23.Dłonie które leczą, czyli chłopcy opatrują rany.

251 9 1
                                    

Podczas łapania przestępcy chłopcy zostali ranni.( Spokojnie kochani, nie są poważnie ranni) Więc na Baker Street muszą je opatrzeć. Zapraszam serdecznie do czytania.

-------------------------------------------------

Tego wieczoru razem z moim drogim Holmesem, inspektorem Lestradem oraz konstablami ze Scotland Yardu urządzaliśmy zasadzkę na jednego rzezimieszka, nazywającego się Carlos Martin, który bestialsko zamordował i okradł swoją narzeczoną.Zaczailiśmy się na niego w pewnym hotelu, gdzie przebywał od dnia zbrodni, jak poinformowała nas banda młodego Wigginsa. Na samego podejrzanego czekaliśmy dwie godziny, aż w końcu zjawił się. Był to czarnoskóry młodzieniec o czarnych włosach i oczach, wysoki, wyglądem przypominał szczura. Ubrany był w brązowe spodnie z szelkami oraz białą koszulę, na nogach miał ciężkie wysokie buty. Lestrade, kiedy tylko go zobaczył przystąpił do akcji. Nasz inspektor nie docenił siły tego człowieka, ponieważ zaraz dostał cios w głowę, więc my razem z moim drogim Holmesem i konstablami musieliśmy się zając Martinem, który w tym czasie dobył noża. Bo zaciętej walce udało nam się go obezwładnić i zabrać do Scotland Yardu. Sam inspektor został zwieziony do szpitala, a mój narzeczony wysłał list do swojego brata, że jego kochanek jest w szpitalu lecz jego życiu nic nie zagraża. Natomiast my udaliśmy się na Baker Street żeby opatrzeć rany moje i ukochanego. Kiedy byliśmy już w domu, zebrałem wszystkie potrzebne przedmioty do zabiegu i od razu zająłem się ranami mojego ukochanego, które były na nadgarstku i na łuku brwiowym. Na nadgarstku Sherlocka znajdowała się rana cięta, na całe szczęście nie za głęboka, więc mogłem łatwo zatamować krwawienie. Podczas tego zabiegu mój narzeczony krzywił się i wił jak małe dziecko.

-Spokojnie kochanie już kończę nie wij się tak bardzo.-odparłem cierpliwie.

-Ale to boli Jeżyku.-zajęczał Sherlock, sycząc jak wąż.

-Musi chociaż trochę poboleć słońce.-rzekłem zakładając opatrunek na nadgarstek mojego drogiego detektywa.-A teraz kochanie zajmiemy się tym obtarciem nad łukiem brwiowym.-oznajmiłem, zanurzając wacik w alkoholu.

-Co z twoją raną na udzie?-zapytał Sherlock, patrząc na mnie swoimi pięknymi oczami. Machnąłem ręką i rzekłem:

-To nic takiego. Najpierw zajmę się tobą wyderko.

Mój ukochany pokręcił głową i wstał gwałtownie a jego silne ramiona natychmiast usadowiły mnie w fotelu.

-O nie mój drogi doktorze, najpierw zajmiemy się twoim udem a dopiero potem moim łukiem brwiowym.-oznajmił mój drogi Sherlock.-I nawet się ze mną nie kłóć Jeżyku, tylko mów co mam robić.-dodał, widząc moją minę.

Westchnąłem i ściągnąłem spodnie, aby mieć dobry dostęp do rannego uda, po czym poinstruowałem mojego narzeczonego co należy robić. Jak na Sherlocka Holmesa przystało całą operację wykonał bezbłędnie, a szwy które założył były mocne i dobrze zawiązanie.

-Jestem z ciebie dumny kochanie.-odparłem i pocałowałem prawą stronę wysokiego czoła mojego ukochanego, ponieważ lewą miał ranną. Sherlock zachichotał i złożył pocałunek na moim czole po czym delikatnie nałożył bandaż na moje udo.

-Gotowe Jeżyku.-oznajmił mój najdroższy, składając delikatny niczym skrzydło motyla pocałunek w miejscu rany i pomógł mi założyć spodnie.

-Dziękuję kochanie.-podziękowałem i ucałowałem jego blady policzek.-A teraz zajmiemy się tym otarciem na łuku brwiowym.-powiedziałem biorąc do ręki czysty gazik i maczając go w alkoholu.Mój najdroższy usiadł wygodnie pomiędzy moimi nogami i oparł się o moją zdrową nogę, uśmiechając się psotnie i dumnie.

-Nie ruszaj się teraz skarbie.-powiedziałem i przyłożyłem gazik do otarcia. Sherlock syknął kiedy tylko opatrunek dotknął obrażenia. Delikatnie odkaziłem zranienie i zabezpieczyłem je.-Gotowe wyderko.-oświadczyłem i pocałowałem kuszące usta mojego narzeczonego. Mój najdroższy detektyw oddał pocałunek z delikatną pieszczotą, gładząc swoją smukłą dłonią mój policzek. Niechętnie przerwaliśmy ten czuły i pełen delikatności oraz ukojenia pocałunek i popatrzyliśmy sobie w oczy które, jak to mówią, są odzwierciedleniem duszy. W oczach mojego detektywa widać było miłość i troskę oraz obietnicę bezpieczeństwa, nie wiem czy z moich oczu Sherlock wyczytał to, lecz wewnątrz mojego serca szalał tajfun uczuć do mojego ukochanego, na samym jego szczycie była miłość, zaraz po tym pięknym uczuciu przeplatały się walcząc o dominację troska i oddanie, a na samym końcu wyłaniał się strach o mojego ukochanego detektywa. Strach że kiedyś mógłby do mnie nie wrócić.

Our Baker Street Dżentelmen czyli wiktoriański Johnlock oneshotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz