Soulmates AU

114 3 1
                                    

Moi kochani, tak sobie pomyślałam a gdyby tak chłopcy byli bratnimi duszami. Jak pomyślałam tak zaczęłam pisać. Także zapraszam do czytania i mam nadzieję że wam się spodoba.

-------------------------------------

Był to zaledwie początek mojego powrotu do kraju z Wojny Afgańskiej. Najpierw zatrzymałem się w obskurnym hotelu aby odpocząć po podróży, a następnego dnia udałem się na spacer po Londynie, podczas którego spotkałem mojego starego znajomego Mike'a Stamforda z którym nawiązałem rozmowę.

-Więc mówisz że poszukujesz jakiegoś mieszkania?-zapytał Mike, siadając wygodnie na ławce w parku, naprzeciwko stawu.

-Otóż to.-westchnąłem, również siadając i przyglądając się pływającym w oczku wodnym kaczkom.

-Zabawne jesteś dzisiaj już drugą osobą która mi o tym wspomina.-oznajmił Stamford.

-Poważnie?-zdziwiłem się.

-Dokładnie, to ta osoba poszukuje współlokatora.Jeśli chcesz mógłbym cię z nim zapoznać-zaproponował Mike.

-Będę ci za to dozgonnie wdzięczny.-powiedziałem.

-Ale muszę cię ostrzec że on jest dość...ekscentryczną  osobą.-ostrzegł mnie Mike.

-Nic nie szkodzi ja również nie jestem zbyt normalną osobą. Poza tym powiew świeżości będzie mi na rękę.-zaśmiałem się, na co mój towarzysz również się zaśmiał.

W dobrych humorach wstaliśmy z ławki i zamówiliśmy dorożkę która zawiozła nas pod gmach dużego budynku, który okazał się siedzibą Scotland Yardu. Wysiedliśmy z powozu,a kiedy woźnica otrzymał odpowiednią zapłatę, weszliśmy do posterunku. Poczekalnia wyłożona była białymi płytkami, natomiast na podłodze ustawione były drewniane ławy, na których siedziały osoby z różnych warstw społecznych, od młodej kobiety w prostej brązowej sukience do bogato odzianego dżentelmena sprawdzającego godzinę w zegarku zawieszonym na złotej dewizce. Zza ciemnobrązowym, masywnym biurkiem siedział konstabl w średnim wieku, kierując starszą panią do odpowiednich drzwi.

-Dzień dobry konstablu.-przywitał się z funkcjonariuszem Mike, kiedy nadeszła nasz kolej. Na co policjant odburknął coś pod nosem.-Czy zastaliśmy pana Sherlocka Holmesa?

-Taaa jest w kostnicy.-odparł z krzywym uśmiechem policjant dyżurujący.-Prosto tym korytarzem i na końcu w prawo.

Podziękowaliśmy i udaliśmy się wskazanym kierunku. Inaczej niż w poczekalni korytarz miał ciemnozielone ściany oraz drewnianą podłogę. Otworzyliśmy metalowe drzwi, a naszym oczom ukazały się kamienne schody prowadzące w dół, a jedynym oświetleniem były lampy gazowe.

-Nadal nie zmieniłeś zadania?-zapytał Stamford, spoglądając na mnie pytająco.

-Nie mam wyboru.-odpowiedziałem i zeszliśmy do zimnego pomieszczenia gdzie ciszę przerywał świst powietrza i głuchy odgłos, który stawał się coraz głośniejszy kiedy zbliżaliśmy się do niego. Wkrótce ujrzeliśmy wysokiego acz szczupłego mężczyznę o czarnych włosach, odziany w czarny garnitur, natomiast w jego smukłych dłoniach spoczywała laska, którą raz po raz okładał spoczywające na stole przed nim i okryte białą płachtą zwłoki. Nieznajomy odwrócił się gwałtownie a jego bystre oczy szybko przeanalizowały moją sylwetkę.

-Afganistan mój drogi panie?-rzekł głębokim głosem.

Aż otworzyłem usta ze zdziwienia! Nie to nie może być! To niemożliwe!

-Jak u licha pan to wie?!-zapytałem z podziwem mieszanym z szokiem, na co czarnowłosy zachichotał.

-Ma pan posturę żołnierza lecz jest pan człowiekiem medycyny. Poza tym pańska karnacja wskazuje że był pan poza Londynem. Musiałem tylko przypomnieć sobie gdzie nasz kraj toczył ostatnio walki i byli potrzebni lekarze polowi. Otóż odpowiedź jest prosta: Wojna Afgańska.-odpowiedział z błyskiem w oku jegomość.

Our Baker Street Dżentelmen czyli wiktoriański Johnlock oneshotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz