Maskarada

2K 136 36
                                    

Kochani jeszcze 3 i wszystko się wyjaśni. Dziękuje, dziękuje, dziękuje jak zawsze i mam nadzieję, że się nie rozczarujecie.

Ranek spędzili w miłej atmosferze jedząc śniadanie w łóżku. Po raz pierwszy pozwolili sobie na taką rozpustę, Severus z rana zamówił dla nich jajka, tosty, owoce i mocną herbatę. Are wywróciła jedynie oczami na to, że nie pojawili sie przy stole na oficjalnym posiłku. Io miała mniej cierpliwości ale szybko została uciszono kąśliwym komentarzem swojego kuzyna. Il Istima nie posiadała się z radości mogąc oprowadzić Harry'ego po miasteczku, z zaskoczeniem stwierdził, że wcale nie różni się ono od standardowego brytyjskiego miasta. Ludzie na targu byli przyjaźnie nastawieni do młodego chłopaka, witali się ale nie wytykali palcami choć wyczuwalny był w nich podziw i szacunek do Starszej kobiety. Nawet Severus był jakby mniej skwaszony. Kiedy dotarli do wielkiej biblioteki Potter stwierdził, że znalazł idealne miejsce dla Hermiony, gdyby tu weszła nigdy by nie wyszła nie przeczytawszy wszystkich pozycji. Are pokazała im leże smoków w lesie, wewnątrz wyspy, Gryfon był zachwycony jak uległe i pokorne były te ogromne stworzenia względem Severusa. Pochylały głowy cierpliwie czekając aż ich dotknie, wysoko w drzewach widział gniazda feniksów. Are mówiła, że to ostatnie wolne osobniki a gniazda są w większości puste. Ptaków było zaledwie kilka, ale od lat nie składały jaj. Jak Harry zorientował się rozmawiając z nimi czekały na lepsze czasy, które właśnie miały nadejść dzięki młodemu księciu. Na obiedzie spotkali się w restauracji z Ari, który wciąż przekomarzał się z babcią. Ku wielkiemu zadowoleniu Gryfona okazało się, że na wyspie toczyło się zwyczajne życie, był szpital, bank, kawiarnie a nawet kino. Staruszek śmiał się z Pottera, który myślał, że żyją wciąż w średniowieczu. Czas mijał im szybko i przyjemnie aż wieczór zbliżył się niebezpiecznie nakazując im przygotowania do balu. Harry był przerażony tym wydarzeniem, bal oznaczał tłumy, tańce i etykietę, której nawiasem mówiąc wciąż nie opanował. Jednak gdy zobaczył swój strój stwierdził, że to chyba jest gorsze niż wszystko o czym myślał wcześniej. Io pokochała wiktoriańską Anglię i postanowiła ubrać ich niczym rodem z opowieści Jane Austen.
Harry spojrzał krytycznie na swoje odbicie w lustrze, czarne spodnie, biała koszula, zielony frak i ten cholerny charakterystyczny krawat. Warknął, po raz setny próbując go zawiązać ale znów coś mu nie wychodziło. Dobiegło go chrząknięcie, obrócił się i stanął jak urzeczony, patrząc wprost na Severusa, który oczywiście wyglądał nienagannie. Od stóp do głów ubrany w swoją firmową czerń, wyglądał nieziemsko z idealnie zawiązanym krawatem.
- Rozumiem, że Ci się podoba.- uśmiechnął się zadziornie podchodząc do chłopaka i poprawiając swoje mankiety.
- Ty nawet w worku pokutnym wyglądałbyś świetnie.- powiedział zrezygnowany chłopak zrywając z szyi swój nieodpowiednio związany kawałek materiału.
- To kwestia prezencji.- Snape chwycił ramiona swojego męża i odwrócił go tyłem do siebie, zabrał chustkę z jego dłoni i zaczął ją wiązać.- Zapewniam, że wyglądasz o wiele lepiej niż ja, tylko w to nie wierzysz.
- Wyglądam jak kretyn.- uniósł podbródek aby mężczyzna miał większą swobodę ruchów.
- Wyglądasz dobrze.- powiedział twardo Ślizgon uciszając protest chłopaka.- A będzie jeszcze lepiej kiedy zawiążemy to odpowiednio.- zrobił fantazyjny węzeł na szyi kochanka.
- Wyglądam jak pan Darcy.- mruknął Harry patrząc na siebie krytycznie.
- Raczej Bingley, Darcy to bardziej ja.- Severus wygładził klapy fraka męża.
- Boję się.- powiedział nagle bardzo szczerze Potter patrząc w lustro w czarne oczy odbijające się w lustrze.- Boje sie, że zrobię z siebie durnia. Nie jestem taki jak Ty a oni wszyscy oczekują ode mnie, że będę idealny.
- Kto?- zapytał zdziwiony Snape unosząc brew.
- Ci ludzie.- ramiona zielonookiego młodzieńca opadły żałośnie.
- A kim oni są?- prychnął z kpiną.
- To Twoi poddani.- Ślizgon obrócił chłopaka przodem do siebie i spojrzał mu w oczy bardzo głęboko.
- Właśnie, poddani. Jeśli chcesz, każe im skakać na jednej nodze i udawać szympansa.- powiedział to tak śmiertelnie poważnym tonem, że chłopak przeraził się.
- Nie zrobisz tego...- wyszeptał.
- Chcesz się założyć?- zadrwił unosząc brew w tradycyjny sposób. Potter potrząsnął głową i wtulił się w te silne, ciepłe ramiona.- Nic nie jest ważniejsze od Ciebie, nigdy nie będę się Ciebie wstydził i nie pozwolę by ktoś z ciebie drwił.- powiedział uroczyście. Młody podniósł podejrzliwie głowę i spojrzał w czarne tęczówki. Snape przewrócił oczami.- Mnie się to nie tyczy, mężowi wolno. A z Karą już odpowiednio sobie porozmawiałem.- dodał szybko przypominając sobie bezczelne zachowanie kobiety.
- Oczywiście, że tylko Tobie wolno.- uśmiechnął się szczersze młodzieniec.- Dziękuje. Dziękuje, że jesteś i za to jaki jesteś.- powiedział z czułością w oczach.- Nie ważne co się stanie pamiętaj, że Cię kocham i zawsze będę.- wyraz twarzy młodszego czarodzieja zmienił się, był taki obcy, nieobecny.
- Harry co się dzieje?- zapytał zaskoczony mężczyzna przyzywając ich peleryny. Gryfon wzruszył ramionami.
- To tylko takie przeczucie.- Ślizgon miał już zapytać gdy rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę!- krzyknął Harry kradnąc szybki pocałunek z tych wąskich warg. Do pokoju weszła Are ubrana jak zwykle w biel, na twarzy miała białą maskę a włosy upięte w fantazyjny kok.
- Wybaczcie ale goście już są.- zaczęła nim jej spojrzenie padło na młodych mężczyzn.- Wyglądacie...
- Komicznie?- zadrwił Snape.
- Żałośnie...- mruknął za nim Harry.
- Niesamowicie.- dokończyła przeładowanym emocjami głosem.
- Tylko się nie rozpłacz.- prychnął Ślizgon.- Auć!- jego mąż nadepnął na jego stopę i popatrzył karcącym wzrokiem.- Powinieneś być po mojej stronie chyba, że chcesz w tym codziennie chodzić.- warknął. Przerażony Gryfon spojrzał na Il Istimę błagalnie a ta roześmiała się serdecznie wyciągając przed siebie dwa czarne pudełeczka.
- Nie strasz go.- powiedziała z przyganą.- Ostatni element waszego stroju.- Harry ostrożnie otworzył pudełko i aż zachłysnął się powietrzem. Wewnątrz była maska wenecka, typowa columbina zakrywająca jedynie oczy i nos ale tworzywo z którego była wykonana było niesamowite. Nie dość, że przypominała kształtem skrzydła Feniksa, to fakturą idealnie imitowała czarne pióra Enaquy. Potter zawiązał delikatną tasiemkę z tylu głowy i przygładzi czarną pelerynę sięgającą ud, wyszywaną zieloną nicią w fantazyjne, ozdobne wzory. Podniósł wzrok na swojego męża, jego maska również była czarna ale fakturą przypominała smoczą skórę, poza tym była większa i zakrywała całą twarz Snape'a. Peleryna Mistrza Eliksirów była czarna, wyszywana czarną błyszcząca nicią, przez co mężczyzna wyglądał naprawdę dostojnie.
- Powinnismy się cieszyć, że nie kazała nam zakładać kapeluszy...- powiedział kąśliwe Snape. Potter parsknął śmiechem i spojrzał na kobietę.
- Chodźmy, Io bardzo sie postarała. Przeszła samą siebie a ludzi jest masa i większości nie znam...

Moje miejsceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz