11."Honor Kochanka" cz.4

283 7 1
                                    

Moi kochani a oto ostatnia część sprawy naszych chłopców.Także bez zbędnego przedłużania zapraszam do czytania

------------------------------------------


Nie wiem ile spałem, lecz kiedy się obudziłem mój kochanek właśnie wrócił ze spaceru z Tobym. Nie wiem jak mu się udało mu mnie nie obudzić jednocześnie ułożyć mi pod głową stos miękkich poduszek, no cóż to Sherlock Holmes, niesamowity detektyw-konsultant którego kocham.

-Wyspałeś się Jeżyku?-zapytał Sherlock siadając na łóżku i składając czuły pocałunek na moim czole.

-Tak skarbie i jestem gotowy aby wypełnić do końca naszą sprawę.-rzekłem,całując policzek mojego ukochanego.

-A więc skarbie chodźmy abyśmy mogli jak najszybciej się stąd wynieść. Nienawidzę świeżego wiejskiego powietrza.

-Lecz jest zdrowe skarbie.-rzekłem, skradając pocałunek na ustach mojego ukochanego, lecz nim Sherlock zdołał opleść mnie ramionami, uciekłem z łóżka szybko szykując się do dnia. Kiedy tylko uporałem się z toaletą i ubraniami razem z moim ukochanym i Tobym, udaliśmy się na zewnątrz. Sherlock uklęknął przed Tobym i podał mu krawat w pod nos, Toby powąchał go po czym zaszczekał i zaczął biec w stronę lasu, a my biegliśmy za nim leśnymi dróżkami. Toby przystanął na polanie węsząc dookoła.

-Chyba zgubił trop.-rzekłem do mojego ukochanego, lecz Sherlock uśmiechnął się tylko kiedy nasz czteronożny przyjaciel zaszczekał i ponownie podjął trop, ruszając przez trawę z nosem przy ziemi. Nagle Toby zniknął nam z oczu. Usłyszeliśmy głośne szczeknięcie oraz krzyk mężczyzny, bez chwili wahania pobiegliśmy w tamtą stronę. Na ziemi leżał czarnowłosy mężczyzna ubrany w czarne spodnie oraz białą koszulę, natomiast Toby stał na ciele owego dżentelmena szczekając na niego. 

-Do nogi Toby!-krzyknąłem a Toby natychmiast usłuchał i przybiegł do mnie.-Dobry pies.-pochwaliłem naszego psiego współlokatora.

-Dziękuję panie, myślałem że ta bestia już ze mnie nie zejdzie.-odparł mężczyzna.

-Toby nic by panu nie zrobił panie Blackwood.-rzekł Sherlock, a mężczyzna siedzący na ziemi zbladł.

-Scotland Yard mnie znalazł.-wyszeptał przerażony pan Blackwood, Sherlock pokręcił jedynie głową i rzekł:

-Nie jesteśmy ze Scotland Yardu. Przysyła nas panna Ann Hardwick. Nazywam się Sherlock Holmes, a to jest mój biograf i wspólnik doktor Watson

-Ann was przysłała. Na Boga powiedzcie jej że mnie nie znaleźliście. To miła i delikatna dziewczyna serce by jej pękło gdyby się dowiedziała co uczyniłem.-rzekł roztrzęsiony pan Blackwood

-Spokojnie panie Blackwood, cóż takiego pan uczynił że uciekł pan od swojej narzeczonej?-zapytałem,trzymając Toby'iego za obrożę.

-Pan Blackwood stoi za kradzieżą klejnotów Hrabiny von Krause razem ze swoim wspólnikiem, tym biednym mężczyzną którego owego dnia widziała panna Hardwick, przed zniknięciem pana Blackwooda.-wyjaśnił Holmes spoglądając w moją stronę.

-To prawda panie Holmes.-rzekł pan Blackwood.

-Lecz nadal nie rozumiem co łączy pana z tym ubogim jegomościem?-zapytałem zdezorientowany.

-Zanim zostałem adwokatem razem z nim byliśmy w bandzie rabusiów.I on nie jest ubogi, to tylko jego przebranie. Nazywa się on Jack Russo, uciekłem przed nim z mojego kraju i teraz muszę się ukrywać, ponieważ powiedział że jeśli nie będę robić z nim skoków i czekać na niego w kryjówce to powie wszystko o mojej przeszłości Ann, lecz jeśli tego się nie boję to zrobi poważną krzywdę mojej ukochanej. A ja nie chce aby Ann mnie znienawidziła, kocham ją panie Holmes, i nie chcę również żeby ani jeden włos spadł z jej pięknej główki.-rzekł zapłakany pan Blackwood.

Our Baker Street Dżentelmen czyli wiktoriański Johnlock oneshotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz