Życie powoli wracało do normy, a oni na nowo układali swoją rutynę.
Rano wstawali i jedli ze sobą śniadanie. Niestety palce Severusa nie były sprawne, więc Harry go karmił, co bardzo frustrowało mężczyznę. Nienawidził być zależny od kogoś, nieporadny i słaby.
Następnie przychodziła oklumencja, która szła Harry'emu naprawdę dobrze, więc Snape pomyślał, że czas wprowadzić pewne uniedogodnienia, które zaczną rozpraszać uwagę chłopaka. Nie mógł atakować go zaklęciami, więc postanowił rozpraszać go rozmową. Czasem prosił Krwawego Barona, by im towarzyszył.
Duch opowiadał o życiu, w swoich czasach, o swojej wielkiej szalonej miłości i samotności. Potter czasem był tak zafascynowany opowieściami Barona, że opuszczał osłony, za co Snape na niego warczał i prychał.
Po oklumencji nastawała przerwa, kiedy Severus szedł do Poppy na ćwiczenia, a Harry do szklarni pomóc Sprout.
Spotykali się dopiero na obiedzie. Po południu z racji tego, że Severus nie mógł go już dłużej uczyć, Harry biegał, skakał na skakance i ćwiczył sam, a Mistrz Eliksirów czytał. Po kolacji siadywali razem w salonie, lecz chłopak unikał kontaktu fizycznego. Zawsze pierwszy siadał w fotelu i zastawiał się jakąś książką, jakby chciał odgrodzić się od Snape'a. Sfrustrowany całą sytuacją Ślizgon stawał się kąśliwy i nieprzyjemny, a czasem wręcz podły, w stosunku do chłopaka, który starał się to dzielnie znosić, ale gdy zamykał za sobą drzwi sypialni, dawał upust swoim emocjom.
- Jutro wieczorem, po kolacji nie wracam do twoich kwater — oznajmił Potter, siadając w fotelu naprzeciw mężczyzny, który właśnie ściskał w prawej dłoni gumową piłeczkę z wypustkami. Harry podarował mu cały zestaw, od dużej niewymagającej zbyt dużo pracy, aby ją utrzymać, po malutką, przy której trzeba już było zacisnąć dłoń w pięść. O kupno zestawu prosił Hermionę, dostał również od niej książkę, odnośnie mugolskiej rehabilitacji dłoni, którą właśnie czytał.
- Dziękuję, że łaskawie mnie poinformowałeś — powiedział chłodno mężczyzna — Gdzie tym razem wybędziesz? Londyn? Paryż, a może znów do Granger? - zapytał kąśliwie — Dyrektor zabronił opuszczać ci teren Hogwartu.
- Do Filiusa — odpowiedział spokojnie.
- Zabrałeś się za następnego profesora? - zadrwił Snape. Harry nic nie odpowiedział, siedział i starając skupić się na tekście przed sobą — Masz zamiar zaliczyć każdego z kadry? A może urządzasz sobie ranking? Idziesz w górę. Najpierw ja, potem Filius kto następny? McGonnagall? - Snape był zły, chciał reakcji chłopaka. Chciał zobaczyć płomień w jego oczach. Chciał, żeby chłopak znów go dotknął i był jego.
- McGonnagall jest młodsza od Flitwicka. Twoja teoria pada — odpowiedział chłodno.
- Jednak urządzasz ranking? - wysyczał. Gryfon uparcie wpatrywał się w książkę, zaciskając na niej palce coraz mocniej. Nie chciał dać się sprowokować. Wiedział, że kłótnie niczego nie rozwiążą, a wręcz skomplikują, zwłaszczazwłaszcza że w gniewie nie panował nad swoim językiem. Starał się oddychać miarowo, jak uczyła go babcia. Wysłał do niej sowę, z zapytaniem o sposoby pomocy Severusowi. W końcu był feniksem, może mógł zrobić coś jeszcze. Nie umiał nawiązać z nią kontaktu mentalnego, więc czekał na odpowiedź. Jego usta wygięły się w ciepłym uśmiechu, gdy pomyślał o siwowłosej kobiecie. Babcia... - Zadałem ci pytanie Potter! Co czytasz? Kamasutrę dla karłów? - warknął Snape, widząc uśmiech na twarzy młodzieńca. Profesor nie widział tytułu książki, ale widział postać dotykająca drugiej. Chłopak westchnął.
- PROFESOR Flitwick zgodził się, douczać mnie z zaklęć — powiedział powoli — Wiem też od dyrektora, że był Mistrzem Pojedynków i zna się na białej broni. Mam też zamiar poprosić go o lekcje, skoro ty... Na tą chwilę nie możesz... - reakcja mężczyzny była natychmiastowa, rzucił płonąca piłeczką prosto w głowę Pottera, lecz ten złapał ją bez większego trudu i zgasił płomień.
- Ty bezczelny bachorze! - wypluł pogardą — I co? Będziesz się ocierał o niego, tak jak o mnie? - zasyczał, policzki miał czerwone z gniewu, a oczy mu płonęły — Masz już ogień, teraz chcesz posmakować ziemi, co? - wstał wściekły, by wyjść, ale zatrzymał się, gdy dobiegł go cichy szept.
- Dlaczego to robisz? - Harry siedział w fotelu, z opuszczoną książką na kolanach i patrzył wprost na niego smutnym wzrokiem — Dlaczego tak bardzo chcesz mnie zranić?
- Co? To ty... - ale nie dokończył, bo chłopak wszedł mu w słowo.
- Wiem, że to moja wina. Wiem, że sytuacja jest dla ciebie trudna i nie radzisz sobie z nią, ale to tylko przejściowe. Zobaczysz, odzyskasz władzę w rękach — Snape trząsł się ze złości.
- Nie radzę sobie? - wypluł przez zaciśnięte zęby, a jego oczy płonęły furią — Ty bezczelny smarkaczu! — nagle z paleniska wyleciało płonące drewno, w stronę fotela, na którym siedział Harry. Przedmiot uderzył w przedramię chłopca, który instynktownie osłonił głowę. Sycząc z bólu, odpychając kolejne płomienie, lecące w jego stronę postanowił usunąć się z pola rażenia. Opuścił pomieszczenie w jednej sekundzie, upuszczając książkę na podłogę — Idź do diabła Potter! - warknął w miejsce, gdzie przed chwilą siedział chłopak. W tym momencie w komnatach pojawił się Zgredek, który przyniósł pocztę, dostarczoną przez Hedwigę, ponieważ sowa nie mogła dostać się do mieszkania. Severus kazał położyć ją na stoliku. Kiedy zerknął na kopertę, zobaczył piękne kobiece pismo, którym wypisane było nazwisko adresata. Usiadł na kanapie naprzeciw koperty i wpatrywał się w nią intensywnie.
***
Chłopak stanął przed drzwiami gabinetu dyrektora. Nie ośmielił się pojawić bezpośrednio w gabinecie, więc podniósł zdrową rękę i zapukał. Drzwi natychmiast otworzyły się, ukazując Dumbledora przy biurku, piszącego listy, kiedy spojrzał na chłopaka, momentalnie wstał.
- Co się stało Harry? – zapytał, podchodząc do ucznia i prowadząc go do fotela. Na oparciu natychmiast usiadł Feniks.
- Powiedzmy, że profesor Snape ma dziś zły humor — odpowiedział cierpko chłopak — Mógłbyś?- zwrócił się do ptaka, wskazując poparzenia. Fawkes nachylił się i kilka łez spadło na ranę, momentalnie ją zabliźniając — Dziękuję.
- Wiesz, że sam mógłbyś to zrobić? - Zapytał go feniks.
- Nie mogę, moje łzy nie leczą — odpowiedział chłopak smutno — Próbowałem uleczyć Severusa nimi...
- Łzy nie, ale ogień. Ogień oczyszcza pisklaku — zaćwierkał Feniks.
- Jak?
- Sam musisz znaleźć odpowiedź — po tych słowach, już się nie odezwał. Albus przyglądał się tej rozmowie i tylko pokiwał głową w zamyśleniu. Po czym postanowił ponownie zapytać chłopaka, co się stało, że miał takie obrażenia.
- Zdenerwował się, bo powiedziałem, że będę trenował z profesorem Flitwickiem — powiedział po prostu.
- Harry to dla niego trudne.
- Wiem — powiedział twardo – Dla mnie też – westchnął — Być przy nim dzień w dzień, tak blisko, a jednocześnie tak daleko. On tego wszystkiego nie ułatwia. Boje się, że jeśli zbyt blisko podejdę, to go zranię albo ON go znów ukarze — głos mu się załamał.
- Rozmawiałeś z nim? Może niepotrzebnie zachowujesz taki dystans?
- Próbowałem, ale on tylko syczy i warczy na mnie — chłopak wzruszył ramionami.
- Może potrzebujecie więcej czasu, on go potrzebuje — zasugerował delikatnie dyrektor — Więcej przestrzeni. Może jeśli przeniesiesz się na parę dni do wieży, on i ty przemyślicie na spokojnie pewne sprawy. Poukładacie w głowach... - delikatnie pogłaskał rozczochrane włosy chłopca.
- Nie, nie mogę go opuścić — westchnął ciężko – Dziękuje za radę Dyrektorze i tobie Fawkes za ratunek i wskazówkę – powiedział, podnosząc się z fotela — Muszę wracać, obiecałem nie znikać w ten sposób.
- Jeśli zmienisz zdanie, wieża stoi przed tobą otworem.
***
Severus siedział, intensywnie wpatrując się w rozdartą kopertę. Wiedział, że nie powinien otwierać listu, a tym bardziej go czytać.
Miał świadomość, że naruszył prywatność i zaufanie chłopaka, ale w tamtej chwili nie myślał racjonalnie. Tak bardzo bał się, że Harry zmienił zdanie, że go zostawi. W końcu był starym brzydkim, okaleczonym śmierciożercą. Jak mógł konkurować z młodą, normalną i niewinną Granger?
Chłopak zawsze nazywany dziwadłem pragnął normalności i akceptacji, a Snape był przekonany, że nie jest w stanie dać mu tego, czego potrzebuje. Najgorsze było to, że list okazał się nie tym, czego się spodziewał. To była wiadomość od Are, że nie znalazła nic w księgach poza informacją o zbawiennej mocy ognia Enaquy i powinien próbować iść tym tropem. Obiecała również chłopcu, że przybędzie pod koniec sierpnia, aby nauczyć go budować tarcze i podszkolić z więzi mentalnej. Co zdziwiło Snape'a podpisała list „z wyrazami miłości babcia", najwyraźniej Gryfon miał moc zjednywania sobie zatwardziałych grzeszników.
Westchnął ciężko i odwrócił głowę w stronę książki, leżącej na podłodze „Kamasutra" okazała się książką o rehabilitacji, przez co Snape poczuł się jeszcze gorzej. Obrażał i wyzywał chłopaka, a on uparcie wciąż szukał sposobów, aby mu pomóc. Poczuł falowanie magicznego ognia i już wiedział, że Harry stoi za nim i widzi rozdartą kopertę ze swoim nazwiskiem.
Odwrócił się bardzo powoli, by zobaczyć grymas wściekłości na twarzy młodzieńca, który przywołał list do siebie. Przełknął ciężko i podniósł się z kanapy. Nie wiedział, co powiedzieć. Nie miał nic na swoją obronę.
- Ciekawa lektura? - zapytał chłopak zimnym tonem, a Snape stał tylko, patrząc — Nie masz prawa przeglądać mojej korespondencji! - wrzasnął.
- Ja tylko...
- Ty tylko co? Myślałeś, że cię zdradzam? Z Hermioną, czy z Are? No tak przecież lubię starszych... – zakpił – Kiedy dotrze do tego twojego zakompleksionego łba, że interesujesz mnie tylko ty?! - Harry miał rumieńce ze złości.
- Harry posłuchaj — zaczął mężczyzna, ale Potter był już, jak rozpędzony Hogwart Expres, nie do zatrzymania.
- Nie! To ty posłuchasz mnie. Choć raz. W tej relacji to ja jestem niedoświadczonym nastolatkiem, do tego Gryfonem! Ty jesteś dorosłym i Głową Domu Stitheryna. Powinieneś być rozsądny, brać wszystko na chłodno i stopować mnie. A tymczasem to ja bardziej staram się panować nad sobą, bo ty zachowujesz się jak buzujący hormonami nastolatek! - Snape zgrzytnął zębami ze złości. Całe jego poczucie winy znikło w mgnieniu oka i poczuł, jak wzbiera w nim wściekłość, budzącą niebezpieczny ogień. Już wiedział, że tego nie powstrzyma, że skutki będą katastrofalne, ale był jak w transie.
- Ty bezczelny bachorze – warknął – Jesteś aroganckim, małym zadufanym w sobie smarkaczem, z kompleksem zbawiciela — jego głos ociekał jadem — I to dlaczego? Bo Czarny Pan w swej paranoi, wybrał akurat ciebie, a nie dzieciaka Longbottomów! Gdyby nie to i ta szkaradna blizna, byłbyś tylko małym, chuderlawym klonem swojego nic niewartego ojca.
- DOSYĆ — krzyknął nagle chłopak, kierując cały szalejący w nim płomień wprost do kominka. Widząc to, Snape otrząsnął się i przykrył usta zabandażowaną dłonią.
- O Merlinie... Harry ja... - już chciał coś powiedzieć. Przeprosić, gdy chłopak znów wszedł mu w słowo — Dyrektor ma racje, potrzebujemy czasu i przestrzeni, aby sobie wszystko poukładać. Zgredku! - zawołał łagodnie skrzata, który natychmiast pojawił się przy jego boku — Przenieś moje rzeczy do wieży Gryffindoru, proszę — kiedy skrzat zniknął, zwrócił się znów do Mistrza Eliksirów — Obaj musimy odpocząć, ochłonąć. Nie chce cię na razie widzieć — to ostatecznie ostudziło złość mężczyzny.
- Harry... - powiedział błagalnie.
- Chłopak odwrócił się od niego, by już zniknąć, ale słysząc swoje imię, popatrzył na nauczyciela.
- Severusie... - głos miał smutny — czy tak trudno ci uwierzyć i zaakceptować fakt, że się w tobie zakochałem? Dlaczego ciągle mnie odtrącasz? - po tych słowach zniknął, zostawiając załamanego mężczyznę.
CZYTASZ
Moje miejsce
FanfictionUWAGA: BETA: Arancia85- narazie do 60 rozdziału poprawki trwają. Po śmierci Syriusza Harry jest załamany. Uważa, że wszytko stracił. Na dodatek Dumbledore każe mu zostać w Hogwarcie. Nie było by to złe gdyby nie fakt, że zostaje oddany pod opiekę Sn...