Kosa Ciszy

2.4K 159 22
                                    

Oto co ludzie robią czekając w kolejce do lekarza... Zapewniam, kolejka była naprawdę długa a lekarz spóźnił się dwie godziny... Jak zawsze dziękuje i nadal pokornie proszę ;)

Severus nie wiedział jak i kiedy dokładnie smoki się o niego upomną. Wiedział jednak, że napewno zrobią to niebawem by oświadczył im jaką decyzje ostatecznie podjął. Tydzień właśnie mijał a on czuł się spokojny i pewny, pomimo zgubnej dla siebie drogi, którą zdecydował się pójść. Zastanawiał się tylko czy to nie wpłynie w żaden sposób na chłopaka, nie myślał tu oczywiście o nieuniknionym bólu rozstania, martwił się raczej o jakieś komplikacje związane z fizyczna strona ich połączenia. Było wiele pytań na które nie znał odpowiedzi. Nie wiedział na jakiej zasadzie będzie musiał oddać duszę, nie wiedział czy poniesie śmierć czy zwyczajnie stanie się niewolnikiem swojej powinności. Magiczna więź jaką zawarł z Harry'm wymuszała na nich ciągle kontakty, magia chciała wzajemnej obecności, łączenia płomienia i zwykłej bliskości. Wymiana energii musiał być ciągła i nieprzerwana, nie mogła wygasnąć tak samo jak ich wewnętrzny płomień, który rwał się by ich połączyć za każdym razem gdy mijali się na korytarzu, czy spotykali w sali na zajęciach. Severus zastanawiał się czy tak właśnie czuł się człowiek zakochany, czy to tylko wpływ magii. Jednak gdy za każdym razem jego wzrok napotykał ciepłe, szmaragdowe spojrzenie przyjemne uczucie rozlewało się koło jego serca i ogrzewało od środka. W takich właśnie chwilach był pewny, że tak właśnie wygląda miłość.
Było tyle niewiadomych ale największą z nich było to, czy smoki go nie oszukają. Jego wrodzona nieufność nie pozwalała mu wierzyć, że te kreatury pomogą uratować kogokolwiek, nawet za cenę duszy wielkiego Tanina. Smoki z zasady miały być neutralne, pilnować jedynie w miarę równego rozkładu sił, choć w miarę upływu czasu okazało się, że nie zawsze ingerowały. Nawet jeśli ta delikatna równowaga została zachwiana, czasem zwyczajnie patrzyły z boku. Równie dobrze w tym przypadku mogłyby zabrać jego duszę a Harry'ego skazać na smierć. Z drugiej strony skąd pewność, że nie istniał żaden inny sposób, eliksir czy czar, który uniemożliwi odesłanie duszy Pottera bezpowrotnie w zaświaty. Mimo tych wszystkich wątpliwości nie mógł zaprzeczyć, że przecież widział chłopaka, jego inne, nowe ciało, zdrowego i całego choć tak naprawdę nieszczęśliwego. Co jeśli to o ten wybór właśnie chodziło? Jeśli Severus zgodzi się na układ ze smokami i bezpowrotnie straci siebie, a co gorsza Harry'ego? Nie pozostało nic innego jak tylko czekać na wezwanie i uzyskać wszystkie odpowiedzi, zanim na cokolwiek się zgodzi.

Stanął na kamiennej posadzce w tej samej sali co tydzień temu, po środku płonął Świety Ogień a nad jego powierzenią unosiła się dziwna broń drzewcowa. Był sam, rozejrzał się dookoła zaskoczony nieobecnością obu gadów ale wiedział, że prędzej czy później któryś się pojawi. Była późna noc więc miał nadzieje, że Harry już śpi i nie postanowi nawiedzić jego komnat aby spędzić z nim choć odrobinę czasu. Podszedł powoli, ostrożnie do płonącego ołtarza patrząc na pięknie rzeźbioną broń, długa na dwa metry z ogromnym ostrzem w kształcie przypominającym ogromną literę G. Duży łuk wewnętrznie zaostrzony, naznaczony pięknymi symbolami, coś miedzy runami a elfickim pismem. Mniejsza cześć przypominała jakby uszko litery, wyglądało na finezyjnie odlane, mniejsze ostrze. Jednak Severus był pewien, że nie spełnia żadnej roli w walce a jedynie zdobi. Drzewiec zrobiony z drewna w ciepłym, ciemnym kolorze, nad jaki i pod miejscem gdzie miały znajdować się dłonie właściciela widniały sploty Maków, wyżeźbione były starannie z dbałością o każdy szczegół. Zakończenie stanowił ostry metalowy szpikulec, który miał stanowić przeciwwagę i w razie potrzeby dobić wroga. Ta dziwna, magiczna broń była jedną z piękniejszych broni jakie widział.
- Piękna prawda?- usłyszał za sobą cichy głos smoka. Zaskoczony momentalnie obrócił się, nie mógł zrozumieć jak gad mógł do niego podejść tak blisko, że niemal syczał mu do ucha.- Nie bój się.- żachnął się Ragnar.
- Gdzie Fafnir?- warknął Snape, chciał rozmawiać ze Strażnikiem Wiedzy.
- Mój brat nie może przyjść, muszę wystarczyć Ci ja.- powiedział lekceważąco.- Wiesz na co patrzysz?- zapytał zwijając swoje ciało tak aby zmienić kierunek chodu.
- Na broń drzewcową.- syknął Snape.
- Tak, ale co to konkretnie jest?- dopytywał smok.
- Nie wiem ale ty zapewne nie możesz się doczekać, żeby mnie oświecić.- powiedział znudzonym głosem. Gad zaśmiał się wrednie i przeszedł na druga stronę ołtarza. Teraz obaj mogli podziwiać zawieszony nad płomieniem lekko obracający się przedmiot.
- Nie lubimy nie wiedzieć, prawda?- zapytał złośliwie.
- Nie lubimy gierek.- odciął się Mistrz Eliksirów. Ragnar słysząc odpowiedz uśmiechnął się paskudnie obnażając zęby.
- Lubisz gierki, zwłaszcza kiedy to ty wodzisz wszystkich za nos. Jesteś w tym mistrzem.- szare oczy intensywnie wpatrywały sie w czarne jakby czekając na ruch czarodzieja.
- Budujesz napięcie czy starość sprawiła, że zapomniałeś nazwy tej broni?- zadrwił Snape a smok wściekłe warknął i w jednej sekundzie stał za czarnowłosym mężczyzną, klapiąc wściekłe paszczą ale nie robiło to na Snape'ie żadnego wrażenia.
- Bezczelny śmiertelniku! Pokłoń się!- krzyknął doniosłym głosem.- To Kosa Ciszy, Atrybut Hadesa, inaczej zwany Kosą Śmierci.- ogromna głowa obniżyła się na tyle by obrzydliwy smoczy oddech owiał ucho Severusa. Mężczyzna jednak ani drgnął, starał się być całkowicie nie wzruszony gdy Ragnar sączył słowa do jego ucha.- Dla ciebie stanie się kolejnym znakiem poddaństwa. Będziesz jej służył, jak ja jej służyłem. Będziesz przy każdym przejściu, znajdziesz się poza czasem i przestrzenią, będziesz żył wszędzie a jednocześnie nigdzie. Czy jesteś gotów przyjąć takie brzemię?- zapytał słodko.
- Skąd mam mieć pewność, że nie kłamiesz?- powiedział chłodno.- Skąd mam mieć pewność, że mnie nie oszukacie? Smoki znane są ze swojej dwulicowości.- chciał obrócić się w stronę smoka ale kiedy to zrobił był sam.
- Mówisz na własnym przykładzie?- zaśmiał się gad.- Kosa wyegzekwuje od nas posłuszeństwo.- usłyszał echo ze swojej prawej strony.- Nie pozwoli nam Cię oszukać. Zdrada będzie kosztować życie. Poza tym przejmiesz moje obowiązki dopiero gdy Feniks odrodzi się w nowym ciele. Do tego czasu pozostaniesz tylko...sobą.- powiedział złośliwie smok a profesor prychnął z pogardą.- Nie jesteś w stanie zranić mnie swoimi obelgami człowieku.- powiedział z wyższością Ragnar.
- Jeszcze się okaże...- wycedził Snape.- Co z Rytuałem Ognia? Jesteśmy z Harry'm złączeni magicznym przymierzem.- zapytał o kolejną nurtującą go rzecz.
- Ostrze przeznaczenia przecina wszystkie więzi.- teraz echo dobiegało z lewej strony.- Twój kochanek będzie znów wolny.- Snape przełknął cieżko formującą się w jego gardle gulę.- Jesteś gotów oddać swoje marzenia, plany, duszę a nawet życie wiedząc, że zwrócisz mu wolność i zostaniesz z niczym?- usłyszał niski głos za sobą. Poczuł jak coś chwyta jego ramiona wzdrygnął się i odwrócił stając twarzą w twarz z ponurym żniwiarzem. Postać odziana w szerokie antracytowe szaty z szerokim kapturem na głowie stała przed nim, na wyciągnięcie ręki, tak nierealna jak to tylko możliwe. Długie czarne włosy wyłaniały się spod kaptura i nienaturalnie wiły się spadając z ramion, z rękawów wystawały łuskowate dłonie o długich pazurach. W postaci przed nim nie było nic ludzkiego, to było człowiecze wyobrażenie śmierci, Ragnar zbieracz dusz.
- Nie masz pojęcia co jestem w stanie dla niego zrobić.- syknął Snape wściekłe. Kosiarz przysunął się do niego, jakby zaglądając w czarne tęczówki ale jego szare oczy ukryte były wciąż pod obszernym kapturem. Severus wiedział, że nie może się wycofać a tym bardziej ugiąć, nie może okazać strachu, ani odrazy bo mogłoby to rozwścieczyć smoka.
- Czyżby?- zapytał z rozbawieniem obejmując długimi palcami podbródek Mistrza Eliksirów po czym odwrócił go tak aby patrzył na płomień i broń.- Skoro tak to złap kosę i przypieczętuj swój los Taninie synu Wulkana.- Mężczyzna poruszył się aby zrobić krok do przodu, chciał uwolnić się z tego odrażająco martwego uchwytu, ale trzymające go ciało nie zniknęło a wręcz przeciwnie uścisk zacieśnił się.- Kochasz go?- zamruczał gadzi głos, prawie wprost do ucha Snape'a.
- Co Ty wiesz o uczuciach?- warknął Ślizgon.
- Och... - zaśmiał się wrednie.- Wiem sporo o strachu, nienawiści, żalu...- powiedział poważnie stwór.- Widziałem je wszystkie gdy przychodziłem odbierać żywoty.
- Czemu nie przychodzisz w smoczej postaci?- zapytał szczerze ciekawy Ślizgon.
- Ludzie boją się smoków.- zaczął odziany na ciemno stwór.
- Nie przeglądasz się raczej w lustrze, prawda?- zapytał z drwiną.- W tej wersji zaufania nie wzbudzasz tym bardziej.
- Dowcipkujemy...- zaśmiał się gad.- Niestety, jesteś jedynym smokiem który uzyskał w pełni ludzką formę. W moim przypadku musi wystarczyć to co widzisz.
- Kobiety mdleją na twój widok.- powiedział cicho z wrednym uśmieszkiem Mistrz Eliksirów.
- Na twój z pewnością będą, mój panie.- syknął wściekle.
- Jesteś niestabilny emocjonalnie, raz nazywasz mnie panem innym razem śmiertelnikiem nie możesz się zdecydować? A może jesteś przemęczony?- zapytał złośliwie Snape.
- Och odpocznę gdy Ty przejmiesz Kosę...- zamruczał zadowolony.- Jeśli ją przejmiesz... A to czy jesteś panem czy sługą okaże się niebawem.- smok wypuścił swój język i polizał jego szyję. Ślizgon wzdrygnął się na ten oślizgły, zimny dotyk.
- Czy będę mógł go widywać?- zapyta z zaciśniętym gardłem.
- Raz do roku, na Ognie Beltanu. Wtedy zasłona jest najgrubsza i nie wymaga nadzoru.- zamruczał mu do ucha Ragnar.- Pytanie brzmi czy on będzie chciał widywać ciebie?- poczuł jak trzymające go ciało puszcza i odsuwa się nieznacznie.
- Co masz na myśli?- warknął. Żniwiarz zaśmiał się ochrypłym śmiechem, który rozszedł się echem po komnacie spotkań.
- Pomyśl mój drogi... - język znów przebiegł po jego szyi a on przełknął wstręt.- Młody władca, jego moc nie ma sobie równych, dostanie nowe ciało i pozbędzie się wszelkich ograniczających go więzów.- postać stanęła po prawej stronie Mistrza Eliksirów, czarnooki mężczyzna nie odrywał swoich źrenic od wciąż zawieszonej nad ogniem broni. Bał się, że jeśli to zrobi zmieni zdanie. Ragnar wypowiedział wszystkie jego obawy, to o czym myślał od dłuższego czasu zanim jeszcze przeszli Rytuał Ognia.- Myślisz, że nie znajdzie sobie kogoś innego? Młodszego? Przystojniejszego?- Stwór sączył jad do jego ucha, strach zalewał mu serce.- Jesteś stary... Myślisz, że będzie czekał na ciebie, na tą starą powłokę, aby raz w roku móc się pieprzyć?- zapytał z drwiną w zimnym głosie. Tak bardzo przypominał starego Snape'a, mężczyznę, którym Severus już nie był dzięki Harry'emu. I uświadomił sobie jak bardzo nie chciał stać się nim napowrót. Tymczasem Strażnik mówił dalej, zalewając jego serce trucizną.- Znajdzie sobie kogoś nowego, chętnego na każde zawołanie. Jesteś gotów na to patrzeć przez wieczność? Poświecisz się dla takiego cierpienia?- zasyczał jedwabiście wprost do ucha Snape'a.
- Harry i ja się nie pieprzymy.- warknął wściekłe na tak wulgarne określenie.- Kochamy się ze sobą, uprawiamy miłość, ale nie pieprzymy się.- wziął głęboki oddech aby się nieco uspokoić, znów dał się sprowokować.- Odpowiedź na wszystkie Twoje pytania może być tylko jedna.- Severus teraz mówił już spokojnym, chłodnym miarowym głosem.- Czy się poświęcę? Czy zniosę rozłąkę? Czy zniosę w jego łóżku i życiu kogoś innego? Czy oddam swoją dusze?- obrócił głowę w prawo by spojrzeć w ten ciemny kaptur, który teraz był od niego odsunięty na pare milimetrów.- TAK.- powiedział pewnie i wyrwał się do przodu skacząc w Świety Ogień z wyciągniętą prawą dłonią. Ogień zaskwierczał a potem buchnął wysoko, pod sufit w momencie gdy jego dłoń dotknęła drzewca kosy. Zeskoczył na kamienna posadzkę trzymając oburącz magiczną broń, rękojeść była chłodna, gładka i zadziwiająco dobrze pasowała do jego rąk.
- Zatem podjąłeś decyzje.- powiedział smok wracając do swojej pierwotnej postaci. Severus poczuł na swoim ciele mrowienie obcej magii, nie była ani zła, ani dobra ale potężna. Jego ubranie zmieniło się w antracytową długą szatę, z obszernym kapturem, przepasaną czarnym grubym sznurem. Kolejne zafalowanie magii a po jego ramionach spłynęły długie czarne włosy.
- Co do cholery...- warknął dotykając czarnych pukli normalnymi, ludzkimi palcami. Spojrzał drwiąco na smoka.- Uniform do pracy?- Ragnar klepnął pyskiem w odpowiedzi. Najwyraźniej nie podobała mu się postawa Snape'a. Mężczyzna uniósł broń i zaczął nią obracać przekładając ręce zdziwiony jak łatwo jest w stanie to zrobić. Obrócił ją nad głową tak szybko, że smok usłyszał jedynie świst a chwile potem miał zimne ostrze przy swojej szyi. Uniósł głowę do góry z ostrzegawczym warknięciem.
- Jeśli mnie zabijesz nie uratujesz chłopaka.- powiedział napiętym głosem.- Umowa przestanie obowiązywać a ONA zapragnie Twojej krwi.
- Zabicie cię nie przyniesie mi żadnego pożytku.- powiedział powoli Ślizgon odsuwając ostrze od smoczej skóry. - Co teraz?- zapytał jedwabistym głosem gdy oparł Kosę o podłogę.
- Poinformuj Tari Amme, że nadchodzi czas by spłaciła swój dług wobec Czarnego Feniksa. A potem przynieś mi Kibil burk.- ton głosu Ragnara był obojętny za to Severus nieznacznie drgnął słysząc żądania Strażnika. Przypomniał sobie słowa Harry'ego o tym, że Ellen i Filius poświęcą się by on mógł żyć. Poczuł uścisk w żołądku na myśl o stracie tej dwójki i o bólu jaki spowoduje to u jego kochanka. Ostatnimi czasy kobieta była bloższa Gryfonowi niż Albus.
- Topór Naina?- słowa wyszły z jego ust jakby mimowolnie. Smok skinął ogromną głową na potwierdzenie a wtedy pewna myśl zaświtała Snape'owi w głowie.- Skąd masz pewność, że zechce go oddać?
- Jeśli nie zechce zmusisz go.- zaśmiał się smok.- Ofiara i poświęcenie są potrzebne do stworzenia ciała dla twojego chłopaczka.- kreatura zaczęła powoli się wycofywać w głąb korytarza.- Potadzisz sobie.
- Skąd będziesz wiedzieć, że mam topór?- zapytał jedwabistym głosem.
- Będę wiedział. Wiedza to domena mojego brata.- głos dobiegał już z głębi korytarza.- To wszystko, puki co Taninie, możesz odejść.- kiedy tylko rozbrzmiały te słowa Severus poczuł szarpnięcie do tyłu, które pozbawiło jego płuca całego powietrza. Siła, która go porwała była tak ogromna, że wypuścił atrybut Hadesa z rąk. Kiedy jego pecherzyki płucne znów się rozszerzyły nabierając życiodajnego tlenu otworzył oczy i bez zaskoczenia stwierdził, że jest na łóżku w swojej sypialni. Wziął głęboki, powolny oddech aby uspokoić swoje wnętrzności. Rzucił zaklęcie aby sprawdzić która godzina, trzecia. Za późno żeby udać się do Minervy czy Filiusa, postanowił wziąć prysznic i odpocząć nieco przed czekającymi go z rana trudnymi rozmowami.

Moje miejsceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz