nikogo uwagi, podeszła od razu do Cassidy.

- Dziewczyno do czego ty się doprowadziłaś- zaczęła mruczeć pod nosem.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi? -rzuciła Elena.

- Nic wam jeszcze nie powiedziała? - zapytała szczerze zdziwiona.
- To znaczy, tobie to rzecz oczywista, ale wam- odwróciła się w stronę moją i moich braci.

- O czym ty pleciesz Pierce?! - warknął już zdenerwowany Nik.

- No to pięknie- westchnęła kręcąc głową.

- Nic nie rozumiem, o co chodzi Kath? - zapytałam i zostałam spiorunowana za użycie zdrobnienia jej imienia.

- Nie mogę wam nic powiedzieć- westchnęła kręcąc głową.

- Jak to nie możesz?! - zapytał Nik podnosząc głos.

- Cassidy jest moją przyjaciółką i dlatego nie będę się z tobą kłócić Klaus- stwierdziła patrząc na mojego brata.
- I po prostu nie mogę, obiecałam jej i nie złamię obietnicy! - powiedziała poważnie.

- Czekaj, to ty wiesz a my nie?! - Nikowi zdecydowanie puszczały nerwy, a dobrze się to nie skończy. Muszę coś zrobić.

- Nik spokojnie, proszę cię- powiedziałam patrząc na brata.

- To nie moja wina, ja jej mówiłam, że powinna wam a zwłaszcza tobie o tym powiedzieć, ale rzecz chyba oczywista, że ruda jest uparta i co by nie powiedzieć ona i tak zrobi swoje- stwierdziła.

- Tu się muszę niestety zgodzić.
Cassidy jest uparta- stwierdził Elijah wzdychając.

- Mogę wam tylko powiedzieć, że na pewno żyje i z tego wyjdzie- powiedziała spokojnie.

- Czekaj, z kąt wiesz? - zapytał Kol.

- Za dużo gadam- mruknęła.
- Bo już raz tak miała i to niedawno, ale więcej już nic wam powiedzieć nie mogę, po prostu dajcie jej czas- powiedziała kończąc temat.

- To co teraz? - zapytał Jeremy.

- Na pewno jej tu nie zostawimy kretynie- stwierdziłam.

- Zabierzemy ją do nas- powiedział Nik.

- Przynajmniej będziemy mieć ją na oku- dorzucił Elijah.

Popatrzyłam na Kath niemo pytając ją o zgodę, bo jakby nie było teraz mieszkały razem i ona coś do gadania też ma.

- Niech wam będzie - stwierdziła lekko niezadowolona, pewnie też wolałaby mieć Cass na oku.

- Możesz ją odwiedzać - stwierdził niechętnie Nik, w co nie mogłam uwierzyć.

- Z kąt mam wiedzieć, czy czegoś znowu nie knujesz? - zapytała z kpiną.

- Nic nie knuje, obiecałem Cassidy, że jakoś spróbuje zaakceptować waszą przyjaźń- powiedział oschle.

- Skorzystam, nie zostawię jej samej w tej chwili- powiedziała.

Jeszcze chwile, siedzieliśmy i obgadywaliśmy wszystko, a potem Nik wziął Cass i pojechaliśmy do nas.
Dogadałam się z Kath, że rzeczy Cass na razie u niej zostaną.

Przez resztę dnia, na zmianę każdy czuwał przy Cass czy czasami się nie budzi, ale niestety nie obudziła się.






_______________________________

Cassandra POV


Obudziłam się z krzykiem rozdzierającym moje gardło, który chyba było słychać nie wiem jak daleko.

- AAAAAAAAAAA- krzyknęłam i zaczęłam się trząść, a cała moja twarz była oblana potem.


Katherine POV


Siedzę u Pierwotnych, tak u nich.
Zresztą tak jak cała reszta, która próbuje ze mnie coś wyciągnąć, ale ja jestem nieugięta.

W pewnym momencie słychać przerażający krzyk... Zaraz to krzyk Cass!

- To krzyk Cassidy! - powiedziałam zrywając się z miejsca zresztą tak jak cała reszta.


Cassandra POV

Zaczynam brać wdechy i wydechy, kiedy do mojego pokoju wpada kilka osób.

- Ty żyjesz, dzięki szatanie- patrzę na Kath, cały czas nie mogąc się uspokoić.

- A dlaczego miałabym nie żyć? - zapytała rozbawiona.

- Nie śmiej się, tylko najlepiej mnie uderz- stwierdziłam.

- Jej odbiło usłyszałam - głos Kol'a.

- Nie odbiło debilu, tylko muszę mieć pewność, że na pewno się obudziłam, a nie tkwię dalej w tym okropnym koszmarze - powiedziałam zamykając oczy by spróbować się uspokoić. Po chwili czuje jak ktoś walną mnie w ramie.
- Dobra stop, wystarczy - stwierdziłam patrząc na Kol'a kiedy ten po prostu zaczął się śmiać.

-Co ci się śniło? - zapytał Elijah.

Na wspomnienie tego snu, łzy same zaczęły lecieć po moich policzkach, a ja zaczęłam szlochać.

Po chwili, streściłam mu mój koszmar.

- A na koniec widzę te zakapturzoną postać, która przebija Kath kołkiem i potem już jest tylko ciemność i jakiś przerażający śmiech- mówię łamiącym się głosem.

- Jeśli mam być szczery, to nigdy nie słyszałem, by ktoś miał tak dziwny i realny sen- powiedział.

- Sen?! - zapytałam oburzona.
- Nie nazwała bym tego snem, a jakimś nie wiem... Nawet pojęcia nie mam jak to nazwać- stwierdziłam.

-Dobrze, już spokojnie- powiedział, a ja zaczęłam rozglądać się po zgromadzonych.

Jest tu Kath, Kol i Elijah.
Alaric i reszta świty, która jest mi tu niepotrzebna, więc rzuciłam tamtej trójce zirytowane spojrzenie.

- A nie mówiłyśmy z Rebekah - stwierdziła Kath.

- Mniejsza... -stwierdziłam, jeszcze raz wszystkich skanując.
- Gdzie Bekah i Nik? - zapytałam.

- Niklaus po tym jak się nie budziłaś, był załamy i jak wyszedł rano, tak nie wrócił a Rebekah powinna zaraz być- powiedział Elijah, a ja pokiwałam głową siadając po turecku.

Jak się okazało byłam w swoim pokoju u Pierwotnych.

Chwilę później, do pokoju wparowała dwójka bardzo dobrze mi znanych osób.

- Nareszcie- Bex rzuciła mi się na szyje przytulając mnie, co ja odwzajemniłam.
- Wyglądasz okropnie- skomentowała patrząc na mnie.

- Tsaa, jak zawsze miła i szczera- wywróciłam oczami i popatrzyłam na blondyna opierającego się o framugę drzwi.
- Byłam nieprzytomna...  -zaczęłam, ale zacięłam się, bo tak naprawdę nawet nie wiedziałam ile.

- Trzy dni - podpowiedział mi Elijah.

- Słucham? - zapytałam naprawdę zdziwiona.

- Serio tyle- skomentował Kol.

-Ostatnio to było zaledwie kilka godzin- mruknęłam kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Ale mniejsza, byłam nieprzytomna pieprzone trzy dni, a ty nawet mnie nie przytulisz? - zapytałam z udawanym oburzeniem patrząc na Klaus'a.
Ten jedynie się zaśmiał i podszedł do mnie po czym usiadł na łóżku i przytulił mnie.

-Lepiej? -zapytał rozbawiony.

- Może być- stwierdziłam z miną pięciolatki.

-Jesteście uroczy serio, ale wytłumaczysz nam może o co tu do cholery jasnej chodzi?! - zapytał Kol.

- AAGH - westchnęłam padając na łóżko.
- No więc tak... -zaczęłam im wszystko od początku opowiadać.
Wspomniałam o tych książkach, tych wszystkich dziwnych zachowaniach, spotkaniu z Nadią i... klątwie.

- Ja dobrze rozumiem, ona rzuciła na ciebie jakąś klątwę?! - zapytał wkurzony Nik.

-Tsa, tylko problem w tym, że nie wiem jaką- mruknęłam.
- A na dodatek nie chcę was martwić, ale czuję się coraz gorzej- powiedziałam poważnie.

- Nie martw się Love, znajdziemy ją i dowiemy się jak zdjąć te klątwę - powiedział Nik głaskając mnie po włosach.

-Mam nadzieję- westchnęłam.

Siedzieliśmy jeszcze trochę, bo wszyscy zadawali mi jakieś pytania i w ogóle, dopiero jakoś koło dwudziestej trzeciej poszłam spać, z nadzieją na spokojną noc.













I jak wam się podobał rozdział? 😁

Do Zoba

I

Buziaczki x_Cassidy_x 😘😘😘

Little EvilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz