Jeden z naszych drogich chłopców złapał chorobę a drugi się nim opiekuje? Ten pomysł natchnął mnie podczas mojego zachorowania na paskudztwo zwane przeziębieniem. Zapraszam was do czytania moi kochani.
----------------------------------------------------------------
Razem z moim drogim Holmesem przebywaliśmy na miejscu zbrodni w pewnej obskurnej dzielnicy Londynu o nazwie Whitechapel, gdzie zamordowano młodego mężczyznę. Dodatkowo w ten dzień padał tak duży deszcz iż nie schowani pod parasolami funkcjonariusze byli przemoknięci i trzęśli się z zimna. Natomiast mojemu narzeczonemu deszcz zupełnie nie przeszkadzał, ponieważ biegał po miejscu zbrodni w rozpiętym płaszczu i bez cylindra, który spoczywał w moich dłoniach.
-To była jedna z prostytutek. Dość niska, szczupła o blond włosach i zielonych oczach.-rzekł mój kochany do inspektora Lestrade'a.-Tylko tyle mogę powiedzieć ponieważ deszcz zmył wszelkie inne ślady. A twoi ludzie zadeptali resztę.-dodał gorzko mój drogi detektyw po czym wziął mnie pod ramię i wyszliśmy z ponurej alejki kierując się do najbliżej stojącego powozu.
-Na Baker Street.-powiedziałem do dorożkarza i wsiedliśmy do środka pojazdu, który zabrał nas do domu. W drodze do naszego lokum założyłem na głowę mojego ukochanego jego cylinder oraz zapiąłem mu płaszcz. Podczas zapinania guzików, mój drogi detektyw kichnął.
-Na zdrowie skarbie.-powiedziałem i z czułością pogładziłem klapy okrycia wierzchniego Sherlocka.
-Dziękuję kochanie.-podziękował Holmes, po czym znowu kichnął niczym mały kotek.
-Oj mój drogi jak tylko wrócimy do domu bierzesz ciepłą kąpiel i wypijesz ciepłą herbatę z cytryną.-rzekłem.-Nawet nie waż się ze mną kłócić słońce.-dodałem ostrzegawczym tonem a Sherlock pokiwał jedynie głową i położył swoją dłoń na mojej dłoni, a ja uśmiechnąłem się ciepło do mojego ukochanego. Sherlock również się uśmiechnął lecz zaraz ten uśmiech zmienił się w grymas i mój drogi detektyw znowu kichnął, w tym samym momencie w którym dorożka zatrzymała się przed drzwiami naszego domu. Szybko wyszliśmy z dorożki a Sherlock udał się do środka a ja natomiast zapłaciłem kierowcy i wszedłem do naszego domu. Będąc już w środku poprosiłem panią Hudson aby zrobiła herbaty z miodem i cytryną, po czym udałem się na górę i siłą zaprowadziłem mojego ukochanego do pokoju kąpielowego gdzie przygotowałem mu ciepłą kąpiel, a ja sam przygotowałem Sherlockowi suche ubrania, w które mój drogi detektyw ubrał się i usiadł w fotelu przy rozpalonym kominku. Ja natomiast sięgnąłem po koc i otuliłem nim Holmesa, składając czuły pocałunek na jego wysokim czole, które było ciepłe, za ciepłe jak na standardową temperaturę ciała, zmartwiony szybko udałem się po moją torbę lekarską z której wyjąłem termometr i wróciłem z nim do mojego narzeczonego.
-Włóż go skarbie pod pachę.-rzekłem stanowczym głosem.
-Mój drogi jeżyku nie wygłupiaj się nic mi nie jest.-odparł Holmes, trzymając w dłoniach filiżankę z herbatą tak aby móc o nią rozgrzać dłonie.
-Sherlock nawet się ze mną nie kłócić tylko bierz ten cholerny termometr ponieważ muszę zmierzyć tobie temperaturę ciała i podejrzewam żeś się przeziębił.-rzekłem, prosząc niebiosa o cierpliwość ponieważ chory Sherlock jest gorszy od małego dziecka. Mój przyjaciel prychnął i wziął odemnie miernik temperatury i włożył po pachę z miną dziecka któremu zabrano lizaka i z taką samą miną wypił łyk herbaty. Po określonym czasie przejąłem od mojego ukochanego termometr i sprawdziłem ile stopni się ukazało. Tak jak podejrzewałem termometr wskazywał pomiędzy stanem podgorączkowym a stanem gorączkowym, czyli prawie trzydzieści osiem stopni.
-Miałem rację kochanie.-odparłem i wstrząsnąłem termometr do pozycji wyjściowej.-A teraz skarbie, idziemy do łóżka.-rzekłem, a Holmesowi rozbłysły oczy.-Ty idziesz do łóżka mój drogi i nie wychodzisz z niego dopóki twoja kondycja zdrowotna nie będzie w pełni zadowalająca,-natychmiast się poprawiłem, a mojemu narzeczonemu oklapły ramiona.
CZYTASZ
Our Baker Street Dżentelmen czyli wiktoriański Johnlock oneshots
FanfictionOneshoty dziejące się w kanonicznym świecie stworzonym przez Sir Artura Conan Doyle o naszych chłopcach z Baker Street 221B