Severusie... - spokojny głos staruszka sprawił, że postać odziana w czerń spięła się instynktownie.
- Nie, Albusie. Nie mogę... Nie chce - odwrócił się gwałtownie w stronę okna i zapatrzył na błonia - Dlaczego ja? Dlaczego to zawsze muszę być ja? - spojrzał z wyrzutem na Dyrektora Hogwartu.
- Nie chcesz? Nie możesz? Dlaczego? Boisz się. Boisz się Severusie, że zobaczysz coś więcej, niż fizjonomię jego ojca. Boisz się, że jest jak Lily i przebije się przez twój, jakże szczelnie stawiany od wielu lat mur. To nie jest nic złego, kochać, być kochanym, bać się i troszczyć o kogoś. On cię potrzebuje, potrzebuje tych lekcji. Musi nauczyć się bronić swój umysł przed Voldemortem - powiedział staruszek spokojnym, acz stanowczym tonem.
- Dlaczego wiec ty go nie będziesz uczył? Jesteś w tym lepszy i zawsze byłeś tak cierpliwym i spokojnym nauczycielem. Popatrz na mnie, ja jestem Postrachem Hogwartu, Dupkiem z lochów i tłusto- włosym draniem, nie nadaję się na niańkę Harry'ego Cholernego Pottera! Niech Minerva się nim zajmie.
- Severusie! - oburzył się dyrektor. Snape nie wiedział tylko, czy na wzmiankę o Potterze, czy o inwektywy, którymi określali go uczniowie.
- Albusie nie oszukujmy się, wiem, co mówią o mnie inni. Poza tym on obwinia mnie o śmierć Blacka - Usiadł spokojnie na krześle naprzeciw biurka i czekał, co jeszcze powie staruszek, aby go przekonać. Zapatrzył się w stojącą na biurku zimną już herbatę i wyczekiwał.
- Kochany chłopcze... obaj wiemy, że sam wybrałeś taką drogę. Zamknąłeś się na wszystko i wszystkich. Pławisz się w swoim żalu, żałobie i stracie. Życie toczy się dalej, musisz sobie wybaczyć. Musisz dać im odejść. To nie była twoja wina - dyrektor spojrzał smutnym wzrokiem na Mistrza Eliksirów, po czym okrążył biurko i położył dłoń na jego ramieniu. Uścisnął w pocieszającym geście i powiedział - Nie miałeś wyjścia, mamy wojnę i każdy robi rzeczy, z których nie jest dumny.
Ramiona odziane w czerń opadły. Nastała chwila milczenia, podczas której Snape starał się odepchnąć od siebie chęć przyjęcia pocieszenia od starszego mężczyzny. Chciał znów przywdziać maskę obojętności, strząsnąć rękę z ramienia i wyrzucić z siebie sarkastyczną uwagę na temat sentymentalności Albusa. Nie potrafił się jednak na to zdobyć. Bo dlaczego miałby to zrobić? Przecież i tak ten chytry lis go przejrzy, zawsze to robił. On sam też miał dość bycia nieugiętym i twardym. Na litość Boga, on też był tylko człowiekiem. I choć bardzo tego nie chciał, musiał przyznać mentorowi rację... Bał się. Z wcześniejszych lekcji oklumencji wiedział, że życie chłopaka nie wyglądało tak, jak sobie wyobrażał. Nie był chowany na księcia, rozpieszczany uwielbiany i kochany on był... podobny do niego, do smutnego dziecka ze Spinner's End. Choć głośno nigdy by się do tego nie przyznał, jako nastolatek był spragniony uczuć, akceptacji przyjaźni, a dostawał głównie pogardę i drwiny.
Jedynym jasnym promykiem jego życia była Lily, którą traktował jak siostrę, a i tak zawiódł ją. Stracił. W ostateczności zabił. Tak zabił, bo gdyby nie on Czarny Pan nigdy nie usłyszałby przepowiedni. Nadal jednak to był Potter, a on nienawidził Potterów. I do tego ten incydent z myślodsiewnią... Jak ten szczeniak śmiał!?
- A co do Twojego pomysłu, abym to ja uczył Harry'ego... - Albus wyprostował się i zabrał rękę z ramienia profesora. Mężczyzna poczuł nieprzyjemne ukłucie straty, ale nie dał tego po sobie poznać - Natura więzi chłopca i Toma jest dość skomplikowana. Jak już raz udowodnił, Voldemort może przejąć jego ciało i umysł. Harry musi nauczyć się bronić, bo ma zadanie do wykonania. Będzie mi potrzebny w przyszłym roku i Tom nie może wiedzieć, co planujemy. A jeśli wejdę do umysłu chłopca, a on przedrze się do mojego, nasze plany mogą być przedwcześnie odkryte. Voldemort zabezpieczy się i może mnie zmusić, bym go zabił, a tego bym nie zniósł. Jest dla mnie bliski niczym wnuk, którego nigdy nie będę miał - Albus spojrzał smutno na swojego pracownika. Odetchnął, a jego wzrok i ton zmienił się na nauczycielski - Natomiast co do śmierci Syriusza obaj wiemy, że zrobiłeś wszystko, by się upewnić, iż jest bezpieczny. To była jego decyzja, jego i Harry'ego. To właśnie niszczy od środka naszego chłopca, poczucie winy. On nie obwinia ciebie tylko siebie i nie radzi sobie z tym. Daj mu czas... To dobry chłopak.
Severus chwycił dwoma palcami nasadę nosa i ścisnął. Wiedział, że jest na straconej pozycji, bo jak Albus Dumbledore wbił coś sobie do swojej siwej głowy, nie było odwrotu. Chwycił filiżankę i ze złością upił łyk zimnej już herbaty. Utknie na całe wakacje z Potterem, będzie jego nianią, workiem treningowym i co tam jeszcze chłopak będzie chciał. Do tego będzie musiał walczyć z własnymi demonami, patrząc codziennie w oczy Lily. „Cholera jasna!" Pomyślał, czy ten bachor musiał być coraz bardziej podobny do matki... Już nie tylko oczy, ale i delikatność w twarzy i gracja w ruchach przywodziły mu na myśl przyjaciółkę. Westchnął, zrezygnowany spojrzał na opierającego się o biurko starszego czarodzieja, w końcu poddał się i zapytał:
- Mam go zabrać do siebie? - Albus zamyślił się i pokręcił przecząco głową.
- Zostaniecie w Hogwarcie, tu będzie bezpieczniejszy. Będziecie mieszkać w Twoich kwaterach, to chyba najrozsądniejsze rozwiązanie. Nie będziecie musieli się szukać po całej szkole - Snape spiorunował go wzrokiem. Stwierdził, że Czarny Pan nie będzie miał szans dorwać Gryfona, bo prędzej sami się pozabijają - Do Twojego domu ma dostęp zbyt wielu popleczników Toma. Poinformuję Harry'ego - Dumbledore znów obszedł biurko i usiadł za nim, segregując papiery - To wszystko przyjacielu, możesz odejść.
Mistrz Eliksirów wstał, aby wyjść, ale zatrzymał się i obrócił, szeleszcząc szatami. Jego twarz i głos nie wyrażały kompletnie nic, gdy pytał starszego czarodzieja:
- Albusie, czy moje życie nic dla Ciebie nie znaczy? - Mężczyzna z zaskoczeniem podniósł głowę i spojrzał na Snape'a - Jeśli Czarny Pan się dowie, że trenuję Pottera i zajmuję się nim, skarze mnie na okrutną śmierć. Nie możemy sobie pozwolić na utratę szpiega, jestem jego najlepszym warzycielem i wtajemnicza mnie we wszystkie swoje plany.
- Obawiam się mój drogi chłopcze, że to jest to, o czym mówiłem wcześniej... - zdjął okulary i spuścił wzrok, jakby nie mógł spojrzeć w oczy młodszego mężczyzny - Mamy wojnę Severusie i musimy robić rzeczy, z których nie jesteśmy dumni. Pomimo tego, że traktuje cię jak syna, nie zawaham się cię poświecić dla większego dobra - wyraz twarzy dyrektora był zbolały, ale w głosie było słychać determinację.
- Czyli Potter jak zwykle najważniejszy, nasza kochana znakomitość... - powiedział z sarkazmem Snape. Gotowy, by się odwrócić i wyjść, aby nie musieć patrzeć starcowi w oczy. Nie chciał, aby widział w nich zawód, aby Dumbledore wiedział, że Mistrzowi Eliksirów zależy. Może to było dziecinne, ale myślał, że Albus naprawdę go kochał.
- Nie myśl Severusie, że poświęcam cię dla Harry'ego. Przyjdzie czas, że będę musiał poświecić i jego, niezależnie od moich uczuć. Jednak mamy wojnę i walczymy o dobro ogółu, a nie jednostki — powiedział smutno dyrektor, a jego oczom zabrakło zwyczajowego blasku. Nagle wydał się Snape'owi strasznie zmęczony i stary.
- Hodujesz wiec go jak świnie na rzeź? Powinieneś być ślizgonem... - z tymi słowami Snape wyszedł z gabinetu, powiewając szatami i zostawiając starca, który ukrył twarz w dłoniach.
CZYTASZ
Moje miejsce
FanfictionUWAGA: BETA: Arancia85- narazie do 60 rozdziału poprawki trwają. Po śmierci Syriusza Harry jest załamany. Uważa, że wszytko stracił. Na dodatek Dumbledore każe mu zostać w Hogwarcie. Nie było by to złe gdyby nie fakt, że zostaje oddany pod opiekę Sn...