Moi kochani, jak sama nazwa wskazuje, chłopcy i spanie "na łyżeczkę". Co z tego wyniknie? Przekonajcie się sami...
----------------------------------------------------------
Była to spokojna czerwcowa noc. Razem z moim drogim małżonkiem szykowaliśmy się do snu, wcześniej upewniając się że nasza mała pszczółka dryfuje już swobodnie w sennych marzeniach. Zanim się obejrzałem, mój drogi Sherlock zmęczony dzisiejszym dniem, zasnął kiedy tylko jego głowa dotknęła poduszki. Uśmiechając się pod moim wąsem, okryłem mojego detektywa letnią kołdrą, po czym jeszcze sprawdziłem czy Rose nie odkryła się z kocyka podczas snu. Lecz malutka spała jak aniołek, więc wróciłem do naszej sypialni i położyłem się na naszym łóżku, wtulając się w mojego ukochanego, oddając się wołaniu Morfeusza. Śniło mi się że stoję na łące pokrytej przepięknie pachnącymi i kolorowymi kwiatami i obserwuję jak mój najdroższy wraz z naszą córeczką układają bukiet śmiejąc się i rozmawiając, po czym Rosie podnosi w swojej rączce dwa rozkwitnięte mniszki pospolite potocznie nazywane dmuchawcami, po czym jeden podaje mojemu mężowi a drugi zatrzymuje sobie i razem dmuchają w jego biały puch tak aby jego części poszybowały daleko w przestworza, co też się stało. Oczarowany spoglądałem na ten widok, nie mogą uwierzyć w to że miałem tak wspaniałe osoby przy moim boku, które kochałem całym swoim sercem. Sherlock spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczami i z uśmiechem na ustach zawołał:
-John!
Rosie uśmiechnęła się również i zawołała:
-Papa!
Uśmiechnąłem się szeroko i zawołałem:
-Już idę!
Po czym zacząłem biec w stronę mojej rodziny, jednak nie mogłem się do niej przybliżyć nawet na parę metrów, natomiast nawoływania mojego ukochanego przybierały na sile. Gwałtownie otworzyłem oczy i mojemu widokowi ukazał się biały sufit mojej i mojego drogiego Sherlocka sypialni, a do moich uszu dotarł cichy głos mojego ukochanego mówiącego niezrozumiałe słowa i powtarzający moje imię. Zmartwiony usiadłem, by moim oczom ukazał się mój małżonek, rzucający się w pościeli, targany przez senne demony. Zmartwiony o mojego męża zacząłem lekko potrząsać jego ramieniem, mówiąc:
-Sherlock, Sherlock, kochanie obudź się. Skarbie obudź się.
Jednakże na nic zdawały się moje błagania i prośby, ponieważ mój umiłowany zdawał się mnie nie słyszeć natomiast jego koszmar zdawał się przybierać na sile.
-Nie....Ty nie żyjesz....Zepchnąłem ciebie w dół wodospadu....Ty nie żyjesz.... Moriarty nie krzywdź go....John...-mamrotał mój małżonek, szarpiąc się w pościeli. Wtedy zrozumiałem że śnił o upadku z wodospadu Reichenbacha, sam miałem kiedyś wiele podobnych koszmarów, jednakże wiedziałem że ten mojego ukochanego jest w porównaniu z moimi koszmarami, naprawdę przerażający.
-Sherlock mój najdroższy, to tylko sen.-mówiłem spokojnym głosem,potrząsając ramieniem mojego ukochanego i składając pocałunki na skroni mojego męża, akcentując każde słowo złożonym pocałunkiem.-Słońce to tylko zły sen,jesteś bezpieczny, jesteś u nas w domu, na Baker Street, jestem przy tobie. To tylko zły sen, proszę skarbie, moja droga Wyderko obudź się. Proszę skarbie, wyrwij się z objęć tego koszmaru i wróć do rzeczywistości, gdzie na ciebie czekam aby cię utulić i pocałować. Proszę skarbie, to tylko sen.
Kiedy tylko skończyłem mówić i nabierałem powietrza do kolejnego monologu, mój najdroższy obudził się z gwałtownym nabraniem powietrza i złapał mnie za rękę, a jego usta wyrzekły jedno słowo:
-John!
-Spokojnie skarbie.-zacząłem przemawiać do mojego przyjaciela spokojnym głosem, niczym do wystraszonego zwierzątka, gładząc jego wzburzone kruczoczarne włosy i całując jego smukły policzek, wyciszając moje łomoczące serce które szalało z niepokoju o mojego ukochanego tak samo jak ja.-To był tylko zły sen. Jesteś razem ze mną w naszym domu. Jesteś tutaj bezpieczny. Słońce ty moje, nic tobie nie grozi, jestem tutaj.
Mój najdroższy westchnął po czym wtulił się we mnie, a ja objąłem go ramionami, szepcząc kojące słowa i składając motyle pocałunki na jego włosach.
-Chcesz opowiedzieć o tym co ci się śniło Wyderko?-zapytałem gładząc delikatnie plecy mojego drogiego Holmesa.
-Nie Jeżyku.-odpowiedział stanowczo mój najdroższy detektyw, chowając swoją twarz w moją koszulę nocną.
-Dobrze kochanie.-powiedziałem.-Chciałbyś się poprzytulać na leżącą moje słońce?
-Byłbym zobowiązany mój Jeżyku.-mruknął mój ukochany i ułożyliśmy się wygodnie na poduszkach, gdzie wtuliłem odwróconego plecami do mnie Sherlocka, w moje ramiona i zacząłem nucić spokojną melodię która przyszła mi do głowy, gładząc jednocześnie kojącymi ruchami ramię mojego ukochanego, dopóki sen spowrotem nie zakradł się do genialnego umysłu jedynego mężczyzny którego pokochałem, sprowadzając na niego same piękne obrazy, pozbywając się tym samym Moriaty'ego i jego krwiożercze plany spowrotem do czeluści świata zmarłych. Natomiast ja nie chciałem już spać, i czuwałem nad moim najdroższym, dopóki nad ranem i mnie nie przywołało wołanie świata sennych wyobraźni i pragnień, które czasami zmieniało się w kata naszych psychik.
----------------------------------------------------------
A teraz obrazki:
I na tym zakończymy ten shot. Mam nadzieję że wam się spodobał i że nie był zbyt krótki. Jeśli tak to nie zapomnijcie skomentować i ogwiazdkować ( jeśli oczywiście chcecie do niczego was nie zmuszam) do zobaczenia w kolejnych i papa całusów sto dwa 😚😚😚
CZYTASZ
Our Baker Street Dżentelmen czyli wiktoriański Johnlock oneshots
FanfictionOneshoty dziejące się w kanonicznym świecie stworzonym przez Sir Artura Conan Doyle o naszych chłopcach z Baker Street 221B