Moi kochani, a gdyby tak jeden z naszych chłopców wpadł w tarapaty a drugi do obronił jak księżniczkę w opałach. O tym jest ten shot. Zapraszam do czytania.
-------------------------------------------------------------
Pewnego upalnego sierpniowego popołudnia, z powodu małej ilości pacjentów udało mi się wyjść wcześniej z mojego gabinetu, w którym prowadziłem swoją skromną praktykę lekarską. Ciesząc się z dnia udałem się na małą przechadzkę po Londynie, aby poczuć promienie słońca na mojej twarzy, oraz poobserwować tętniące życiem miasto. Po drodze wstąpiłem do kilku sklepów aby kupić tytoń oraz kilka innych rzeczy, w tym indyjską herbatę którą ostatnimi czasy razem z Holmesem polubiliśmy, przy okazji kupując również główkę kapusty i kilogram marchewek dla pani Hudson aby nie musiała już nigdzie wychodzić i dźwigać ciężarów (ponieważ ostatnio nasza kochana gospodyni skarżyła się na ból), chyba że miała by umówione spotkanie z koleżankami. Z zakupionymi rzeczami udałem się spacerem do domu, mijając przejeżdżające ulicą dorożki, oraz gazeciarzy którzy wykrzykiwali najświeższe tytuły swoich gazet. W dobrym humorze wszedłem do mieszkania gdzie już od progu przywitała mnie zdenerwowana pani Hudson, a z góry dochodził do nas odgłos kłótni.
-Co się stało pani Hudson?-zapytałem, podając zakupy naszej gospodyni.
-Jakiś dżentelmen przyszedł piętnaście minut temu do pana Holmesa.-odparła pani Hudson.
Miałem powiedzieć coś jeszcze ale na górze rozległ się donośny huk. Przerażony o mojego ukochanego natychmiast pobiegłem schodami na górę, i wpadłem do salonu. Na podłodze leżał Sherlock natomiast nad moim kochankiem klęczał blond-włosy mężczyzna który dusił mojego ukochanego. Wściekły w dwóch susach znalazłem się przy nich i odciągnąłem drania jak najdalej od mojego ukochanego, i przyjmując pozycję bokserską.
-Kim ty do cholery jesteś?-zapytałem łotra, ten tylko się roześmiał i rzekł:
-Temu detektywowi trzeba oklepać facjatę za wtykanie nosa w nieswoje sprawy tak aby raz na zawsze popamiętał.
-To ja oklepię twoją gębę tak że aż nigdy w życiu nie odważysz się wejść do tego domu i kiwnąć nawet palcem na Sherlocka Holmesa.-warknąłem rozwścieczony, że ten opryszek śmiał dotknąć mojego skarba, po czym wyprowadziłem prosty cios prosto w jego nos, a zarazem wykonałem unik przed lecącym w moją stronę ciosem i zaserwowałem mu prawego sierpowego naprzemiennie z lewym sierpowym, uchylając się znowu nad lecącą w moją stronę pięścią, zadałem łotrowi mocny cios w brzuch, a na koniec kiedy bydlak już ledwo stał na nogach uderzyłem do pięścią prosto w szczękę i jeszcze przytomnego wyrzuciłem zza drzwi dając mu porządnego kopniaka w tyłek.
-I masz się tutaj nie zbliżać!-krzyknąłem za ledwo uciekającym degeneratem, i wróciłem szybko na górę, do Holmesa. Będąc już w salonie (który wyglądał jakby przeszła przez niego burza) sprawdziłem puls oraz oddech mojego ukochanego, który na szczęście był w normie, po czym delikatnie zacząłem cucić mojego przyjaciela.Sherlock jęknął i próbował wstać.
-Nie wstawaj na razie kochanie, poleż tak przez chwilę.-powiedziałem, powstrzymując Sherlocka przed podniesieniem się, kładąc swoją dłoń na piersi mojego kochanka.
-John skarbie, gdzie się podział ten łotr?-zapytał, zachrypniętym głosem mój przyjaciel, kładąc mi swoją smukłą dłoń na moim ramieniu.
-Przegoniłem łajdaka, dając mu w skórę.-rzekłem, dając wody Sherlockowi.-Kim był ten skurczybyk?-zapytałem, kiedy mój kochanek już napił się wody.
-Thomas z „Wesołej Bandy". Ostatnio dostarczyłem Lestrade'owi, trop aby przyskrzynili tych gagatków, a teraz jeden z tych łotrów chciał mi podziękować.-powiedział ponuro Sherlock, próbując sięgnąć po fajkę leżącą na podłodze.
CZYTASZ
Our Baker Street Dżentelmen czyli wiktoriański Johnlock oneshots
FanfictionOneshoty dziejące się w kanonicznym świecie stworzonym przez Sir Artura Conan Doyle o naszych chłopcach z Baker Street 221B