Ustalili, że niedziela będzie dniem wolnym od ćwiczeń. Obaj byli wykończeni treningami, tym bardziej że Voldemort wzywał Snape'a codziennie, aby dowiedzieć się, dlaczego nie może wejść do umysłu Pottera. Zaczął też obsesyjnie kontrolować postępy odnośnie eliksiru jedności i karać profesora, za ich wyraźny brak.
Harry czekał za każdym razem na Severusa, aby przytulić go i trzymać w ramionach. leżąc na kanapie, lub pomoc leczyć skutki różnych klątw.
Dziś była niedziela. Chłopak zjadł śniadanie sam, bo wiedział, że mężczyzna będzie długo spał.
Voldemort był wczoraj w naprawdę paskudnym humorze, więc Mistrz Eliksirów wrócił bardzo późno, poturbowany lekko. Gryfon jak zwykle czekał na kanapie, przykryty kocem. Gdy tylko mężczyzna wszedł, chłopak podbiegł do niego i objął mocno, z cichym westchnieniem ulgi.
Kiedy jak zwykle położyli się na kanapie, Severus oparty o klatkę piersiową półsiedzącego młodzieńca, opowiedział mu o wywarze jedności i o tym, czego chce jego pan.
Potter pocałował go w czubek głowy i uspokajająco głaskał pierś. Harry nie był głupcem. Bał się, od zawsze się bał tego szaleńca, ale jeszcze bardziej, bał się o Mistrza Eliksirów, więc cicho poprosił, aby tamten nie wracał do Czarnego Pana. Szpiegowanie stało się według chłopaka, zbyt niebezpieczne. Snape oczywiście odmówił, tłumacząc, że Lord znajdzie kogoś innego, kto uwarzy eliksir, a on nawet nie będzie wiedział, kiedy straci Harry'ego. Pokłócili się, ale Gryfon odpuścił, widząc, w jakim stanie był profesor. Postanowił spróbować później.
Młodzieniec zostawił kartkę na stole i opuścił kwatery.
Na dziś był umówiony z profesorem Flitwickiem, więc pomaszerował w stronę wieży Rawenclawu.
- Nareszcie udało ci się, do mnie trafić — uśmiechnął się profesor, wpuszczając go do swojego mieszkania. Wystrój był bardzo podobny do tego, który panował u Severusa i chłopak zastanawiał się, czy wszyscy profesorowie mieszkali tak samo. Ściany były w lekkim odcieniu cappuccino, dwa szare fotele, między nimi stolik. Kanapa w tym samym kolorze. Profesor nie miał jednych drzwi, które zapewne prowadziły do laboratorium, w przypadku Snape'a. W przeciwieństwie do lochów, w wieży było ciepło, więc kominek nie płonął, ale to, co znajdowało się nad nim, przykuło uwagę Gryfona.
- Wow! – wykrzyknął, podchodząc bliżej, by przyjrzeć się lepiej ogromnemu toporowi, który wisiał nad paleniskiem.
Był ogromny o dwóch ostrzach ze stali, których brzegi zanurzone były w jakimś połyskliwym, świecącym jasnym blaskiem metalu. Samą stal zdobiły piękne runy i żłobienia w kształcie trójkątów. Trzonek owinięty był moczoną skóra.
- Piękny prawda? - powiedział profesor, uśmiechając się — To Kibil Burk, Srebrny topór, jest w mojej rodzinie od pokoleń. To, co tak połyskuje na ostrzach to sidereum. Rodzaj specjalnego metalu, który moi przodkowie otrzymali od elfów. Jest lekkie, ale bardzo wytrzymałe, dzięki niemu ostrze nie pęka i nie tępi się. To bardzo silny magicznie artefakt, ale teraz to tylko piękny eksponat na ścianie — Pokiwał głową do swoich myśli i zaprosił Gryfona na fotel, gdzie na stoliku stały już parujące kubki z herbatą.
- Profesorze, nie wiedziałem, że gobliny potrafią władać taką bronią — powiedział chłopak, upijając łyk napoju.
- Gobliny? Dlaczego gobliny? - zapytał zdziwiony mężczyzna.
- Bo w Hogwarcie mówi się, że jest Pan z nimi spokrewniony... Zwłaszcza że dysponuje Pan ogromną wiedzą i... - zawahał się, nie chciał urazić profesora wzmianką o wzroście — do tego Opiekun Raweclawu, jest nieprzeciętnie mądry — powiedział zamiast tego. Flitwick zaczął się śmiać, a Harry nieco zawstydzony zaczerwienił się. Nie miał pojęcia, czy nie popełnił jakiejś gafy, znów.
- Dziękuję za komplement odnośnie mojej inteligencji, ale nie jestem spokrewniony z goblinami, tylko krasnoludami — ciepły uśmiech sprawił, że młodzieniec rozluźnił się nieco — Tak, to topór krasnoluda, mojego przodka Naina. Bo widzisz Harry, nasz świat nie zawsze tak wyglądał. Chciałbyś o tym posłuchać? Obiecuje postarać się nie być tak usypiającym, jak profesor Bins — Filius zaśmiał się znów, a Potter przytaknął. Był bardzo ciekaw tej historii — Dawno temu, nikt już nie pamięta nawet, jak dawno, zanim świat zdominowali czarodzieje i mugole żyły cztery magiczne rasy i... Oczywiście zwykli śmiertelnicy — zaśmiał się — Stworzone przez czterech bogów i podległe im żywioły. Wody, czyli trytony i syreny ze swą królową Pallas. Powietrza, czyli Elfy wysokiego rodu, z ich królem Anarem. Ognia, którzy są najbardziej podobni ludziom, z ich wodzem Taninem. Oraz ludzie ziemi. Synowie Gai, krasnoludy pod wodzą Naina. Każdy lud żył na swoim terenie. Co oczywiste Trytony i syreny w morzach, choć miały możliwość wychodzenia na ląd. Elfy na powierzchni w lasach, Krasnoludy w podziemiach, w swych miastach, a ludzie ognia na wulkanicznej wyspie. Legenda głosi, że władca elfów ulegając żądzy władzy, chciał wziąć w posiadanie cały świat, uważając, że elfy są do tego predysponowane. Musisz wiedzieć Harry, że elfy były piękne i długowieczne. Postacie wysokie, smukłe, o jasnych włosach i pięknych obliczach. Tak, mój drogi — powiedział smutno profesor — każdy z nas nosi w sobie mrok, nawet te piękne istoty. Nie każdy zły musi rodzić się z kompleksów, biedy, czy braku miłości. Najczęściej jest tak, że to ci piękni i potężni ulegają ciemności.
- Wielka moc, to wielka odpowiedzialność... - powiedział cicho chłopak.
- Bardzo mądrze powiedziane mój młody przyjacielu — profesor upił łyk herbaty.- Wracając jednak do naszej opowieści... Jak możesz się domyślać, inne ludy nie chciały mu się podporządkować. Jako że był pięknym mężczyzną, Anar udał się do królowej Pallas, aby ją oczarować i zdobyć jej wojska. Zakochana władczyni stanęła u boku swego kochanka, rozpoczynając wojnę. Była to straszna, wyniszczająca kampania. Wielu zginęło, a jeszcze więcej zostało okaleczonych. Tanin walczył u boku Naina, z pomocą świętych zwierząt, smoków. Legenda głosi, że smoki nie były kiedyś takie, jak dziś, bezmyślne dzikie zwierzęta, ale mądre, waleczne i oddane stworzenia. Niestety woda gasi płomień życia i mądrości tlący się w ciele smoka i wiele z nich umarło bądź zostało upośledzonych, dając początek tym stworzeniom, które znamy dziś. Pomimo tego, że wojownikom udawało się zbliżyć do Króla Elfów, nie udało się go zabić, przez zbroję, która w całości powstała z sidereum. Część Elfów widząc, co się dzieje i jakie straty ponoszą, obie strony zbuntowała się przeciw władcy i udała się do Naina, z propozycją pomocy. To oni, na znak przymierza zanurzyli jego topór, w tej niezwykłej substancji, aby mógł przebić zbroje i zabić Anmara. Niestety dostanie się do niego, wiązało się ze śmiercią wielu smoków i samego Tanina. Pallas dzielnie broniła swego ukochanego, lecz ostatecznie poniosła śmierć, ginąc z ręki Władcy ognia i zabierając go ze sobą. Mój przodek Nain tym oto magicznym toporem ściął głowę Elfa, na zawsze kończąc wojnę. Heru bóg powietrza ukarał swoje dzieci, za występek wobec świata, degradacją do postaci, jaką znasz dziś, czyli skrzatów domowych. Miały służyć innym ludom po wszeczasy, a ci, którzy przeciwstawili się swemu panu, zostali zabrani w obłoki, aby tam władać wiatrami. Co do trytonów i syren, wróciły do swych wód, ale utraciły zdolność wychodzenia na powierzchnię i porozumiewania się z innymi rasami — profesor zakończył opowieść, wypijając zimną już herbatę.
- Profesorze? A co się stał z Nainem i ludźmi ognia? - zapytał chłopak, z wypiekami na twarzy.
- Nain wrócił do swojej stolicy i władał swymi krasnoludami. Ludzie ognia wrócili na swą wyspę, aby czekać na powrót ich pana, który miał się odrodzić.
- Profesorze, a skoro nie było w tamtych czasach czarodziejów, to skąd się wzięli? - zapytał zaciekawiony.
- Widzisz Harry, każdy czarodziej nosi w sobie cząstkę czterech żywiołów. Oczywiście, każdy w innej kombinacji. Mieszanie między ludami. Żyjąc tak blisko siebie, nie da się tego uniknąć. Miłość nie wybiera, a serce nie sługa — Filius mrugnął. Gryfon pomyślał o sobie i Snape'ie i uśmiechnął się — Choć to, co ci opowiedziałem, to tylko legenda nietłumacząca istnienia reszty gatunków, jak olbrzymy czy centaury. Pamiętaj jednak, że w każdej takiej historii, jest ziarno prawdy. Ja jestem pół krwi Harry. Żyje już ponad tysiąc lat i jestem najczystszej krwi krasnoludem, jaki został na powierzchni — Chłopak zszokowany otworzył szeroko oczy, a profesor się zaśmiał — Tak, tak... Widziałem wielu takich jak Voldemort i przeciwko wielu walczyłem. Osiadłem tu w Hogwarcie i tu jest mój dom. Linia Naina kończy się na mnie, bo reszta mojego ludu pozostała pod ziemią, zapadła w sen i zmieniła się w kamienne posągi, nie chcąc oglądać walk ciągle od nowa.
- Tak mi przykro profesorze... - krasnolud machnął tylko ręką.
- Dość przeżyłem i dość widziałem. Mów mi proszę Filius, ale oczywiście tylko poza zajęciami. Z tego, co wiem, to tylko lud Tanina zachował się bez uszczerbku. A teraz, wystarczy smutnych opowieści. Jak ci się podoba zamek latem? - mężczyzna machnął różdżką i pojawił się sok dyniowy i dwie szklanki.
- Bardzo! Jest tak cicho i spokojnie, choć mam tyle zajęć, że nie mogę narzekać na nudę — powiedział z uśmiechem Gryfon.
- Domyślam się, że Severus rzadko pozwala ci na chwilę wytchnienia, znając jego zapędy — mrugnął porozumiewawczo — Perfekcjonista w każdym calu. Bardzo zdolny perfekcjonista — zaśmiał się profesor — Pewnie dlatego został mistrzem, już w dwa lata po ukończeniu Hogwartu, podczas gdy inni szkolą się latami — Chłopak poruszył się na fotelu, przysuwając do rozmówcy. Był, tak ciekaw życia Snape'a, a tak mało o nim wiedział — Wiedziałeś, że w rankingu swojej dziedziny jest drugi? Lepszy jest tylko jakiś bogaty Amerykanin, który pracuje dla prywatnego konsorcjum produkującego eliksiry do aptek.
- Dlaczego wiec on uczy w szkole? Przecież tego nie znosi — zapytał zdziwiony Gryfon.
- O to już musisz zapytać u źródła. Choć nie liczyłbym na odpowiedź, bo ja sam wiele razy go o to pytałem — zamyślił się chwilę, po czym znów ożywił — Jak Twoje SUMy?
- Jeszcze nie otrzymałem wyników, ale nie spodziewam się imponujących — powiedział zażenowany.
- Spokojnie na pewno przyjdą niebawem, a o wyniki się nie martw – mrugnął – U mnie na zajęciach masz miejsce.
- Dziękuje — wyszczerzyła się chłopak — Obiecał mi pan... - chmurne spojrzenie małego czarodzieja, spoczęło na chłopaku — Obiecałeś mi partię szachów i parę ruchów, aby pokonać Rona — Kolejne machnięcie różdżką i szachy stały przed nimi rozłożone. Partia była długa i ciężka, a Flitwick pokazywał i tłumaczył Harry'emu zagrania, które umożliwiały wygranie potyczki. Kiedy wybiła godzina obiadu, razem udali się do Wielkiej Sali. Przed drzwiami chłopak obrócił się do profesora — Filiusie... Czy miałbyś coś przeciwko podszkoleniu mnie również w zaklęciach? Oczywiście nie codziennie... - Krasnolud rozpromienił się.
- Kiedy tylko zechcesz Harry! Daj mi tylko wcześniej znać sową — Kiedy drzwi do sali otworzyły się, chłopak wzrokiem odszukał Mistrza Eliksirów. Mężczyzna był blady, ale jego wzrok złagodniał, gdy napotkał oczy chłopaka. Miejsce obok niego było wolne, więc Gryfon pospieszył, aby przy nim usiąść. Musnął nogą udo Snape'a, siadając i uśmiechnął się nieznacznie, czując ciepłą dłoń pod stołem, dotykającej jego ręki.
- Chciałbym z tobą porozmawiać — szepnął mężczyzna. Chłopak spojrzał przestraszony na Severusa, ale ten ścisnął pod stołem jego udo, w uspokajającym geście — Chciałbym ci tylko coś opowiedzieć o sobie, o swoim życiu — Gryfon się rozpromienił. Przytaknął ochoczo i zabrał się za jedzenie.
CZYTASZ
Moje miejsce
FanfictionUWAGA: BETA: Arancia85- narazie do 60 rozdziału poprawki trwają. Po śmierci Syriusza Harry jest załamany. Uważa, że wszytko stracił. Na dodatek Dumbledore każe mu zostać w Hogwarcie. Nie było by to złe gdyby nie fakt, że zostaje oddany pod opiekę Sn...