Valentine's Day Special

236 10 7
                                    

Moi kochani specjalnie z okazji Walentynek prezentuję wam shota jak nasi chłopcy spędzają ten dzień. Także bez zbędnego przedłużania zapraszam do czytania.

---------------------------------------------------------

Jak co dnia po zjedzeniu porządnego śniadania autorstwa naszej drogiej pani Hudson oraz namiętnego pocałunku z moim ukochanym Sherlockiem (który nie chciał mnie wypuścić z domu, przytulając się do moich pleców i szepcząc tak czułe słowa, które sprawiały iż sam miałem ochotę zostać) udałem się do gabinetu gdzie prowadziłem moją skromną praktykę lekarską. Po drodze mijałem dżentelmenów którzy kupowali kwiaty od kwiaciarek oraz słodycze w pobliskich sklepach, natomiast w co drugim jubilerze były kolejki mężczyzn oraz dam wybierających naszyjniki bądź bransoletki. Nieco zdziwiony zaistniałą sytuacją dotarłem do swojego gabinetu gdzie przywitała mnie rozchichotana pokojówka która przyprowadzała pacjentów do mojego gabinetu. Będąc już w moim gabinecie, przygotowałem akta umówionych dzisiaj pacjentów. Na szczęście nie było ich dużo jednak zawsze przygotowany byłem na przyjęcie nagłych przypadków. Tak jak dzisiaj. Kiedy przyjąłem ostatniego chorego, do gabinetu wbiegła młoda kobieta z sześcioletnim dzieckiem na rękach które miało wysoką gorączkę. Po przebadaniu chłopca zdiagnozowałem grypę, po czym przepisałem odpowiednie leki oraz zalecenia. Po pożegnaniu się z młodą matką i jej dzieckiem, usiadłem za biurkiem i ukryłem twarz w dłoniach wzdychając głośno. Akurat w tym samym momencie weszła pokojówka z filiżanką gorącej herbaty w dłoniach, którą postawiła na biurku po mojej prawicy.

-Ciekawe cóż takiego przygotował mój Paul.-zaszczebiotała, kiedy podniosłem wzrok i zacząłem pić herbatę.

-Oh, więc macie dzisiaj rocznicę , jak dobrze rozumiem?-zapytałem podając jej pustą filiżankę.

Panna Kate (ponieważ tak miała na imię pokojówka służąca w mojej przychodni) zachichotała i odparła:

-Ależ nie mój drogi doktorze. Dzisiaj są Walentynki.

-Walentynki?-powtórzyłem ogłupiały.

-Tak doktorze. Dzisiaj czternasty luty, dzień świętego Walentego oraz święto zakochanych.-oznajmiła panna Kate, odbierając odemnie filiżankę.

-Panno Kate, czy to już wszyscy pacjenci?-zapytałem zrywając się na równe nogi cały blady na twarzy i chowając akta do szuflady.Panna Kate sprawdziła korytarz po czym zwróciła się do mnie:

-Wszyscy doktorze. Pusto jakby sam Walenty czuwał nad panem.

-Dziękuję panno Kate. Może iść pani do domu, a ja tutaj sam pozamykam.

-O nie panie doktorze. Pan niech tylko zamknie swój gabinet i niech biegnie do swojej ukochanej osoby. Ja zamknę drzwi wejściowe.-powiedziała panna Kate, wciskając mi w dłonie laskę, kapelusz oraz czarny płaszcz.

-Dziękuję panno Kate.-odparłem zakładając kapelusz na głowę oraz płaszcz na ramiona, w jednej ręce trzymając laskę i moją torbę lekarską a drugą zamykając drzwi na klucz. Podczas gdy panna Kate zachichotała i udała się do siebie po pelerynę, natomiast ja pobiegłem szybko na dwór. Stojąc po środku chodnika zastanawiałem się, co też takiego kupić mojemu drogiemu ukochanemu. Po chwili zastanowienia udałem się do sklepu tytoniowego gdzie kupiłem ulubioną mieszankę tytoniu mojego ukochanego Holmesa. Przechodząc koło jubilera, dostrzegłem na wystawie bransoletkę z wygrawerowanym zdaniem:"I will always love you". Bez ani chwili zastanowienia wszedłem do sklepu gdzie kupiłem wspomnianą wyżej błyskotkę, a jubiler zapakował ją w czerwono-złote pudełko. Zastanawiałem się czy nie kupić jeszcze kwiatów, lecz zrezygnowałem z tego pomysłu i udałem się na Baker Street. Kiedy wszedłem do domu nigdzie nie zastałem pani Hudson, więc pomyślałem że może udała się do przyjaciółek, więc wszedłem po schodach na górę. Będąc przed drzwiami naszego salonu, zdjąłem palto oraz kapelusz a laskę i torbę położyłem na komodzie, po czym wziąłem tytoń i pudełeczko w ręce i wszedłem do salonu gdzie odebrało mi mowę. Cały salon wprost tonął w czerwonych różach a na podłodze z płatków róż ułożony był napis:"I love you", a sam mój ukochany detektyw stał pośrodku salonu, ubrany w swój najlepszy garnitur, grał na skrzypcach powolną, słodką melodię.

Our Baker Street Dżentelmen czyli wiktoriański Johnlock oneshotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz