Moi kochani zapewne pamiętacie rozdział z dawaniem kwiatów, gdzie Sherlock przysyłał Johnowi bukiet róż z miłą karteczką? Cóż wspomniane tam było mimochodem o Mycroft'cie i Lestrade. Także fani mystrade ukłon w waszą stronę.Bez dalszego gadania zapraszam was do czytania.
------------------------------------------------
Kolejny dzień w Scotland Yardzie, tu przesłuchanie złodzieja, tam pojechanie na interwencję, tu trzeba zaaresztować pijaka który zakłóca spokój publiczny, wykrzykując bluzgi i wyciągając ręce do Bogu ducha winnych przechodniów. Czasami nawinie się jakieś morderstwo lub inne okropieństwo. Praca inspektora nie jest łatwa, jednakże ostatnio pod koniec każdego tygodnia spotyka mnie coś dziwnego i miłego zarazem, a mianowicie: W piątek o tej samej porze, do mojego gabinetu na komendzie, kurier przynosi mi bukiet czerwonych róż, do którego doczepiona jest karteczka z wiadomością. Tak było również i dzisiaj. Kiedy w moim biurze opieprzałem konstabli za niekompetencję, zjawił się kurier trzymając w swoich dłoniach bukiet róż.
-Inspektor Lestrade?-zapytał, a ja przerwałem wydzieranie się na moich pracowników i spojrzałem na intruza.
-Tak to ja.-odezwałem się biorąc głęboki wdech.-Możecie odejść.-zwróciłem się do konstabli, którzy zasalutowali i szybko ewakuowali się z pomieszczenia aby nie narażać się na mój gniew.
-Ciężki dzień panie inspektorze?-zapytał kurier, kładąc przede mną bukiet składający się z dwudziestu róż.
-Dzień jak co dzień.-oznajmiłem z westchnięciem.
Kurier uśmiechnął się tylko i skinieniem głowy pożegnał się po czym wyszedł zostawiając mnie samego w biurze. Poluzowałem krawat, i wziąłem w dłoń bilecik znajdujący się przy bukiecie. Dzisiejsza karteczka głosiła:"Mój najdroższy aniele, każdego dnia nie mogę uwierzyć w to, jakie światło wprowadzasz do tego świata. Widok twojego uśmiechu sprawia, że nieważne jak zły dzień bym miał to wszystkie moje troski natychmiast znikają". Wyjąłem torbę w której przechowywałem poprzednie karteczki i zacząłem porównywać pismo. Lecz nie było ono żadne z tych które było mi znane. Zrezygnowany spojrzałem na kartonik z poprzedniego tygodnia. Czarny atrament na białym papierze układał się w słowa:"Jesteś moim słońcem, jesteś moją gwiazdą. Jesteś dla mnie całym światem i jedyną ostoją. Dzień w którym ciebie spotkałem był dla mnie światłem który rozjaśnił mi mrok. Zgadnij kim jestem, mój prawy aniele, oświetlający swymi skrzydłami ten ponury padół". Jak miałem zgadnąć kim jest tajemniczy jegomość, skoro jedyne co wiedziałem to to że był mężczyzną którego kiedyś spotkałem. Lecz kim był, tego nie wiem, ponieważ przez pracę w policji spotyka się wiele osób. Mimo iż byłem ciekawy kim jest ten mężczyzna, to nie chciałem mieć z nim nic wspólnego ponieważ już miałem kogoś. Moje serce jak i cały ja należałem do starszego z braci Holmesów, a mianowicie do Mycrofta Holmesa. To on był, jest i będzie dla mnie całym światem. Moment, a co jeśli tajemniczym wielbicielem jest właśnie Myc? Jeśli tak to w takim razie czyją ręką były napisane liściki? Nie wiem, nie mam siły teraz o tym myśleć. Z westchnięciem schowałem wszystkie bileciki do torby i zamknąłem w moim biurku na klucz z dala od wścibskich spojrzeń moich współpracowników. Jednocześnie zdecydowałem. Nigdy w życiu nie zdradzę mojego ukochanego w ten czy inny sposób. Prędzej sam sobie w łeb strzele służbową bronią niż podejmę się takiego kroku. Spojrzałem na zegarek który nosiłem na dewizce, dokładnie za godzinę miałem spotkać się z moim ukochanym więc zabrałem swoją marynarkę i wyszedłem z komisariatu, przywołując dorożkę która zawiozła mnie do klubu Diogenesa w którym rezydentował mój drogi polityk. Zapłaciłem kierowcy i wszedłem do budynku.Przy drzwiach stał kamerdyner który ukłonił się i zaprowadził mnie do pokoju w którym zamieszkiwał mój drogi Mycroft.
CZYTASZ
Our Baker Street Dżentelmen czyli wiktoriański Johnlock oneshots
FanfictionOneshoty dziejące się w kanonicznym świecie stworzonym przez Sir Artura Conan Doyle o naszych chłopcach z Baker Street 221B