Nieudane próby

3.6K 288 19
                                    

Harry był smutny, bo od ponad trzech dni nie widział Severusa.
Mężczyzna nie pojawiał się na posiłkach, a Harry zbyt zajęty uczeniem się, nie miał, kiedy błąkać się po zamku, z nadzieją, że przypadkowo na niego wpadnie.
Oklumencja szła nie najgorzej, udało mu się wypełnić wyrwę i nieco kontrolować. Usuwał na bieżąco nowe, powstające pod wpływem ataków dyrektora. Ogólnie Albus był zadowolony z rezultatów, ale martwił się o Harry'ego, jednak chłopak nie chciał z nim rozmawiać i uparcie milczał.
***
Profesor Sprout śmiała się z tanecznych ruchów chłopaka przy podlewaniu, nawożeniu, czy sadzeniu, bo Gryfon ćwiczył na okrągło kroki od Flitwicka.
Gdy po skończonej pracy udali się na obiad, Harry miał nadzieje zobaczyć Snape'a. Niestety mężczyzna nie pojawił się, ale dyrektor uspokoił go, że profesor ma się dobrze, pewnie się zaczytał i pojawi się na kolacji.
Po posiłku Filius poprosił, aby zaczekał na niego chwilę przed Wielką Salą, gdyż musi o coś poprosić Dumbledora. Harry, będąc na korytarzu, znów zaczął ćwiczyć sekwencje kroków, zmieniając kombinację.
- Uczysz się tańczyć? - usłyszał ten aksamitny głos za sobą. Odwrócił się, by zobaczyć Mistrza Eliksirów, opartego o ścianę plecami, z rękami skrzyżowanymi na piersi, dłonie zwisały luźno pod łokciami.
Harry zauważył, że mężczyzna ubrany jest w swoją firmową czerń. Czarne opinające szczupłe, długie nogi spodnie i koszulę rozpiętą pod szyją. Do tego czarne rękawiczki, które najprawdopodobniej miały ukryć uszkodzone dłonie.
Chłopak przełknął ślinę, czując, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Zdradzieckie tłukło się tak mocno, że aż poczuł ból w klatce piersiowej. Czarne oczy patrzyły na niego tak intensywnie, że Gryfon zapomniał kroków i zaplątał się we własne nogi.
- Mówiłem ci Severusie, że Gryfoni nie potrafią tańczyć — usłyszał zimny drwiący głos. Obrócił się i zobaczył Lucjusza Malfoy'a, zmierzającego w ich kierunku szybkim krokiem. Jak zwykle idealnie uczesany, nienagannie ubrany zgodnie z najnowszą modą czarodziejską, w zieloną szatę. W pięknej wypielęgnowanej dłoni trzymał laskę, na której delikatnie się podpierał. Zapewne dla lepszego efektu, bo nic nie wskazywało na to, by jej potrzebował w innym celu.
Chłopak poczuł ukłucie zazdrości, gdy spojrzał na swoje workowate sprane czarne spodenki, rozciągniętą wyblakłą granatową koszulkę i zniszczone trampki. Miał świadomość tego, jak niekorzystnie wygląda na tle dystyngowanego i bardziej doświadczonego Lucjusza. Już nie wspominając o obgryzionych paznokciach, wiecznie rozczochranej czuprynie i nie dopasowanych oprawkach. Nim Gryfon zdążył się odezwać, w korytarzu rozbrzmiał już znów ten cudowny ton, za którym tęsknił wieczorami.
- Witaj Lucjuszu — spojrzenie Snape'a nie wyrażało żadnych emocji, gdy spoczęło na blond włosym czarodzieju — Jak zwykle masz racje — uśmiechnął się złośliwie — O czym chciałeś ze mną rozmawiać?
- Myślę, że wygodniej nam będzie w twoich kwaterach, mój drogi — Harry zacisnął dłonie w pięści ze złości, widząc dwuznaczny uśmiech Malfoya.
- Zapraszam więc — zaprosił mężczyznę ruchem ręki. – Potter – wypluł nazwisko jak najgorszą obelgę. Młodzieniec poczuł, że oczy go szczypią od łez, ale zacisnął pięści jeszcze mocniej. Wiedział, że Severus gra swoją rolę, ale to i tak cholernie bolało.
- Profesorze Snape — skinął głową, Lucjusza nie zaszczycając nawet spojrzeniem. Kiedy mężczyźni ruszyli razem korytarzem, a blondyn co jakiś czas ocierał się ramieniem o Severusa, Harry był bliski eksplozji. Czuł płomień szalejący wewnątrz, ale z całych sił starał się go opanować.
- Zawsze uważałem, że do siebie pasują — usłyszał głos za sobą — Lucjusz piękny i bogaty, a Severus inteligentny i ambitny — Potter obrócił się w jednej sekundzie, by zobaczyć niskiego, grubego staruszka ze srebrnym wąsem, niczym mors. Mierzył chłopca wyłupiastymi agrestowymi oczami — Ale Lucjusz wybrał spłodzenie potomka, z Narcyzą Black — westchnął teatralnie — Horacy Slughorn nauczyciel eliksirów. - Przedstawił się krótko.
- Harry Potter... - zaczął chłopak, ale w tym momencie wyszedł dyrektor i witając się z nowo przybyłym i uśmiechając do Harry'ego. Poprowadził nauczyciela korytarzem, w stronę swojego biura zostawiając Gryfona, starającego się zapanować nad własnym ogniem.
***
Na zajęciach z fechtunku profesor postanowił, że poćwiczą zapasy z użyciem kroków. Chłopak nie mógł się nadziwić, jaki krasnolud był silny, zwinny i szybki.
Kiedy skończyli, Flitwick wręczył Potterowi drewniany miecz i pokazał, jak go trzymać we właściwy sposób. Chłopak ćwiczył gardę i uderzenia, w obciągnięty skórą słup. Gryfon był wdzięczny, bo za każdym razem, gdy drewno uderzało o skórę, wyobrażał sobie, że to głowa blondyna.
Wiedział, że na Malfoy'u i Severusie ciąży to samo zaklęcie Voldemorta i raczej nic się nie wydarzy znaczącego, ale sam fakt, że blondyn mógł z nim być. Mógł rozmawiać, dotknąć i flirtować z Mistrzem Eliksirów sprawiała, że krew w chłopaku się gotowała. Z drugiej jednak strony Severus Harry'ego całował i nic się nie działo, więc przecież mógł też to robić z Lucjuszem. Jednak Snape nie był taki, był jego, obaj wiedzieli, że należą do siebie. Nie zrobiłby tego Harry'emu, nawet jeśli teraz byli pokłóceni. Prawda? Nie mógłby? Przecież Mistrz Eliksirów, już nie raz poświęcał siebie na rzecz walki z Voldemortem, więc czemu nie miałby teraz z Malfoy'em? Myśli kotłowały się w jego głowie, a efekt był taki, że spłonął miecz i słupek.
- Wystarczy — westchnął Filius, podając chłopakowi butelkę wody — Chcesz o tym porozmawiać? - Wskazał na zgliszcza — chłopak pokręcił głową przecząco — Harry...
- Nie, Filusie. Proszę — powiedział twardo. Wypił całą wodę i popatrzył przepraszająco na nauczyciela.
- Nie da się zagłuszyć żywiołu wewnątrz ciebie, a twoje emocje go podsycają. Spróbuj je kontrolować — powiedział spokojnie.
- Łatwo powiedzieć — warknął chłopak — Jestem nastolatkiem i do tego Gryfonem — żachnął się.
- Bycie Gryfonem, niczego nie usprawiedliwia. Bycie nastolatkiem, już bardziej, ale bez przesady. Spójrz na Albusa, on jest Gryfonem i doskonale nad sobą panuje. Musisz pracować nad tym, nad płomieniem w sobie, który jak widzę, jest naprawdę imponujący. Choć i usiądź – powiedział, siadając na pojawiającym się dywanie. Chłopak usłuchał i usiadł naprzeciw krasnoluda — Jak zazwyczaj radzisz sobie z płomieniem?
- Liczę i oddycham — Flitwick pokiwał głową.
- Dobrze więc policzmy razem. Musisz się wyciszyć, bo inaczej nic nam nie wyjdzie z zaklęć.
Ciężko było mu się wyciszyć, myśli mnożyły się w nim. Kiedy przeszli do zajęć, z zaklęć był bardziej skupiony, ale czasem umykało mu to, co mówił Filius. Było mu bardzo głupio z tego powodu, profesor poświęcał swój wolny czas, by go uczyć, a on nie mógł nawet skupić się na tym, co mówił. Ostatecznie ćwiczyli ruchy nadgarstka, gdyż znalezienie właściwego sposobu rzucenia zaklęcia, jest jedną z trzech składowych jego budowy.
Wychodząc z Wielkiej Sali po kolacji, Harry był zły. Znów nie było Snape'a, więc chłopak zastanawiał się, czy nadal nie spędza czasu z Malfoyem seniorem, przez co zupełnie stracił apetyt.
Przeprosił wszystkich i wyszedł szybkim krokiem z kolacji, tłumacząc się wizytą w łazience. Nie patrzył, gdzie idzie. Czuł tylko, że zaczyna kipieć ze złości, więc zatrzymał się i zaczął głęboko oddychać. Wtedy to poczuł, woń ziół pomieszaną z zapachem migdałów i już wiedział, że tuż przed nim, parę centymetrów od niego stoi Snape.
- Profesorze – powiedział, nie podnosząc głowy i zaciskając pięści. Chciał ruszyć dalej, wyminąć mężczyznę i uciec jak najszybciej, ale zatrzymał go ten głęboki głos, tak dziwnie delikatny.
- Dlaczego nie jesz kolacji Harry? - podniósł buntowniczo głowę i napotkał to ciemne spojrzenie, w których czaiła się niepewność i ciekawość.
- Nie jestem głodny — powiedział krótko i zaczął wymijać mężczyznę. Był zły, zły na Severusa, że nie przeprosił, że nie przyszedł do niego, że spędzał czas z Lucjuszem, że nie przyznał się do błędu.
- Zaczekaj Harry, ja... – zaczął, ale zatrzymał się w pół zdania, nie wiedząc co powiedzieć, jak przeprosić. Snape widział, że Potter jest zły i nie wiedział, czy do niego dotrze.
Stali i patrzyli na siebie chwilę, w całkowitej ciszy, mierząc się wzrokiem. Spojrzenie chłopaka zmiękło, pod wpływem wypowiedzianego przez mężczyznę kolejny raz jego imienia. Snape już chciał powiedzieć, że przeprasza i zachował się, jak zazdrosny dzieciak, ale w tym momencie pojawił się Flitwick.
- Harry! Jednak na mnie poczekałeś — powiedział uradowany krasnolud — Severusie! Witaj — przywitał się grzecznie — Jak dłonie?
- Lepiej – powiedział, nie odwracając oczu od Gryfona. Nastała chwila ciszy. Snape wiedząc, że Flitwick nie odpuści, kontynuował, przewracając oczami — Poppy dała mi rękawice nasączone eliksirami, które mają pomóc kościom zrosnąć się, oraz zmniejszyć opuchliznę i ból — pokazał dłonie na dowód własnych słów, a mały profesor kiwnął głową.
- To dobrze, powodzenia Severusie. Chodźmy Harry czas się trochę zabawić — powiedział z uśmiechem, zwracając się do Pottera, a Snape zgrzytnął zębami. Chłopak skinął mu głową i odeszli w stronę, jak przypuszczał pokoju życzeń.
- Wybacz Harry, ale nie mogłem się powstrzymać — powiedział przepraszająco profesor, kiedy byli już w pokoju życzeń. Chłopak spojrzał na towarzysza pytająco, a mężczyzna tylko przewrócił oczyma — Ty i on, to świeża sprawa? - Gryfon najpierw zbladł, a potem się zarumienił i pokiwał głową.
- Ale skąd wiesz, że coś... było między nami? – zapytał, wyginając palce.
- Było? Mnie się wydaje, że jest i to całkiem poważne — zaśmiał się Krukon — Po pierwsze, odkąd razem nie mieszkacie, nie uśmiechasz się tyle. Jesteś niczym bomba zegarowa, cały czas szukasz go na posiłkach, a gdy nie przychodzi, jesteś rozczarowany. A to, co zrobiłeś na fechtunku? Wiem, że Lucjusz Malfoy był w zamku u Severusa... Tak jakoś nie było trudno złożyć to w całość — mężczyzna wzruszył ramionami, z szelmowskim uśmiechem, na co Gryfon posmutniał.
- Jak widać, jest to tylko z mojej strony... - Krukon prychnął.
- Nigdy w życiu nie widziałem, aby Severus Snape patrzył na kogoś z taką tęsknotą, z jaką dziś na korytarzu, patrzył na ciebie, gdy odchodziliśmy. To, co jest między wami, można poczuć niemal namacalnie, gdy się stoi obok. Co się stało, że z nim nie mieszkasz? - zapytał poważnie krasnolud, podchodząc do chłopca i zaglądając w jego niesamowicie zielone oczy.
- Możemy o tym nie rozmawiać? - zapytał cicho, dusząc w sobie nadzieję, którą rozpalił Filius. Nagle popatrzył z przestrachem na profesora — Myślisz, że Malfoy wie?
- Lucjusz? Jest tak skupiony na sobie, że nie widzi nic, poza czubkiem własnego nosa! - zaśmiał się cicho.
- Zacznijmy pojedynek — powiedział, bawiąc się różdżką. Krasnolud uścisnął mu przedramię i odszedł, by stanąć naprzeciw ucznia.
- Na trzy — powiedział pokonanym głosem — Raz, Dwa, Trzy! - rozpoczęli pojedynek.
***
Styl walki Flitwicka był zupełnie inny, niż Mistrza Eliksirów, obaj używali całkiem innych zaklęć. Severus, szybki, rzadko używał tarczy, raczej robił unik i dawał kontrę, nim przeciwnik zdążył zorientować się w sytuacji. Filius był inny, wyważony zawsze używał tarczy i pełnej gamy zaklęć atakujących.
Po skończonej walce pokonany Harry został oceniony na powyżej oczekiwań. Filius powiedział, że teraz mogą przystąpić do nauki i stanął przy chłopcu. Krasnolud rzucał zaklęcie w manekina po przeciwnej stronie sali, po czym objaśniał skutki, jeśli nie były widoczne, technikę rzucania i możliwe opcje obrony. Następnie gryfon miał je rzucić sam i obronić się przed atakiem krasnoluda. Kiedy Flitwick uznał, że dość przerobili, jak na pierwszy trening, pożegnali się. Gryfon, jak zwykle podziękował i wrócił do wieży wyczerpany. Nie dane mu było jednak iść jeszcze spać, gdyż w pokoju wspólnym zastał gościa...

Moje miejsceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz