Moi kochani, po powrocie z cmentarza i zrobieniu malinowej herbaty wpadłam na pomysł. A gdyby tak chłopcy przed wydarzeniami z Moriartym byli już parą? A nasz drogi doktor przeżywał żałobę za swoim kochankiem? Cóż z tego wynikło zapraszam do czytania.
-------------------------
Minęły już trzy lata od kiedy mój drogi przyjaciel, geniusz w sprawach kryminalnych i znawca prawa swojego pokolenia Sherlock Holmes poległ w otchłani wodospadu Reichenbacha wraz z geniuszem świata przestępczego profesorem Moriartym.Trzy długie lata owiane czernią, w sercu nosząc głos mojego ukochanego, jego czułych pocałunków, ciepła, tych namiętnych nocy. Trzy puste lata owiane samotnością którą wypełniam wspomnieniami o moim najdroższym oraz pracą patologa sądowego, dzięki czemu mogę nieść pamięć o Holmesie, stosując jego metody. W międzyczasie prowadząc swoją skromną praktykę lekarską. Niektórzy z was mogliby powiedzieć że wpadłem w pracoholizm, jednakże dzięki temu jeszcze nie zostałem zamknięty w domu dla osób obłąkanych. Tak jak teraz kiedy tajemnicza śmierć Ronalda Adaira, któremu według dochodzeniowców śmierć zadano umyślnie przez nieznaną osobę lub grupę osób. Co najdziwniejsze ofiara znajdowała się w salonie na drugim piętrze a drzwi były zamknięte od środka. Kiedy matka denata kazała wyważyć służbie drzwi, w pomieszczeniu oprócz zwłok oraz pieniędzy na stole nie było żadnej broni. Natomiast śmierć młodzieńca nastąpiła w wyniku strzału z rewolweru. Teraz już wiedziałem dlaczego mój drogi Holmes naśmiewał się z działań Scotland Yardu, to naprawdę niekompetentna banda idiotów. Będąc w swoim gabinecie, marzyłem o tym aby mój drogi Sherlock zmartwychwstał i pojawił się obok mnie paląc fajkę, mówiąc trawną dedukcję i obdarzając mnie swoim uśmiechem, który sprawiał że ciepło rozchodziło się po całym moim ciele. Rozmyślania o moim kochanku przerwało pukanie do drzwi.
-Proszę.-odezwałem się, przecierając oczy ręką i poprawiając się na krześle. Do środka weszła pokojówka która wprowadza pacjentów do mojego gabinetu.
-Jakiś dżentelmen do pana, sir.-powiedziała, stojąc we framudze drzwi.
-Kto to jest?-zapytałem, chwytając pióro i papier.
-Nie wiem sir.
-Czy dał jakąś wizytówkę?-zapytałem cierpliwie.
-Nie sir.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć do pomieszczenia wszedł bez zaproszenia drobny człowiek w przetartym fraku, siwych włosach a w chudych ramionach umiejscowione miał książki przewiązanie grubym sznurkiem.
-Doktor Watson?-zapytał piskliwym głosem przybysz.
-Tak to ja. W czym mogę pomóc.-rzekłem.-Możesz już iść Kate.-powiedziałem do pokojówki która dygnęła i wyszła zamykając za sobą drzwi.
-Ach drogi doktorze, jestem prostym księgarzem .-rzekł wesoło mężczyzna, zajmując miejsce naprzeciwko mnie i spoglądając na mnie przenikliwym wzrokiem. –Ach widzę że jest pan kolekcjonerem. Specjalnie dla takich waszmości mam pierwsze wydanie „Świętej Wojny", Katullusa oraz „Ptaki Wielkiej Brytanii". Każda z nich w okazyjnej cenie. Zapełnią pańską półkę doktorze, sprawia ona wrażenie nieporządku.
Spojrzałem na półkę z książkami po czym wstałem i zamknąłem szklane drzwi szafki za którymi stało kilka książek i przyrządy medyczne. Kiedy odwróciłem się spostrzegłem że na miejscu księgarza stoi, uśmiechając się serdecznie...Sherlock Holmes. Mój drogi Holmes. Zamrugałem kilkakrotnie nie mogąc uwierzyć własnym oczom myśląc że umysł płata mi okropnego figla, po czym po raz pierwszy w swoim życiu zemdlałem. Wzrok przyćmiła mi ciemność. Po chwili odzyskałem przytomność, lecz w pierwszej chwili dostrzegłem niewyraźny zarys twarzy a w ustach miałem posmak brandy oraz rozpięty kołnierzyk. A następnie ujrzałem Sherlocka stojącego obok krzesła i pochylającego się nade mną ze zmartwionym wyrazem twarzy, trzymając w dłoniach butelkę.
CZYTASZ
Our Baker Street Dżentelmen czyli wiktoriański Johnlock oneshots
FanfictionOneshoty dziejące się w kanonicznym świecie stworzonym przez Sir Artura Conan Doyle o naszych chłopcach z Baker Street 221B