Moi kochani co tu dużo mówić. Nasi chłopcy udają się na randkę, bez zbędnego przedłużania zapraszam was do czytania
------------------------------------
Był to przemiły wieczór, a my siedzieliśmy wygodnie w salonie, ciesząc się z chwili kiedy byliśmy tylko my sami, wtuleni w siebie na kanapie. Opierałem głowę na piersi mojego ukochanego, słuchając bicia serca mojego przyjaciela, podczas gdy jego smukła dłoń gładziła mnie po włosach, a silne ramie obejmowało mnie w pasie, natomiast słodkie usta raz za razem muskały mnie po skroni tak delikatnie niczym trzepot skrzydeł motyla. Podczas gdy moje dłonie gładziły mojego małżonka po torsie, wsłuchując się w powolną melodię którą nucił mój ukochany, czując się niczym w moim własnym niebie, powoli zanurzając się w krainę sennej wyobraźni.
-Naprawdę chcesz teraz spać kochanie?-zapytał Sherlock, a na jego ustach widniał delikatny uśmiech.
-A cóż innego mamy robić skarbie.-rzekłem, wtulając się jeszcze bardziej w tors mojego ukochanego i wdychając znajomy zapach mydła, odczynników chemicznych, tytoniu oraz męskich perfum, który za każdym razem sprawiał że czułem się jak w moim własnym małym raju.
-Jeśli nie miałbyś nic przeciwko mój drogi chciałbym zabrać Ciebie w pewne miejsce a potem na spacer w świetle tego oto wspaniałego wiosennego wieczora.-oznajmił mój najdroższy, gładząc mnie po policzku i składając delikatny pocałunek na moim czole.
-Byłbym zachwycony, jednakże nie możemy zostawić Rosie samej.-powiedziałem, jednakże Holmes machnął ręką i rzekł:
-Pani Hudson już mi suszyła głowę że powinniśmy mieć więcej romantycznych wypadów na miasto, a ona zajmie się naszą pszczółką.
-Ależ Sherlocku nie powinniśmy tak często wykorzystywać pani Hudson.-zaprotestowałem, unosząc się na dłoniach i spoglądając na mojego przyjaciela.
-Niech doktor nie gada bzdur.-usłyszałem damski głos przy drzwiach. Razem z moim drogim małżonkiem spojrzeliśmy w tamtą stronę i ujrzeliśmy naszą gospodynię, trzymającą w dłoniach śnieżnobiały obrus.-Romantyczna kolacja i spacer należy się wam jak psu zupa. Jesteście wzorowymi rodzicami, który pomimo spraw poświęcają swojemu dziecku dużo uwagi, obdarowują ją bezgraniczną miłością i ciepłem, więc niech doktor nie gada głupot i razem z panem Holmesem idą na tą randkę a ja przypilnuje śpiącej malutkiej.
-Dziękujemy pani Hudson. Jest pani niesamowicie cierpliwą osobą i pomocną.-rzekłem a pani Hudson zachichotała i zmieniła obrus na stole.
-Nie musicie mi dziękować. Sami powiedzieliście że jestem dla was jak rodzina, a rodzina sobie pomaga. Więc ubierajcie się i idźcie na tą randkę a ja tutaj zostanę z naszą małą pszczółką.
-Dziękujemy pani Hudson.-rzekł Sherlock, pomagając założyć mój płaszcz po czym uśmiechając się promiennie nałożył swoje palto i biorąc mnie za rękę i sprowadził na dół do stojącej przed naszym domem dorożki. Woźnica ukłonił się przed nami kiedy mój najdroższy wręczył dorożkarzowi monety. Holmes pomógł mi wsiąść do powozu po prawej stronie woźnicy, a sam zajął miejsce powożącego, biorąc w swoje smukłe dłonie lejce.
-Gdzie zamierzasz nas zabrać mój drogi Holmesie?-zapytałem, spoglądając na mojego ukochanego.
-Najpierw możemy zjeść kolację w „Marcini", potem mamy zarezerwowane bilety na operę „Tristan i Izolda", a potem mój drogi, jeśli chciałbyś moglibyśmy przejść się po parku w ten cudowny wieczór.-oznajmił mój najdroższy, spoglądając na mnie krótką chwilę, po czym ponownie spoglądając na drogę.-Cóż o tym myślisz mój drogi doktorze?-zapytał mój drogi detektyw.
-Wyśmienicie Holmesie.-odrzekłem z uśmiechem.-Z chęcią oddam się w twoje ręce.-dodałem zaraz przelotnie muskając kolano mojego małżonka.
-Nie pożałujesz mój drogi.-powiedział Sherlock z szelmowskim uśmiechem, popędzając konia.
Najpierw zajechaliśmy do restauracji, gdzie zjedliśmy smaczną kolację składającą się z potrawki z kurczaka, kaszy oraz białego wytrawnego wina. Po czym pojechaliśmy naszym powozem do English National Opera, którego gmach zawsze mnie zachwycał. Mieliśmy zarezerwowane miejsce w jednym z loż znajdujących się na wyższej kondygnacji, skąd mieliśmy wspaniały widok na scenę, lecz my sami pozostawaliśmy niewidoczni zarówno ze sceny jak również dla ludzi podziwiających sztukę. Kiedy tylko usiedliśmy na wygodnych złotych krzesłach z czerwonym obiciem, nasze dłonie odnalazły się i złączyły złaknione dotyku i ciepła drugiej osoby. Chociaż przyznaję się że niezbyt pamiętam o czym była opera, ponieważ nasze oczy były zajęte innym widokiem, niż przedstawienie grane pod nami. Natomiast usta chłonęły miękkość swoich odpowiedniczek , za nic mając to gdzie się znajdujemy, stęsknione siebie niczym wędrowiec po wielu miesiącach poza swoim domem. My również jesteśmy takimi wędrowcami a nasza miłość to nasza ojczyzna, nasz dom. Kiedy tylko przedstawienie dobiegło końca, mój najdroższy detektyw oddał dorożkę jej prawowitemu właścicielowi, po czym zabrał mnie na drobny spacer wśród gwiazd po naszym mieście który dokończyliśmy w naszym domu, w sypialni na Baker Street.
--------------------------------------------
Do napisania tego rozdziału zainspirowała mnie ta scena z serialu Granady:
Mam nadzieje że ten krótki shot się wam spodobał. Jeśli tak to nie zapomnijcie ogwiazdkować i skomentować (jeśli oczywiście chcecie do niczego nie zmuszam) do zobaczenia w kolejnych i papa całusów sto dwa 😚😚😚
CZYTASZ
Our Baker Street Dżentelmen czyli wiktoriański Johnlock oneshots
FanficOneshoty dziejące się w kanonicznym świecie stworzonym przez Sir Artura Conan Doyle o naszych chłopcach z Baker Street 221B