Kiedy emocje biorą górę

6.2K 388 22
                                    

Był gdzieś na granicy świadomości. Słyszał głosy, ale nie rozumiał znaczenia słów. Wiedział, że powinien, ale nie chciał się budzić, bo po co?
W tym błogim świecie, w tej ciemności było mu tak ciepło i dobrze. Nie chciał wracać do komórki pod schodami, do nienawiści wujostwa, do bicia i poniżania, do świata czarodziejów, też nie chciał wracać. Nie chciał mierzyć się z oczekiwaniami tych wszystkich ludzi ani tym bardziej z Voldemortem. Chciał tylko ciszy i spokoju. Ale z drugiej strony, był ten głos, miękki aksamitny i tak głęboki. Głos, który nazywał go Harrym i obiecywał, że jest bezpieczny. Pokusa była ogromna, ale oparł się jej i powoli podniósł powieki.
W pomieszczeniu panował półmrok. Na fotelu siedziała postać odziana w czerń. Harry nie widział jej twarzy, bo zabrano mu okulary, ale wiedział kto to.
- Snape - było jedynym słowem, które zdołał z siebie wyrzucić.
- Profesor Snape - upomniał go drugi starszy czarodziej - Jak się czujesz Harry? - dodał zatroskanym głosem.
- Zmęczony, tak bardzo zmęczony... - chłopak znów zaczął odpływać.
- Nie zasypiaj Potter, skoro już nas zaszczyciłeś swoją świadomą obecnością - powiedział chłodno ten aksamitny głos, który jeszcze chwilę temu wymawiał tak pięknie jego imię. Harry poczuł, że jest podnoszony do pozycji siedzącej, otoczył go ten zniewalający zapach ziół i migdałów. Wtedy zimne szkło dotknęło jego ust - Wypij to - polecił Snape, a Gryfon posłusznie otworzył usta i poczuł na języku znajomy smak eliksiru wzmacniającego. Kiedy mikstura zaczęła działać, chłopak znów otworzył oczy tylko po to, by zobaczyć ciemne plamy.
- Moje okulary... - poczuł ruch koło siebie, odgięcie materaca i po chwili obraz znów nabrał ostrości. Leżał u siebie na łóżku w tymczasowym pokoju w kwaterach profesora. Przed nim siedział Mistrz Eliksirów, z nieodgadnioną miną. Przed nimi był Dumbledore, opierający się o fotel - Dziękuje, profesorze.
- Jak się czujesz Harry? - zapytał ponownie starszy z mężczyzn. Wzrok młodzieńca nie opuszczał jednak twarzy Ślizgona.
- Już dużo lepiej, odkąd eliksir zaczął działać – odpowiedział, badając każdą zmarszczkę na twarzy profesora, jakby w poszukiwaniu jakiejś wskazówki, odnośnie tego, co łączyło jego matkę ze Snapem.
- W takim razie odpoczywaj kochany chłopcze. Nie będę ci już przeszkadzał. Severusie odprowadzisz mnie? - zapytał uprzejmie.
- Oczywiście dyrektorze - podniósł się z gracją i podążył za dyrektorem. Przy drzwiach odwrócił się w stronę gryfona - Za chwile zjawi się tu ten nadgorliwy skrzat domowy i przyniesie ci kolacje. Dobrze ci radzę zjedz wszystko - powiedziawszy to, wyszedł i zamknął drzwi.
***
- Co się właściwie stało Severusie? - zapytał napiętym głosem dyrektor.
- W zasadzie to nie wiem Albusie - mężczyzna wzruszył ramionami - Siedziałem w bibliotece, szukając informacji na temat Eliksiru dla Czarnego Pana, gdy nagle pojawił się nade mną Fawkes. Usiadł na stole i zaczął trącać mnie dziobem i rozrzucać moje notatki. Ze sposobu, w jaki się zachowywał, zrozumiałem, że chce, abym z nim poszedł. Gdy tylko skinął głową i go dotknąłem, znalazłem się na polanie niedaleko Hagrida. Widziałem, jak Potter robi się blady i zaczyna bardzo szybko oddychać, wyglądało to na atak paniki. Gdy uklęknąłem przed nim, poczułem, jak powietrze gęstnieje i staje się gorące, wręcz duszące, jakby Potter był nieokiełznanym płomieniem. Zacząłem go uspokajać oddechami, kiedy sie opanował, zemdlał a Fawkes przeniósł nas tutaj - zakończył swoją relację.
Dyrektor wydawał się zamyślony, gładził brodę i patrzył w dal.
- Wydaje mi się, że feniks wyczuł zbliżający się atak Pottera - dodał po chwili namysłu Snape - Do tego chłopak wydaje się rozumieć, co mówi Fawkes.
- Co masz na myśli? - zapytał zaskoczony Dumbledore.
- Dziś rano zastałem go w moim salonie, z twoim ptakiem dyrektorze. Kiedy zniknął, Potter zapytał mnie, dlaczego Fawkes nazywa mnie Dovahthur.
- Bardzo interesujące - czarodziej podrapał się po długiej siwej brodzie - Are odzywała się? - Snape w odpowiedzi pokręcił głową - Może warto byłoby zafiukać? - Podsunął starszy czarodziej. Mistrz Eliksirów westchnął.
- Mówiłem ci Albusie, że Norenaurowie gardzą tym sposobem kontaktu. Twierdzą, że to bezcześci Święty Ogień. Jeśli uzna za stosowne, skontaktuje się ze mną mentalnie lub odeśle list. Pamiętaj, że to Il Istima, Wielka Wiedząca, a ja nie odzywałem się latami - powiedział spokojnie Snape - Odezwie się, na pewno – powiedział, widząc minę przyjaciela - Dopiero dziś rano wysłałem list.
- Dobrze, poinformuj mnie, proszę, jeśli się odezwie - Mistrz Eliksirów skinął głową - A co z twoimi poszukiwaniami dla Toma? Jakieś postępy? Dowiedziałeś się, co to za eliksir?
- Obawiam się, że tak, ale to bardziej legendy - westchnął ciężko - Został wynaleziony przez czarnoksiężników, jeszcze przed powstaniem obecnego porządku świata. Myślę, że gdzieś w czasach, gdy były na tych ziemiach Elfy. Właśnie... - twarz Snapea stężała - Służył do przejęcia mocy i ciała danej osoby, często właśnie Elfów wysokiego rodu, ponieważ jak dobrze wiemy, są one nieśmiertelne. Potrzebny był rytuał picia krwi, wypicie eliksiru i aktu miłosnego. Choć nie wiem, w jakiej kolejności i jak dokładnie ma to wyglądać. Co do ingrediencji i sposobu warzenia, jeszcze nie natrafiłem na nic konkretnego.
- A co działo się z duszą przejmowanego? - zapytał zatroskany dyrektor.
- Umierała - powiedział zimno Snape - Rytuał nie przewidywał zamiany, a wypędzenie - jego głos brzmiał głucho, gdy zaczął mówić - obawiam się... Czarny Pan chce mocy i ciała...
- Harry'ego... - dokończył głucho dyrektor - Myślisz, że wie o mocy, która się obudziła w chłopcu?
- Nie wiem, ale postaram się czegoś dowiedzieć - powiedział sztywno - Choć nie wiem, czy mi się uda, jeśli Lestrange będzie w pobliżu. Ale jeśli będę musiał, użyję legilimencji.
- Tom ma do ciebie słabość, poprzez wzgląd na to, co was łączyło - dyrektor spojrzał na młodszego mężczyznę przepraszająco - Mimo wszystko, bądź ostrożny Severusie, a połączenie między umysłami, nawiąż w ostateczności.
- Wiem, Alubusie i zrobię, co będzie trzeba - powiedział twardo Snape.
- Tak mi przykro Severusie... Pójdę już, jutro zebranie rady. Miej oko na chłopca i informuj mnie na bieżąco. Dobrej nocy – powiedział, a jego niebieskim oczom brakowało zwyczajowych iskierek.
Wyszedł, zostawiając Snape'a samego w salonie. Mężczyzna nie wiedział, czy ma wrócić do Gryfona, czy usiąść w fotelu i poczytać z kieliszkiem wina w ręku. Po krótkiej chwili namysłu wybrał to drugie. Na pokoju Pottera i tak było zaklęcie monitorujące.
Po godzinie usłyszał szuranie przy drzwiach i ciche skrzypnięcie. Obrócił się w kierunku hałasu, tylko po to, by zobaczyć czuprynę chłopaka wyłaniającą się z pokoju powoli i niepewnie.
- Zapomniałeś czegoś? - warknął profesor, na co uczeń podskoczył.
- Ja... chciałem... eee... - zaczął się jąkać.
- Elokwencja to nie nasza mocna strona, co? - zapytał z drwiną mężczyzna, na co chłopak się zarumienił. Mężczyzna przewrócił oczami z irytacją i zaprosił chłopaka gestem ręki, aby dołączył do niego.
- Dziękuję - powiedział, siadając na kanapie i wpatrując się w profesora intensywnie.
- Więc? – zapytał, unosząc brew do góry - Czemu zawdzięczam to, że nasza znakomitość, chce ze mną spędzić wieczór? - znów ta drwina w głosie. Harry zadrżał. Pomimo tego, że było lato lochy, były naprawdę zimne. Chłopak miał na sobie tylko krótką piżamę w kolorze zielonym, którą dostał od Hermiony na Wielkanoc - Jak nie patriotycznie Potter - powiedział profesor, przywołując koc dla Gryfona.
- Dziękuje - powiedział cicho młodzieniec, nie spuszczając oczu z mężczyzny - To od Hermiony. Uważa, że pasuje do moich oczu - Harry zamilkł, uświadomił sobie, że papla. Snape pokiwał w zamyśleniu, przyznając Granger racje.
„Może panna wiem wszystko, czasem naprawdę wie". Nastała niezręczna cisza, którą w końcu przewał zirytowany Ślizgon.
- Potter! Przez pięć lat eliksirów, nie miałem tyle twojej uwagi, co w ciągu pięciu minut teraz. Mów - warknął. Chłopak w końcu opuścił wzrok zmieszany.
- Chciałem podziękować za to, tam na polanie - powiedział prawie szeptem.
- „To tam"? - zadrwił znów profesor - Przysięgam, dostaniesz ode mnie słownik wyrazów bliskoznacznych na urodziny. 31 lipiec, prawda?- dodał już lekko rozbawiony. Chłopak uśmiechnął się na ten przytyk.
- Tak, profesorze. Chciałem podziękować, za uspokojenie mnie, tam na polanie. Gdyby nie pan, mógłbym skrzywdzić Hagrida i Testrale - chłopak wydawał się w tym momencie taki poważny. Na jego twarzy malowało się ogromne zmęczenie. Snape przełknął ciężko, chciał objąć smarkacza. Zwłaszcza że gdy dziś Gryfon na niego opadł i Severus zamknął go w uścisku. Czuł, że chłopak jest idealny. Idealnie stworzony dla niego.
- Proszę, Potter - odpowiedział sztywno. Jakby nie był przyzwyczajony do dziękowania mu - Czy wolno wiedzieć, co doprowadziło do wybuchu magii? - na policzkach chłopaka pojawił się rumieniec. Brew Snape'a powędrowała wyżej.
- Bo Hagrid... eee... - poczochrał się po włosach, mierzwiąc je jeszcze bardziej.
- Potter, mierzyłeś się z bazyliszkiem, dementorami, Rogogonem i Czarnym Panem, a boisz się mnie? - zadrwił Snape.
- Jakoś nigdy z nimi nie mieszkałem i w tym momencie jest pan na czele listy - powiedział spokojnie chłopak, czerwieniejąc jeszcze bardziej.
Powietrze zdawało się wibrować, wysyłając w głąb chłopaka ciepłe iskry, rozchodzące się po ciele falami. Cichy, niski i głęboki dźwięk wypełnił ciszę między dwoma postaciami.
Gryfon wytrzeszczył oczy i otworzył usta w szoku. Ramiona siedzącego przed nim mężczyzny, lekko drżały. Na ten widok Snape zaśmiał się znów i Harry był pewien, że zaraz umrze, bo jak śmiech może być tak seksowny.
Ta zwykle zamknięta zimna twarz nabrała łagodności, może uśmiech nie był piękny w wykonaniu profesora, ale sprawił, że wydawał się młodszy. Chłopak zapragnął znów go zobaczyć, usłyszeć i poczuć. Tak... Harry marzył, by poczuć Snape'a.
- Nie rób takiej miny Potter, nadal jestem tylko człowiekiem. Wybacz, że znów cię rozczarowałem - powiedział głosem, w którym nadal pobrzmiewały nutki śmiechu.
- Nie, to fascynujące... - kiedy te słowa opuściły jego usta, Harry był przerażony. Zakrył buzie dłońmi, znów się rumieniąc. Zastanawiał się, czy kiedyś przestanie robić takie gafy i czy kiedyś, w końcu pozbędzie się tej przeklętej czerwieni z twarzy. Profesor spoważniał, a chłopak poczuł ukłucie żalu na widok znów zamkniętego oblicza.
- Odbiegliśmy zbytnio od tematu - powiedział chłodno, ignorując ostatnią uwagę Gryfona - Tak, wiec co powiedział Hagrid, że wywołało to u ciebie taki atak?
Harry wziął głęboki oddech, wiedział, że nie ucieknie od odpowiedzi. Na litość Merlina, był Gryfonem, da radę.
- Hagrid powiedział, że kochał pan moją mamę... – wyszeptał, patrząc na swoje kolana. Bał się spojrzeć na mężczyznę, ale jak tylko Mistrz Eliksirów odezwał się, podniósł wzrok.
- Kochałem twoją mamę... - powtórzył głucho profesor - Tak, nie było osoby, która nie kochałaby Lily Evans... - wzrok profesora na chwilę stał się mglisty, jakby odpłynął myślami, gdzieś daleko, by potem stwardnieć - Straszne, co Potter? - obrzucił chłopaka nienawistnym spojrzeniem - Dowiedzieć się, że oślizgły dupek z lochów, Śmierciożerca mógł darzyć uczuciem, tak piękną i czystą istotę jak twoja matka - lodowaty ton Ślizgona mógłby zamrozić ogień. Gryfon zadrżał od tego spojrzenia i otulił się szczelniej kocem.
- To nie tak, ja nie to miałem... - zaczął przepraszającym tonem.
- Taak, Paskudny nietoperz, tłusto włosy palant, śmiał dotknąć białej lilii swoimi brudnymi łapami - ton Snape'a stawał się coraz ostrzejszy, a mężczyzna przesunął się na fotelu tak, że teraz znajdował się bliżej Harry'ego. Syczał mu blisko ucha, widząc panikę w oczach młodzieńca.
- Nie, nie to chciałem powiedzieć... - spróbował znów, ale profesor nie przestawał. Gryfon znów poczuł ogień w żyłach. Mieszankę gniewu, zawodu i tego niesamowitego żaru... Pożądania, bo Snape był tak blisko.
Chłopak wstał z kanapy, oddychając ciężko, chciał wyjść z pokoju. Ukryć się, by ugasić to, co płonęło wewnątrz, ale profesor wstał z fotela i podążył za nim, wciąż sycząc wyzwiska, którymi określali go uczniowie.
Potter dopadł do drzwi swojego pokoju, ale Snape zablokował je swoją ręką. Nachylając się lekko, nad odwróconym do niego tyłem Potterem, wysyczał pełnym jadu głosem.
- Śmiecierus, Wycierus, Smarkerus...
- NIE! - krzyknął chłopak, tracąc resztki kontroli. Odwrócił się gwałtownie, w stronę zdziwionego mężczyzny. Na ułamek sekundy ich oczy spotkały się i Mistrz Eliksirów mógłby przysiąc, że oczy chłopaka zmieniły barwę na bursztynowo- czerwone i wyglądały, jakby płonęły. Nie miał czasu się nad tym zastanawiać, ponieważ gryfon naparł na niego całym ciałem, chwytając jego twarz i złączył ich wargi. Po chwili zaczął całować osłupiałego mężczyznę.
Może nie miał wprawy, ale jego usta były gorące i chętne. Severus poczuł język na swoich wargach i otworzył je pod delikatnym naciskiem, jednocześnie zamykając oczy. Harry całował, eksplorował, co tylko mógł. Wchodził i wycofywał się, tak bardzo pragnął...
Nagle poczuł dłoń z tylu głowy, a drugą w okolicy biodra. Był pewien, że mężczyzna zaraz go odsunie. Stało się dokładnie odwrotnie, obie ręce przyciągnęły go jeszcze bliżej, a Snape przejął kontrolę nad pocałunkiem.
Chłopak myślał, że zaraz się roztopi. Te wąskie usta były tak gorące i tak cudownie miękkie. Snape na przemian całował, by następnie, kąsać dolną wargę Gryfona wprowadzając i wycofując język, który ślizgał się po języku młodzieńca.
Severus puścił chłopaka i naparł na niego, przyciskając go do drzwi, ale nie odrywając ust. Jego ręce po obu stronach głowy młodzieńca, były napięte. Harry uwięziony między drewnem, a mężczyzną stwardniał, co mężczyzna mógł wyczuć, gdy wsunął kolano między jego nogi. Zapach ziół i migdałów wkoło odurzał go, a smak profesora zmieszany z winem upajał. Gryfon zajęczał na tą brutalną pieszczotę. Mistrz Eliksirów oderwał się od chłopaka i oparł swoje czoło o jego, lekko dysząc.
- Nie to miałem na myśli – powiedział, oddychając ciężko młodzieniec - Byłem zazdrosny, że pokochałeś ją, a nie mnie... - Snape otworzył oczy, a w nich malował się czysty szok i niedowierzanie. Drobna dłoń powędrowała do bladego policzka, by unieść tą niegdyś znienawidzoną twarz do kolejnego pocałunku.
Harry delikatnie muskał te wargi, ale nie pocałował ich. Czuł tak obezwładniające podniecenie, krew dudniła mu w uszach, ogień w nim już nie szalał, a tlił się i rozchodził delikatnie po całym ciele. I ten zapach mężczyzny...
- Harry... - czarne oczy zamknęły się i tym razem, to Severus pocałował chłopaka bardzo zmysłowo. Ich języki przesuwały się względem siebie, w delikatnej pieszczocie, a usta delikatnie dotykały. Snape zakończył pocałunek i spojrzał w szmaragdowe oczy Pottera - nie możemy... - chłopak przesunął głowę w bok, muskając swoim policzkiem policzek mężczyzny.
- Cii... - powiedział chłopak przy uchu starszego czarodzieja - Nie teraz, nie niszcz tego, nie niszcz tej chwili - tracił nosem kosmyk włosów - Pozwól mi się nią nacieszyć... Jutro... - przełknął ciężko - jutro znów możesz mnie nienawidzić i poniżać, ale teraz powiedz to jeszcze raz. Proszę, powiedz moje imię... - Snape jak pod wpływem zaklęcia Imperio, wyszeptał głębokim, aksamitnym głosem:
- Harry... - znów został pociągnięty do pocałunku, tak zaskakująco delikatnego, jak muśnięcia skrzydeł motyla.
Harry smakował słodko, jak czekolada i pachniał cytrusami. Snape nie wiedział, co się z nim dzieje. Nie mógł się oprzeć prośbom i pocałunkom chłopaka. Znów oderwał usta od Gryfona i zaczerpnął powietrza.
- Dość - powiedział słabym głosem, ocierając nosem o nos Harry'ego, muskając ustami jego brwi - Już wystarczy... Nie możemy... - chłopak oparł głowę o klatkę piersiową mężczyzny, pod jego broda i wdychał cudowny zapach.
- Nie ma żadnego zakazu w regulaminie szkoły... - zaczął cicho chłopak, obejmując ramionami mężczyznę w pasie. Poczuł, jak Snape nabiera powietrza, by coś powiedzieć - Sprawdziłem. Hermiona potwierdziła - Gryfon poczuł otaczające go ramiona.
- Harry... - młodzieniec zadrżał z przyjemności - jak długo...? - głos mu się lekko złamał.
- Długo. Już nawet sam nie wiem, jak długo o tym marzyłem - w jego głosie można było wyczuć milion emocji. Był jak otwarta książka, która Snape tak bardzo chciał przeczytać - Zostań dziś ze mną, proszę - usłyszał cichą prośbę. Spiął się momentalnie - Tylko mnie przytulaj. Nic więcej. Proszę... - profesor znów nie potrafił odmówić, skinął tylko głową. Weszli do pokoju chłopaka, który położył się na łóżku i zrobił miejsce mężczyźnie. Po chwili wahania położył się okok młodzieńca i wziął go znów w ramiona. Głowa Gryfona spoczywała na jego piersi, oddech mężczyzny mierzwił mu włosy.
- To jest pierwszy i ostatni raz, kiedy my... - chłopak podniósł głowę i przyłożył mu palec do ust.
- Wiem... Jutro. Jutro Severusie... Jutro będziemy się martwić. Ja... Rozumiem, że jest wojna, że masz zadanie i jeśli ON się dowie, czeka cię straszliwy los. Ale dziś, już się wydarzyło, już żaden z nas tego nie cofnie. Niech wiec zostanie nam tylko dziś... - podniósł się i pocałował te wąskie wargi.
Snape był w szoku, skąd u tego dzieciaka taka mądrość? Pozwolił się pocałować, wplatając palce we włosy chłopaka, pomyślał, że młody miał racje... Dziś się już wydarzyło i nic tego nie zmieni, a on nie wiedział, czy chciał, aby cokolwiek się zmieniło.

Moje miejsceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz