Skrzydło Szpitalne cz. 2

2.9K 230 29
                                    

Harry obudził się i od razu tego pożałował, zapach był zbyt intensywny, a światło za ostre. Czuł się tak samo jak wtedy gdy zniszczył pierścień tyle, że tym razem nie było kojących ramion Severusa.

W zasadzie w skrzydle szpitalnym był tylko Dumbledore siedzący przy jego łóżku. Wyglądał jeszcze starzej, niż był w rzeczywistości, zgarbiony wręcz  przytłoczony ciężarem wojny i poczuciem winy.

- Severus? - zapytał cicho chłopak, starając się zapanować nad nudnościami.

- Obudziłeś się? - bardziej stwierdził, niż zapytał, a jego głos wyrażał czystą ulgę - Poppy, Harry się obudził - zawołał w kierunku kantorka - Czas na jego eliksiry - w chwile później z pomieszczenia wyłoniła się pielęgniarka, niosąc tackę pełną fiolek.

Chłopak podsunął się do siadu i przygotował do zażycia mikstur. Przełknął wszystko, co mu kazano, opadł na poduszki, czekając i oddychając głęboko. W jego głowie łomotało, ale mógł myśleć tylko o jednym, o czarnookim, skrzywdzonym mężczyźnie.

Harry nigdzie nie widział kochanka, ale to mogło oznaczać wiele rzeczy, nie koniecznie dobrych. Dyrektor był cichy i smutny, a to go nie uspokajało. Kiedy jeszcze wszystkie eliksiry nie zaczęły działać, Gryfon zebrał się w sobie.

- Severus, czy on...? - głos mu się złamał na myśl, że może jednak nie udało mu się wyleczyć mężczyzny.

- Jest u siebie w lochu - Potter wyraźnie odetchnął - Jego obrażenia fizyczne zostały wyleczone, co zresztą jest twoją zasługą kochany chłopcze, ale rany psychiczne... - smutek bił z głosu i twarzy starszego czarodzieja, gdy się zawahał - To potrwa - zakończył cicho, nie wiedząc, co powiedzieć temu cierpiącemu młodemu mężczyźnie.

- Chcę go zobaczyć - powiedział chłopak stanowczo. Walcząc z własną słabością, spróbował się dźwignąć, ale kobieca dłoń natychmiast go powstrzymała. Nawet nie zauważył, że Madame Pomfrey ciągle się przy nim kręci i coś sprawdza.

- To nie jest dobry pomysł - powiedziała poważnym tonem, ale chłopak zaczął znów się podnosić - Bo będę zmuszona przykleić pana do łóżka, Panie Potter. I nawet nie myśl o przenoszeniu się! - pogroziła stanowczo, a chłopak nadąsany opadł na poduszki.

- Dziękuje Poppy, myślę, że sobie poradzę z naszym uciekinierem - powiedział łagodnie dyrektor i odprawił pielęgniarkę.

- Chce... Muszę, muszę wiedzieć, że nic mu nie jest - skamlał żałośnie zielonooki młodzieniec - Przecież tam mieszkam...

- Już nie - Harry popatrzył na dyrektora w ogromnym szoku. Severus go wyrzucił? To nie możliwe... - Jutro wieczorem przybędą uczniowie i twoje rzeczy zostały przeniesione do wieży. Rano, gdy stąd wyjdziesz, udasz się do dormitorium Gryfonow - powiedział wciąż smutnym, ale stanowczym głosem - A w przypadku naszego kochanego profesora musisz mi uwierzyć na słowo, że nic mu nie jest. Spisałeś się świetnie, uzdrawiając go - delikatny uśmiech zagościł na pooranej zmarszczkami twarzy.
.
- Muszę się z nim zobaczyć... - spróbował ponownie chłopak.

- Harry, Severus to bardzo dumny człowiek - głos staruszka był spokojny, jakby rozmawiał z pięcioletnim dzieckiem i próbował mu wytłumaczyć, że nie dostanie cukierka przed obiadem - Po tym, co się stało, on potrzebuje czasu i przestrzeni. Sprawy nie ułatwia fakt, że to wszystko widziałeś. Gratuluje udanej próby zastosowania Legilimencji. Jednak nie radzę robić ci tego więcej, nie wszyscy są jak Dracon Malfoy - pogroził. Chłopak nie rozumiał, o co chodzi z Draco ale nie miało to teraz żadnego znaczenia.

- Ale... - próbował znów chłopak.

- Musi sobie poradzić z tym na swój sposób, my z kolei musimy dać mu tę możliwość. A wiesz czemu? - zapytał, spoglądając znad okularów, a Gryfon pokręcił przecząco głową - Bo go kochamy.

- A jeśli on... Skąd pewność, że będzie taki jak kiedyś? - zapytał, a w jego oczach ponownie pojawiły się łzy - Jeśli już nie będzie mnie chciał?

- Dlaczego miałby? - zapytał zdziwiony czarodziej.

- Bo to moja wina! - krzyknął rozpaczliwie, a łzy popłynęły po policzkach.

- To nie prawda.

- Nie było tam Pana! Skąd może pan to wiedzieć? - ukrył twarz w dłoniach, a palce zanurzył we włosach.- To co mu zrobili... To jak go potraktowali... Było obrzydliwe! To wszystko przez to, że nie chciał... Chciałbym ich wszystkich... - był roztrzęsiony, szarpał swoje włosy, a oczy mu płonęły ogniem. Jednak coś było nie tak, mógł poczuć swój płomień, ale nie mógł go sięgnąć i zaczerpnąć jego mocy. Jakby była zamknięta za jakaś ściną. Mignęła mu myśl, że to przez przemęczenie, ale to nie było teraz najważniejsze, kolejna rzecz, która zajmie się później. Severus, to było wszystko, co go obchodziło i to aby go pomścić.

- Harry, dosyć! - krzyknął starszy czarodziej, a w pokoju zrobiło się duszno i ciasno od jego mocy. Potter spojrzał na Dumbledora z przestrachem, a oczy młodzieńca znów miały kolor przepięknej zieleni. Dyrektor pochylił się nad chłopcem i delikatnie objął swoimi pomarszczony dłońmi jego twarz, aby spojrzeć mu głęboko w oczy - I kim byś się stał, jeśli byś to zrobił? - zielone oczy znów zaszły łzami. Nie chciał być jak Voldemort, a właśnie taki się stawał, pragnąc jedynie zemsty.

- Kocham go... - wyszeptał cicho.

- Wiem, kochany chłopcze i ta miłość różni cię od Toma - powiedział z uczuciem, patrząc głęboko w oczy chłopca - Potrafisz kochać i nie pozwól, by zaślepienie bólem i chęć zemsty odebrały ci serce. Każdy ma w sobie oba pierwiastki, dobry i zły. To my decydujemy, który w nas dominuje, nie pozwól, by zło cię pochłonęło, bo Severus cię potrzebuje - ton był łagodny ale stanowczy a spojrzenie ciepłe, gdy to mówił, dzięki czemu młodzieniec uspokajał się - Daj mu czas, ciche wsparcie, staraj się być blisko, ale nie narzucając się. Nie nachodź go, nie lamentuj i pamiętaj, że to jemu wyrządzono okropną krzywdę. Poczekaj, aż sam do ciebie przyjdzie - widząc niedowierzanie w oczach chłopca, wyjaśnił - Przyjdzie do ciebie na pewno, ale pamiętaj, daj mu czas i przestrzeń na uporanie się z demonami. Bądź dzielny i silny dla was obu.

- Postaram się - powiedział powoli, w końcu najważniejszy był Severus. Dyrektor przytaknął i puścił Gryfona i oparł się na krześle - Profesorze, moja magia... - podniósł rękę, by spróbować wydobyć z niej płomień - Coś jest nie tak, mój płomień płonie, ale nie mogę po niego sięgnąć... - starał się ze wszystkich sił, ale ogień się nie pojawiał. Skupił się maksymalnie, ale uzyskał jedynie niewyraźne widmo i wtedy to zobaczył. Na jego serdecznym palcu była obrączka, na jej środku jarzył się pasek małych drobinek. Im bardziej Harry starał się wykrzesać płomień, tym bardziej pasek lśnił - Co to jest? - spojrzał na dyrektora gniewnie, pokazując mu otwartą dłoń.

- To pierścień ograniczający magię - w pierwszej chwili Potter doznał szoku, a potem spokój w głosie mężczyzny zdenerwował młodzieńca, który próbował zdjąć obrączkę z palca. Fakt, że nie mógł tego uczynić, doprowadzał go do szału, przez co szyby lekko zabrzęczały.

- Niech pan to zdejmie! Nie możecie tego robić! - krzyknął, wciąż szamocząc się z niechcianym przedmiotem.

- Nie mogę tego zrobić Harry, to dla twojego dobra.

- Dla mojego dobra?! - ryknął wściekły - Jak mam się bronić, jeśli Voldemort mnie zaatakuje?! - wywrzeszczał wściekłe, wyciągając pięści w stronę staruszka.

Gdyby nie fakt, że Potter nadal był zbyt słaby, to pewnie rzuciłby się na dyrektora. Przerażenie ścisnęło jego gardło, niczym stalowa obręcz, w momencie, gdy uświadomił sobie, co chciał zrobić, patrzył na zaciśnięte pięści, a potem na spokojnego starszego czarodzieja.

- O mój Boże... - ledwo wyszeptał, nie mogąc spojrzeć w te niebieskie oczy - Co ja chciałem zrobić... Ja... Ja... - zaczął jąkać się przerażony własną agresją. Przecież nie był taki! Co się z nim działo? - Przepraszam.

- Harry, to zrozumiałe, że jesteś zły, a wręcz rozgoryczony - ciepła dłoń spoczęła pocieszająco na jego ramieniu - Masz prawo czuć się w ten sposób i mieć do mnie żal.

- Chciałem pana zaatakować - powiedział tak cicho, że prawie sam siebie nie słyszał.

- Ale tego nie zrobiłeś, mogłeś, ale podjąłeś decyzję. Właściwą decyzję - w niebieskich oczach zatańczyły iskierki. Harry wpatrywał się w pierścień, był piękny niczym dzieło sztuki.

- Dlaczego teraz?

- Bałem się - odparł po prostu i szczerze - Bałem się, że zaraz po przebudzeniu przeniesiesz się do Toma, aby pomścić krzywdę naszego drogiego przyjaciela - oparł się o krzesło, poprawiając swoją brodę. Potter przytaknął ze zrozumieniem.

- Chciałem i pewnie bym to zrobił - odpowiedział szczerze młodzieniec, uświadamiając sobie słuszność działań dyrektora. Z tyłu jego głowy wciąż kołatała się chęć zemsty, pragnienie, by Voldemort zapłacił za to, co zrobił.

- I zginąłbyś. Musimy zniszczyć horkruksy, inaczej wszystko pójdzie na marne. A on wygra - Harry przytaknął, a pytanie pojawiło się w jego pięknych oczach.

- Jeszcze go nie znalazłem - odpowiedział zmęczonym głosem Dumbledore - Ale jestem już blisko i daję ci słowo, że go odnajdę. Stworek stwarza pewne niedogodności, ale poradzę sobie.

- Dziękuje, profesorze. Jest piękny - przyglądał się ozdobie na swoim palcu - Gdyby nie funkcja jaką pełni... - odetchnął głęboko, jakby ktoś zdjął mu ciężar z barków - Może to i lepiej, że go mam - uśmiechnął się słabo - Przynajmniej nikogo nie skrzywdzę, gdy się wścieknę...

- Zobaczysz, wszystko się ułoży - Harry zastanawiał się, czy Dumbledore chce pocieszyć jego, czy siebie. Postanowił jednak nie drążyć tematu, był załamany, zmęczony i brakowało mu Severusa - Jednak pierścień nie załatwi wszystkiego, musisz ćwiczyć kontrolę nad magią. Nie możesz iść na skróty.

- Wiem, profesorze. Dziękuję za wszystko - uśmiechnął się blado - Doceniam pana troskę, ale chciałbym teraz zostać sam - powiedział cichym głosem. Dyrektor pokiwał głową ze zrozumieniem, bo wiedział, że młody Gryfon musi sobie wiele rzeczy poukładać i przemyśleć.

- Rozumiem kochany chłopcze. Pamiętaj Harry, czas leczy rany - objął Gryfona niczym dziadek wnuka, po czym opuścił Skrzydło Szpitalne.

Harry zapadł się bardziej w pościel i patrzył przez okno na chmury, myśli kłębiły się w jego głowie. Tak wielu rzeczy się bał, z wieloma też walczył, ale najbardziej obawiał się niechęci i odrzucenia. Voldemort znów odebrał mu to, co mogło dać mu szczęście. Jego myśli pomimo różnych torów cały czas zmierzały do jednego miejsca. Do lochów, do Severusa, który teraz sam walczył ze swoim cieniem, a Harry się bał. Może i Mistrz Eliksirów był najdzielniejszym człowiekiem jakiego Potter znał, stawiał czoła największej kanalii jaką nosiła ta ziemia i to bez mrugnięcia okiem, ale w ich relacji był tak samo niepewny jak Harry. Jego życie składało się głównie z cierpienia i rozczarowań, dlatego młodzieniec obawiał się, że Snape się zwyczajnie wycofa, by zminimalizować straty powstałe podczas możliwego rozstania. Lepiej rzucić, niż być rzuconym, ale jak na Gryfona przystało, Harry postanowił sobie, że będzie walczył. Zawalczy o swoje szczęście i tego mężczyznę choćby miał porzucić wszystko. Da mu czas, choć wiedział, że nie mają go za dużo, a jego Gryfonizm może nie wytrzymać zbyt długo. Mimo wszystko postara się, postara się jak nigdy wcześniej w życiu i nie straci Severusa, jak stracił Syriusza. Po pewnym czasie wyczerpanie zwyciężyło i Złoty Chłopiec zapadł w niespokojny sen.

***
Czuł ciepłą rękę Hermiony na swoim czole. Dziewczyna coś do niego mówiła, ale on nie rozumiał słów. Nie chciał się budzić, jeszcze nie był gotów, by zmierzyć się z rzeczywistością. Wiedział, że teraz będzie otoczony mnóstwem ludzi ale tak naprawdę będzie sam. Poczuł delikatny i ciepły pocałunek na czole, nim opuściła Skrzydło Szpitalne, zostawiając go w kompletnej ciszy i ciemności.

Tej nocy Harry miał sen, leżał na łóżku w kwaterach Severusa. Mężczyzna spoczął koło niego, leżeli twarzą w twarz na jednej poduszce, a ich oddechy się mieszały. Młodzieniec nawet we śnie czuł jego zapach, niemal mógł poczuć ciepło jego ciała.

Mistrz Eliksirów patrzył na Harry'ego, a bardzo delikatny uśmiech błąkał się na jego ustach. Był tak czuły i ciepły, że Gryfon na jego widok poczuł duszący ból w okolicach serca. W pewnym momencie Snape podniósł dłoń, po czym delikatnie i z czułością pogładził policzek młodego kochanka. Gryfon czuł te ciepłe i zwinne palce na swojej twarzy, tworzyły gorącą ścieżkę na jego skórze, poruszając się delikatnie, pieszcząc i rozpalając zmysły.  Harry był tak pewien, że jest w komnatach Snape'a i zaczął się wybudzać. Otworzył nagle oczy całkowicie świadomy i zerwał się do siadu, w pomieszczeniu dało się słyszeć jedno słowo.

- Severus... - rozejrzał się po ciemnym Skrzydle Szpitalnym i uświadomił sobie, że jest zupełnie sam. Przyciągnął kolana do piersi i zaczął płakać, czując niewyobrażalne zimno i pustkę.

***
Było późno w nocy, Severus rzucał się na swoim łóżku, walcząc z koszmarem tak realistycznym, że niemal czuł ból swojego ciała. Zaklęcie Voldemorta wiążące jego ręce do posadzki zaciskało się na nim, jakby mogło przedrzeć się przez jego skórę i naznaczyć ją ranami. Magia krępująca jego moc, pochodząca ze znaku, niemal dusiła go w piersiach, a on był zbyt słaby, by się bronić.

Dopiero teraz czuł każde uderzenie na twarzy, mocny uchwyt na biodrach i niemiłosiernie bolesne wtargnięcia. Starał się wyzbyć wszelkich myśli, oczyścić umysł, ale ostatecznie jego mózg, który wcześniej postanowił odciąć się od otaczającego go świata, przeraźliwą pustką, zaprotestował i zasłona właśnie opadła. Z całą mocą wracały do niego wydarzenia z tego konkretnego spotkania, a on nie mógł nic zrobić. Obudził się z krzykiem na ustach, cały zlany potem w ciemnej i pustej sypialni. Jego łóżko okazało się teraz zbyt duże, a kwatery zbyt ciche.

Wstał, zrzucając z siebie przepoconą piżamę i poszedł do łazienki. Stanął pod ciepłym strumieniem wody i wziął gąbkę, aby nasączyć ją obficie mydłem. Zaczął myć swoje ciało, ale po dłuższym czasie systematycznego i metodycznego, w konsekwencji bolesnego oczyszczania skóry już wiedział, że to za mało i nadal czuł się brudny. Podkręcił temperaturę wody, aż zaczęła parzyć jego skórę, dłonie naciskały coraz bardziej na gąbkę, ścierając skórę niemal do krwi. Odrzucił myjkę sfrustrowany. Patrzył na spływającą po jego ciele wodę i czerwone ciało. Stał tak, opierając się czołem o ścianę kabiny, skulony i pokonany, a gorąca woda mieszała się z łzami spływającymi po jego zbyt dużym i krzywym nosie. Kiedy wyszedł spod prysznica, momentalnie otulił się szlafrokiem, nawet się nie wycierając, nie chciał już patrzeć na swoje ciało. Czuł do siebie jedynie obrzydzenie i pogardę, usiadł na kanapie i przywołał szklankę i butelkę whiskey. Nalał sobie pokaźną porcje i podniósł ją do ust, chcąc upić łyk, by nieco poukładać mętlik, który powstał w jego życiu. W głowie wciąż krążyły słowa dyrektora, który oczywiście nie mógł dać mu świętego spokoju. Ten jeden raz, gdy Severus tego spokoju potrzebował najbardziej.

***

- Co zamierzasz? - zapytał siwobrody mężczyzna, przekraczając próg jego komnaty.

- Przygotować się na powrót moich węży - odpowiedział chłodno, nie odwracając się od szafy. Szybko zakładał zieloną koszulę, by ukryć przed mentorem widok swojego sponiewieranego ciała.

- Nie o to pytałem, kochany chłopcze, wiesz o tym - Albus podszedł do mężczyzny i stał przy nim, niemal go dotykając. Snape spiął się cały, zapinając pospiesznie guziki, ale powstrzymał chęć ucieczki.

- Nic - powiedział cicho.

- Severusie... - Dumbledore chciał dotknąć jego ramienia, dodać mu siły i otuchy ale Mistrz Eliksirów obrócił się szybko, niczym dzikie zwierze odsuwając się od mentora.

- Nie dotykaj mnie, proszę... - powiedział cicho, a jego głos naznaczony był ogromnym bólem. Dyrektor cofnął się o krok i lekko podniósł obie dłonie do góry, pokazując gest poddania.

- Wybacz mi kochany chłopcze - Snape skinął głową i oparł się o komodę, patrząc na dywan. Nastała niezręczna chwila ciszy, która doprowadzała czarnookiego mężczyznę do szału. Zebrał się na odwagę, by zadać ciążące mu pytanie.

- Jak zareagował na pierścień? - zapytał, napinając się wewnętrznie. Był pewien, że Harry go znienawidzi za to, że zablokował jego magię.

- Jak to Harry, najpierw był bardzo wzburzony i zły na mnie, a potem przepraszał - uśmiechnął się do Mistrza Eliksirów, gdy ten zaskoczony w końcu uniósł na niego wzrok.

- Nie powiedziałeś mu, kto mu to świństwo założył? - zapytał nagle zaskoczony - A wytłumaczyłeś, jak działa?

- Nasz dzielny Gryfon myśli, że to ja zablokowałem jego magię - widząc ostre spojrzenie profesora, uśmiechnął się łagodnie - Niech tak zostanie.

- Nie może obarczać ciebie winą za moje decyzje! To ja mu to zrobiłem! - zacisnął dłonie w pięści.

- Myślę, że on nie uważa, że to złe - szok w czarnych oczach był niemal namacalny - Podziękował mi, gdy uświadomiłem mu dlaczego ma ten artefakt - Severus prawie rozdziawił buzię ze zdziwienia. Był pewien, że Gryfon wpadnie do jego komnat z żądaniem zdjęcia ogranicznika, ale dzieciak jak zwykle go zaskoczył. Był niesamowity i kiedyś był jego - Wie, jak działa, pierścień objawił swoją moc. Dziwi mnie jednak fakt, że instynktownie korzysta z ognia, a nie rdzenia.

- Ogień jest łatwiej dostępny przy negatywnych emocjach takich jak złość - wyjaśnił beznamiętnym tonem.

- Niech tak zostanie, pozwólmy mu myśleć, że to ja mu dałem pierścień - kiedy młodszy mężczyzna chciał zaprotestować, Dumbledore ostro na niego spojrzał - uważa, że jest piękny - Ślizgon prychnął na to stwierdzenie - On cię kocha - powiedział nagle staruszek - Jeśli go odtrącisz, zniszczysz nie tylko siebie ale i jego.

- Wiem - powiedział twardo - Ale ja nie mogę... Nie zniosę... Jeszcze nie teraz - mówił tak niepodobnym do siebie głosem, płytkim i pełnym rezygnacji. Dumbledore nigdy go takim nie widział i po raz pierwszy w życiu, nie wiedział co zrobić.

- Pamiętaj, że zawsze jestem dla ciebie - powiedział w końcu, a młody mężczyzna skinął delikatnie głową.

- Chce być teraz sam - chłód powrócił do jego głosu.

- Dobrze mój drogi, ale pamiętaj... On cię kocha i tak łatwo z ciebie nie zrezygnuje. Ty też tego nie rób - kiedy dyrektor wyszedł, Mistrz Eliksirów podszedł do szafy i wyjął z niej swój owiany złą sławą uniform. Powiesił go na drzwiach mebla i patrzył przez dłuższą chwilę.

- Witaj, stary przyjacielu...

***

Westchnął ciężko, poprawiając się na swoim miejscu, a w jego głowie wirowało wciąż to jedno zdanie wypowiedziane starczym głosem. "On cię kocha", tak ale teraz nie czuł się godny, by dotykać chłopaka. Owszem robił różne rzeczy dla tego gada, Voldemort brał go siłą, ale nigdy nie było to tak, jak tym razem. Kiedy poczuł smak alkoholu na języku, wiedział, że jest on niewłaściwy. Zamknął oczy i cisnął szklanką w gzyms kominka. Usłyszał odgłos tłuczonego szkła, po czym przywołał ubrania, założył je i wyszedł.

***

Skrzydło Szpitalne było ciche i ciemne, słychać było tylko dwa oddechy. Poppy spała w swoim pokoiku pochrapującego cicho. Podszedł do jedynego zajętego łóżka, na którym pod białą szpitalną pościelą spał młody mężczyzna.

Harry był blady i wydawał się być taki słaby. Mistrz Eliksirów widział, jak poruszają się wargi Gryfona, a spomiędzy nich uchodzi cicho imię, jego imię. Poczuł nieodpartą chęć dotknięcia młodzieńca, więc podniósł dłoń i delikatnie, opuszkami palców przesunął czule po jego policzku.

Ślizgon nagle wyczuł zmianę u chłopca, widział, jak pod powiekami ruszają się jego oczy, wracając z krainy snu. Uchwycił moment, nim zielone oczy otworzyły się i usunął się szybko w cień. Widział ze swojego ukrycia, jak chłopak gwałtownie siada na materacu i rozgląda się przytomnym wzrokiem. Młodzieniec nie był w stanie go dostrzec w jego kryjówce, a Severus jak sparaliżowany mógł jedynie stać, patrzeć i słuchać, jak chłopak go woła. Kiedy Harry skulił się, obejmując ramionami kolana i zaczął płakać, samotna łza spłynęła po policzku czarnookiego mężczyzny. Snape nie poruszył się jednak, aby zrobić cokolwiek, co mogłoby pocieszyć Harry'ego, nie zdradził też swojej obecności. Nie był w stanie.

Moje miejsceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz