Koniec bywa początkiem

4.8K 247 126
                                    

Kochani! Oto dobrnęliśmy do końca tej historii, mojej opowieści o Harry'm i Severusie. Tym co byli ze mną od początku publikowania dziękuje za te pół roku. Dziękuje za wytrwałość i wyrozumiałość. Tym, którzy niedawno tu trafili dziękuje za to, że chcieliście poznać tą historię. Mam nadzieje, że wszyscy będziecie usatysfakcjonowani takim a nie innym zakończeniem. Dziękuje za gwiazdki, komentarze, za wsparcie, czytanie i wspólną podróż. Kochana Barbaro nie będę podła i dodaję rozdział ale mimo wszystko liczę, że będziesz nadal tłumaczyć bo ja tu czekam! Pojawił się pomysł żeby, napisała coś jeszcze. Co wy na to? Bawimy się dalej? Jeszcze raz dziękuję i miłej lektury!

Severus siedział na kocu, złożył ręce na kolanach, oparł na nich brodę i zapatrzył się na wodę przed sobą. O dziwo nie był w firmowej czerni lecz jego tunika miała kolor głębokiej wiśni, przepasana cudownie haftowanym czarnym pasem. Cichy szmer z prawej strony wyrwał go z zadumy, spojrzał w obok gdzie spała spokojnie mała, paro miesięczna dziewczynka. Była piękna, czarne włoski wystawały spod czapeczki, miała rumiane policzki, duże oczy okolone czarnymi długimi rzęsami, mały i zgrabny nosek oraz urocze malinowe usta. Wciągnął powietrze głęboko w płuca uspokojony, że dziecko wciąż śpi. Lubił to miejsce, lubił tu wracać, bo to tu po raz pierwszy kochał się z Harry'm. To tu postanowił zbudować swój dom, tu wychowa córkę na porządną czarownicę i przyszłą królową Tolnaur. Westchnął i spojrzał na śpiąca istotę otuloną w ciepły, o zgrozo, różowy rożek. Był trzydziesty pierwszy lipca, urodziny Harry'ego, od wydarzeń z zamku, śmierci Voldemorta, minęło tak mało czasu, jednak jemu wydawało się, że wieczność. W zasadzie całe jego życie. Pogładził malutką główkę a dziecko delikatnie się skrzywiło przez co Snape się uśmiechnął leciutko. Poczuł ciepło i znajome zawirowanie magii.
- Tu się ukryliście.- powiedział oskarżycielsko czarnowłosy młodzieniec odziany w antracytową tunikę i przepasany takim samym materiałem jak mąż. Uśmiechnął się promiennie siadając obok malutkiego zawiniątka.- Ellen zaraz rozniesie panią Weasley na strzępy jeśli ta nie przestanie wygłaszać swoich mądrości na temat wychowania dzieci.- głos miał załamany ale dało się w nim wyczuć ogromne rozbawienie.- Odkąd przestała być McGonnagall zrobiła się charakterna.- zaśmiał się otwarcie.
- Zawsze była tylko ty jej od tej strony nie znałeś.- sprostował spokojnie Severus.
- Czyli jesteśmy skazani na wojnę...- zielonooki młodzieniec wzniósł ręce do nieba.
- Sam ich tu sprowadziłeś.- powiedział beznamiętnie mężczyzna.
- Hej, co jest?- zapytał zmartwiony chłopak sięgając dłonią do twarzy swojego męża.
- Nic, myślę.- widząc pytanie w zielonych oczach westchnął.- O tym co się wydarzyło, jak mogło to wszystko dziś wyglądać, że mogło nas nie być. O tym jak głupio postąpiłeś wtedy...
- Ale jesteśmy!- przerwał mu chłopak.- Jesteśmy tu razem, cali, zdrowi i szczęśliwi. A co do mojego zachowania... Wiedziałem co się wydarzy. Fafnir powiedział mi po zakończeniu przenoszenia mojej duszy, że muszę się poświecić. Powiedział, że miłość to ciągłe poświęcanie się.- Severus pokiwał głową odruchowo ale nie odezwał się. Harry wstał i usiadł za nim ostrożnie przyciągając go do siebie, tak by plecy Mistrza Eliksirów oparły się o jego pierś. Ich odziane w czarne spodnie nogi otarły się o siebie łącząc na trawie. Przesunął nosem po szyi męża po czym, pocałował ją delikatnie.

Kiedy Mistrz Eliksirów odprowadził duszę Lith za zasłonę i upewnił się, że już się stamtąd nie wydostanie zamykając szczelnie przejście, wrócił do swojego konającego męża. Odrzucił kosę i opadł na kolana chwytając dłoń młodzieńca. Nie było go tylko wprawdzie parę chwil ale stan chłopaka zdawał się dramatycznie pogorszyć. Harry ledwo oddychał zaczynajac się coraz mocniej krztusić. Mężczyzna płakał bezgłośnie całując dłoń swojego kochanka.
- Wyjmij ostrze z jego ciała.- powiedział beznamiętnie Ragnar.
- Co?- zapytał nie rozumiejąc co smok ma na myśli.
- Wyjmij ostrze, jeśli tego nie zrobisz Feniks jej nie zaleczy.- Mistrz Eliksirów spojrzał na  miecz wystający z pleców chłopaka i wtedy zrozumiał. Harry powinien sie sam wyleczyć ale rana nie mogła sie zagoić dopóki miecz w niej tkwił i wciąż ranił tkanki i narządy. Chwycił rękojeść miecza nie rozumiejąc dlaczego Are ani Ragnar nie zrobili tego wcześniej. Kiedy jednak spojrzał na swoją babkę zrozumiał, nie miała sił aby pociągnąć za miecz, jeśli nie zrobiła by tego jednym, pewnym ruchem mogła wyrządzić Potterowi więcej krzywdy niż pożytku.
- Bądź dzielny kochany.- powiedział łamiącym się głosem po czym pociągnął wysuwając miecz z miękkiego ciała. Potter sapnął pod wpływem bólu ale chwilę potem westchnął z ulgi, Rana przestała intensywnie krwawić, zaczęła się sączyć. Ponury żniwiarz wstał i wyciągnął łuskowatą dłoń w kierunku klęczącego mężczyzny.- Pozwól mi się z nim pożegnać, proszę.- powiedział słabo Snape.
- Nie chcę Ciebie, mój Panie.- odziana na szaro postać skłoniła się nisko. Pragnę abyś powierzył mi Kosę Ciszy.- Severus popatrzył na niego zszokowany, niemal nie zdolny do żadnego ruchu.
- Ale...
- Wciąż będziesz jej panem ale to ja będę wypełniać Twoje obowiązki, Dovahkiin.- głos smoka nie wyrażał niczego innego jak tylko poddanie i posłuszeństwo. Ciemnowłosy mężczyzna klapnął na zimną posadzkę całkowicie zdezorientowany.
- Chciałeś być wolny...- powiedział bez składu wodząc wzrokiem od męża do postaci nad sobą.
- Coś musiałem Ci powiedzieć aby sprawdzić czy jesteś godzien. Nie będziesz musiał strzec zasłony, to moje zadanie. Jeśli będę Cię potrzebować poproszę o pomoc. Już dziś mogę Ci powiedzieć, że będziesz musiał opuścić swojego męża w Samhain.- dłoń smoka z większym naciskiem zarządała zwrotu broni.
- Godzien?
- Urodziłeś sie człowiekiem Taninie, nie smokiem, choć potrafisz się w niego zmienić.- mówił spokojnie jak do dziecka.
- Co to ma do rzeczy? Harry też nim jest.- warknął.
- Twój mąż pomimo swojego ludzkiego ciała ma zdolności Feniksa. Potrafi się leczyć i odradzać. Ty jesteś śmiertelny.
- Sprawieś, że mój wnuk jest nieśmiertelny jako strażnik zasłony...- powiedziała cicho Are. Gad przytaknął ruchem głowy.
- Dlatego przechodziłeś próby, musieliśmy być pewni, że na to zasługujesz. On też musiał zasłużyć. Musieliśmy wiedzieć, że wasza miłość jest prawdziwa, że jesteście tymi właściwymi Taninem i Enaquą.- ton jego głosu był smutny a kiedy westchnął Severus drgnął.- Fafnir mówił ci, że było wiele waszych wcieleń i żadne nie było godne...- Snape kiwnął głową i sięgnął ręką po Atrybut Hadesa.- To nasz dar dla ciebie, nasze zadość uczynienie za to, że nie broniliśmy cię gdy ginąłeś po raz pierwszy.- Nim smok skończył Snape podał mu broń, którą ten chwycił.
- Ja...- zaczął.- Dziękuję.
- Mój panie, proszę nie opuszczaj nas już więcej.- żniwiarz pokłonił się nisko.- Obaj jesteście u nas miłe widziani.- kiedy Snape wciąż całkowicie zszokowany skinął głowa smok rozpłynął się zabierając z sobą broń. Czarnooki mężczyzna pochylił się nad raną na piersi gdzie ostrze przebiło się na wylot aby ją ocenić i zamknął oczy powstrzymując szloch. Kiedy teraz patrzył w miejsce gdzie wcześniej było obrażenie teraz już całkowicie zagojone ale chłopak wyczerpany zdawał się spać. Severus wziął w ramiona swojego męża i zapłakał ze szczęścia głośnogłośno.

Moje miejsceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz