Moi kochani tak siedząc sobie i rozmyślając wpadłam na pomysł jak by tutaj zrobić bardziej miły reunion chłopców z psa Baskerville'ów. Nie przedłużając za bardzo zapraszam was do czytania...
------------------------------------------------
Sprawa Psa Baskerville'ów dała nam niesamowite przeżycia. Mój drogi Holmes poprosił abym towarzyszył naszym klientom, doktorowi Mortimerowi oraz sir Henry Baskerville'owi. Zgodnie z prośbą, wysyłałem mojemu małżonkowi szczegółowe raporty oraz pilnowałem sir Henry'ego aby nie wpakował się w jeszcze większe tarapaty niż te które wisiały nad nim teraz z powodu klątwy. Niepokoiła mnie jedna sprawa. Mianowicie tajemnicza postać na wrzosowiskach, niedaleko moczar okalających Baskerville Hall. Upewniwszy się że sir Henry jest w swoim pokoju, wyszedłem z dworu uzbrojony w mój rewolwer i udałem się na nocną wędrówkę po tych malowniczych włościach naszego klienta. Na początku nic nie dostrzegłem, podczas mojego obchodu, jednakże po chwili moim oczom ukazała się dziwna szczelina wydrążona w skale. Wiedziony ciekawością zajrzałem do środka. Wewnątrz tejże niepozornej szczeliny, widniała duża grota, do której wszedłem. Czeluść ta posiadała dwa odłamy które połączone były dużym pomieszczeniem, w którym znajdował się skalny stół, do którego podszedłem. Na nim widniała karteczka z napisem „USIĄDŹ I ROZGOŚĆ SIĘ." Zdziwiony rozejrzałem się po pokoju jednak nikogo nie ujrzałem, więc usiadłem koło dziwnego stołu i sięgnąłem w razie czego po mój rewolwer schowany w kieszeni płaszcza. Moje oczy krążyły niespokojnie po ścianach, a całe moje ciało było spięte przygotowane na nagły atak. Nie wiem ile czasu upłynęło kiedy usłyszałem odgłos kroków, najpierw cichy, lecz z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy. Szybko schowałem się w cieniu czekając na pojawienie się przybysza. Kiedy to zrobiłem do pokoju wszedł starszy mężczyzna o siwych włosach i takiej samej samej brodzie, ubrany w łachmany i trzymający w dłoniach dziwny instrument, kulejąc na jedną nogę. Kiedy odwrócił się do mnie plecami, wyszedłem z cienia po cichu.
-Ręce do góry mój drogi panie.-rzekłem gromkim głosem, celując do niego z rewolweru. Osobnik powoli uniósł ręce.-Powoli odwróć się w moją stronę i bez żadnych sztuczek.-zażądałem a mężczyzna spełnił moje żądanie.
-Kim jesteś i co tutaj robisz?-zapytałem, a nieznajomy uśmiechnął się.
-A kim ty panie jesteś?-odezwał się dżentelmen chrapliwym głosem.
-Jestem Sherlock Holmes.-rzekłem.
-Sherlock Holmes?
-Tak to oznacza że musi być pan ze mną szczery.
-Skoro pan to Sherlock Holmes.-powiedział nieznajomy.-Czyli ja jestem doktor Watson.-rzekł głosem mojego przyjaciela, ściągając ze swojej głowy siwą perukę , ukazując czerń włosów skrywających się pod nią.
-Sherlock na Boga!-wykrzyknąłem, łapiąc się za serce. Mój drogi małżonek roześmiał się i ściągnął sztuczną brodę.
-Przepraszam Jeżyku za to że cię wystraszyłem.-rzekł mój kochany detektyw, rozkładając ramiona.
-Myślałem że to jakiś rzezimieszek.-oznajmiłem, chowając rewolwer do kieszeni i wtulając się w mojego ukochanego.
-Nic z tych rzeczy skarbie, to tylko ja.-powiedział mój ukochany, składając drobny pocałunek na czubku mojej głowy.
-Poza tym Wyderko kiedy przyjechałeś?-zapytałem, wdychając jednocześnie zapach mydła, odczynników chemicznych, tytoniu oraz męskich perfum, który za każdym razem sprawiał że czułem się jak w moim własnym małym raju.
- Godzinę po tym jak przyjechałeś razem z sir Henrym i doktorem Mortimerem, moje kochanie.-oświadczył mój ukochany. Na jego wyznanie podniosłem głowę i zmarszczyłem brwi.
CZYTASZ
Our Baker Street Dżentelmen czyli wiktoriański Johnlock oneshots
FanfictionOneshoty dziejące się w kanonicznym świecie stworzonym przez Sir Artura Conan Doyle o naszych chłopcach z Baker Street 221B