Hagrid i nieoczekiwane odkrycie

5.9K 346 20
                                    

Harry o siódmej rano wszedł cicho do salonu, ale profesora jeszcze nie było. Najwyraźniej odsypiał wczorajsze łóżkowe igraszki.
Stół był zastawiony do śniadania, wiec chłopak usiadł, ale nic sobie nie nałożył. Czuł się źle psychicznie i fizycznie. Kiepsko spał, oczy go piekły od łez, głowa bolała i był zły. Choć źle to określił, był piekielnie zazdrosny o osobę, która zeszłej nocy kochała się z profesorem.
Ktoś go dotykał, sprawiał mu przyjemność, podczas gdy on nie mógł nawet liczyć na uśmiech, od tego zimnego drania. Odstawił z brzdęknięciem filiżankę na spodek, był sfrustrowany. Był tak pogrążony we własnych myślach, że nie zauważył, kiedy Snape wszedł i usiadł koło niego przy stole.
- Potter ogłuchłeś? - warknął Snape.
- Przepraszam, dzień dobry - burknął chłopak, patrząc w talerz.
- Zachowuj się chłopcze - upomniał go ostro profesor. Kiedy Harry podniósł głowę znad pustego talerza, Mistrz Eliksirów zmartwił się tym, jak wygląda. Starał się, aby maska obojętności została na miejscu - Jesteś chory?
- Nie, proszę pana - odparł nadąsany Harry.
Snape jednak mu nie uwierzył, wyciągnął dłoń do czoła młodzieńca. Na ten ruch chłopak zerwał się, jak oparzony z krzesła, potrącając przy tym swoją filiżankę i rozlewając herbatę.
- Co ty wyrabiasz? - syknął profesor. Machnął różdżką, uprzątając bałagan. Gryfon lekko się zarumienił - Siadaj i jedz.
- Nie jestem głodny... - bąknął cicho, ale usiadł posłusznie. Nienawidził tego, że nie panował nad swoimi odruchami. Ostatnim razem, gdy wuj sięgnął do niego w ten sposób, Harry skończył na izbie przyjęć, z paskudną rana na łuku brwiowym. Nie obeszło się bez szycia i kłamstwa, że spadł ze schodów.
- Nie interesuje mnie, czy jesteś - odparł oschle profesor -Kazałem ci jeść Potter i zrobisz to chyba, że nasza umowa, już następnego dnia zaraz po jej zawarciu nie obowiązuje - powiedział chłodno Snape i spojrzał wyczekująco na chłopaka.
Harry spojrzał na profesora, miał zmęczoną twarz i sińce pod oczami. Jego dłonie lekko drżały. Nie wyglądał, jakby przeżył w nocy satysfakcjonujący seks, a coś bardzo nieprzyjemnego. Nagle uderzyło chłopaka, jak dziecinnie się zachowywał, przecież nie miał prawa się dąsać. Mieszka z profesorem zaledwie drugi dzień, ok pociągał go już wcześniej, ale świadomy stał się tego dopiero niedawno.
Nawet nie wiedział jakiej orientacji jest Snape, przecież to, co wydarzyło się w sali treningowej, mogło być zwykłą pomyłką Gryfona. A w zasadzie to, co się tam stało? Snape go przytrzymał, syczał mu nad głową, a Harry próbował go pocałować. Chłopak poczuł się strasznie głupio.
- Przepraszam, profesorze zachowuje się, jak smarkacz - powiedział w końcu, nie patrząc na mężczyznę, tylko ponad jego ramieniem - Marudzę bo źle spałem, ale już się to nie powtórzy - nałożył sobie jajecznicy na talerz i zaczął powoli jeść.
- Liczę, że nie wejdzie ci to w nawyk - odparł już normalnym tonem Ślizgon - Chłopak spojrzał zdziwiony na Mistrza Eliksirów.
- Przypuszczam, że jest jakiś powód, że wpatrujesz się we mnie oczyma wielkości galeonów - Potter lekko się zaczerwienił.
- Po prostu nie mogę uwierzy, że to już - Snape uniósł brew pytająco - Tak po prostu bez obelg i wyzwisk przyjął pan moje przeprosiny - Snape odłożył sztućce i spojrzał poważnie na podopiecznego.
- A czego się spodziewałeś, jeśli wolno spytać? - zapytał spokojnie Mistrz Eliksirów.
- No sam nie wiem... Może tego, że mnie pan przeklnie, a moje ciało rozwiesi jako sztandar Slytherinu - Harry wzruszył ramionami. Snape przerwał smarowanie grzanki i zmierzył poważnym wzrokiem chłopca.
- Nie nadajesz się Potter, nie te kolory - Wrócił do przerwanej czynności, by po chwili znów ją przerwać - Z drugiej jednak strony może rozwieszę twoje zwłoki na bramie Hogwartu ku przestrodze potomności - Powiedziawszy to, ugryzł grzankę. Harry lekko prychnął i pokręcił głową z rozbawieniem.
- Nie wierzę... Postrach Hogwartu ma poczucie humoru.
- Przykro mi panie Potter, że znów stałem się źródłem rozczarowania. Nadal jestem tylko człowiekiem - Powiedział poważnie, tylko po to, by za chwile po jego twarzy przebieg cień uśmiechu. Harry był oczarowany, samym uśmiechem, ale i myślą, że profesor uśmiechnął się do niego.
- Pan profesorze, nie jest w stanie nikogo rozczarować - powiedział z uśmiechem chłopak.
- Aż tak nisko mnie cenicie? - zapytał ze złośliwym uśmieszkiem Ślizgon.
- Wręcz przeciwnie profesorze. Jest pan tak perfekcyjnie doskonały we wszystkim, że nie ma mowy o rozczarowaniu.
- Sugerujesz, że powinienem czasem o czymś zapomnieć, aby być bardziej ludzki? - zapytał Snape, patrząc głęboko w oczy Harry'ego. Chłopak odwzajemnił spojrzenie.
- Każdy czasem potrzebuje chwili zapomnienia... - Boże to się nie dzieje, pomyślał Gryfon. Siedzi jedząc śniadanie i flirtuje z Mistrzem Eliksirów. Pierwszy kontakt wzrokowy przerwał Snape, skończył jeść i zakomunikował, że za godzinę zaczynają lekcje oklumencji.
Udał się do laboratorium, by napisać list i tak naprawdę uciec przed chłopakiem. Nigdy by nie pomyślał, że będzie prowadził taką konwersację z Potterem i będzie ona tak przyjemna. Tak, zdecydowanie krew w jego żyłach odpowiadała na magiczny ogień w ciele chłopaka. Usiadł za biurkiem, wyjął pergamin i zaczął pisać list. Tak dawno nie pisał już do Are i nie wiedział, czy nie poczuje się urażona jego długim milczeniem. Zastanawiał się długo jakiego języka użyć, tak dawno nie pisał już w ich języku... „Mae govannen Il Istima..."* zaczął powoli swój list.

Godzinę później wszedł do salonu i zobaczył, że Harry siedzi na kanapie, a na jej oparciu usadowił się Fawkes. Kiedy Feniks go wyczuł, podniósł głowę i cicho zaśpiewał. Chłopak dziwnie spojrzał na ptaka, ale ten tylko pokręcił głowa i zniknął. Gryfon wstał z kanapy, nerwowo wycierając ręce w za duże dresy.
- Dlaczego Fawkes mówi na ciebie Dovahthur? - Snape popatrzył zdziwiony na chłopaka - Tak pana nazwał. W zasadzie to powiedział „Bądź pozdrowiony Dovahthur". Co to znaczy?
- Skąd wiesz, co powiedział Fawkes?- zapytał ostrożnie mężczyzna. Chłopak wzruszył ramionami, ale milczał - Potter?
- To przez to wtargnięcie Vol... Toma do mojej głowy. Od tego się zaczęło - Severus w zamyśleniu pokiwał głową - Wiec? Dlaczego tak na Pana powiedział?
- Potter nie wiem, nie siedzę w głowie Feniksa - warknął profesor - Gotowy na lekcje? Oczyść umysł...
***
Kiedy Harry szedł do Hagrida na obiecaną herbatę, głowa bolała go niemiłosiernie. Oczywiście nie udało mu się ani na chwile zablokować profesora.
Mimo wszystko Snape nic nie powiedział. Harry dostał od niego eliksir, ale miał go wypić po posiłku, na nie pusty żołądek. Kiedy drzwi do chaty otworzyły się i wypadł z nich kieł, chłopak już wiedział, że skończy na ziemi. Nie przewidział tylko, że zbije się eliksir na ból głowy.
- Kieł ty durny psie złaź z Harry'ego natychmiast! - zagrzmiał gajowy.
- Nic nie szkodzi Hagrid, lubię te nasze przywitania - Harry uśmiechnął się lekko, podnosząc z ziemi i otrzepując krótkie spodenki. Dziś było wyjątkowo gorąco, dlatego chłopak wybrał czarne spodenki i zieloną wytarta koszulkę, która wyglądała na nim jak sukienka.
- Ty może tak, ale twój eliksir... Cholibka Harry, tak mi przykro. Na co był? - zapytał olbrzym, drapiąc się po głowie. Chłopak spojrzał na szczątki fiolki i jęknął cicho.
- Na ból głowy. Nie przejmuj się, przeżyje - chłopak machnął ręka.
- Wchodź, zaparzę ci ziółek. Może nie będą działać tak, jak eliksir Psora, ale choć trochę coś pomogą na ból - kiedy weszli do chaty, Harry zobaczył spakowaną olbrzymią torbę i spojrzał pytająco na olbrzyma - No bo pomyślałem, że będziesz chciał odwiedzić ze mną źrebię Testrali. Urodziło się tydzień temu i moglibyśmy zrobić piknik tam na polanie - Kiedy chłopak otworzył buzię, olbrzym go ubiegł - Pytałem psora o pozwolenie i się zgodził, abyś opuścił obiad. Mam tylko wrócić z tobą do zamku przed szesnastą - Harry ochoczo się zgodził.
Kiedy gajowy postawił przed nim kubek z parująca cieczą. Gryfon spojrzał na niego sceptycznie.
- Co w tym jest? – zapytał, wąchając napar, ale czuł tylko miętę dominującą w mieszaninie.
- Mięta, kozłek lekarski, złocień maruna i kora białej wierzby. Cholibka rumianek mi się skończył, możemy go zebrać, jak będziemy wracać - chłopak upił łyk wywaru. Może nie smakował, jak kremowe piwo, ale po paru minutach poczuł ulgę.
- Hagridzie skąd wiesz jakie zioła mi pomogą? To jakaś rodzinna tajemnica?- zapytał, wypijając wywar do końca. Olbrzym zaśmiał się donośnie.
- Moja matula nie wiedziałaby, co to koniczyna - roześmiał się olbrzym - Severus pokazał mi co i jak z tym zielskiem zrobić i gdzie je znaleźć - Gryfon wytrzeszczył oczy.
- Snape? - zapytał niepewnie.
- Psor Snape, Harry. A znasz jakiegoś innego? – zapytał, pakując do torby sporo kawałków mięsa.
- Nigdy nie sądziłem, że jesteście w przyjacielskich stosunkach - powiedział spokojnie Gryfon.
- Lilka i on często się tu chowali przed Huncwotami - kiedy to powiedział, zakrył sobie usta dłonią - o cholibka...
- Lilka? Moja mama? Lily Evans? – dopytywał młody czarodziej.
- Cholibka Harry znów chlapnąłem za dużo. Nie powinienem ci mówić, to sprawy psora - mężczyzna się wykręcał.
- I mojej mamy, wiec? - zażądał chłopak.
- No dobrze, przyjaźnili się - powiedział zrezygnowany gajowy - Psor Lupin ani Syriusz nic nie powiedzieli? - zapytał zdziwiony.
- Nic a nic!- powiedział uroczyście chłopak.
- A to hunce! Za to ja, mam niewyparzoną gębę. Ale już nie puszczę pary więcej. Wypiłeś? - rozczarowany chłopak pokiwał głową i wstał z krzesła - To idziemy!
Całą drogę na polanę, Gryfon zastanawiał się, jak podejść gajowego, żeby powiedział coś więcej. Nawet nie zauważył, kiedy dotarli na miejsce i gajowy gwałtownie go zatrzymał ogromną dłonią.
- Zostaniesz tu na kocu Harry, odkąd mają źrebaka, są strasznie wnerwione nie wiadomo, co im do głowy strzeli. Siedź, jedz i patrz - wyjął rzeczy z torby i zostawił chłopaka, ruszając na skraj polany.
Młodzieniec rozłożył koc, usiadł ze szklanką soku i obserwował, jak gajowy podchodzi do stada Testrali. Największy z nich podszedł do mężczyzny, mierzył go wzrokiem, aby po chwili skinąć głową. Stado rozstąpiło się, ukazując małe źrebię i jego matkę. Testrale nie były klasycznie piękne, ale dla Harry'ego w tym momencie nie było piękniejszego widoku, niż ten matki i źrebięcia. Ta miłość, która płynęła z nich, zdawała się wypełniać całe stado radością. Hagrid dał mięso klaczy i zabrał się za badanie malca.
Harry wpatrzony w stado, kątem oka zarejestrował ruch po swojej prawej stronie. Obrócił głowę i zobaczył niecodzienne zwierzę, zmierzające w jego stronę. Wyglądał jak lis, ale miał duże szerokie uszy i ognisty kolor. Przypominał trochę Fenka, którego futro miało kolor ognia, a najpiękniejszą rzeczą tego stworzenia był ogon. Wyglądał jak siedem języków ognia. Długi puszysty, a jedyne słowo, jakie cisnęło się Harry'emu na usta było „piękny".
Zwierze zbliżyło się i podniosło pysk do góry, wciągając powietrze. Chłopak nie wiedział kiedy, wyciągnął rękę w stronę stworzenia, które podeszło tak blisko, że Gryfon mógł go niemal dotknąć opuszkami palców.
- Witaj piękny... - powiedział spokojnie. Czarne oczy bez białek wpatrywały się w niego przez dłuższą chwilą, po czym zwierze skinęło głową, wydało z siebie cichy pomruk i wsunęło się pod rękę chłopca.
Harry był jak zahipnotyzowany, przejechał dłonią po całym ciele dziwnego lisa, od pięknego jasnego pyska, aż po koniec ognistego ogona. Zwierze było ciepłe i niesamowicie puszyste. Między palcami zbierała mu się sierść. Nagle zwierzę podniosło głowę, zawarczało w stronę, gdzie znajdował się Hagrid i uciekło w głąb zakazanego lasu. Gryfon usłyszał kroki i odwrócił głowę, by zobaczyć, jak zmierza ku niemu przestraszony gajowy.
- Harry, cholibka wszystko gra? Nic ci nie jest? Nie poparzył cię? - olbrzym ukląkł przed nim.
- Nie, Hagridzie. Wszystko jest w porządku, ale to zwierzę, co to było? Było tak piękne... - Chłopak spojrzał na swoją dłoń, na której było pełno sierści. Nagle naszła go myśl, że chciałby zachować to, co zostało mu ofiarowane. Transmitował talerz w słoiczek i schował do niego sierść. Całość włożył do kieszeni spodenek. Hagrid dokładnie obejrzał jego dłonie, upewniając się, że są całe, po czy usiadł i wyjął kanapki, podając jedna chłopcu. Była tak duża i bogata w składniki, że mogła zastąpić chłopcu obiad.
- To Ignissi, ognisty lis. Są bardzo rzadkie jak Feniksy, Harry. Za dużo o nich nie wiem, bo nie spotkałem żadnego, aż do dziś. Podobno powstały z tego samego rdzenia, co pradawne smoki i Feniksy. Z magicznego ognia. Podobno ich sierść parzy, ale tobie nic nie jest. I chyba ich sierść przydaje się do mikstur, ale to musisz psora zapytać. Harry to było niesamowite, dał ci się pogłaskać! - Hagrid był wyraźnie poruszony. Chłopak posłał mu niewyraźny uśmiech i jadł swoją kanapkę.- Był taki piękny, gdyby tak do mnie przyszedł... Jak to zrobiłeś, chłopie?
- Nie wiem, po prostu sam podszedł - powiedział przepraszająco chłopak - Nie martw się Hagrid, na pewno go jeszcze spotkasz, a wtedy i tobie da się pogłaskać - Potter skończył ogromną kanapkę i usiadł wpatrzony w zwierzęta po drugiej stronie polany - Co się dzieje z tym malcem, że jesteś mu potrzebny?
- Eee, ciężki poród. Jeszcze sobie nie dał rady ze wszystkim, jest bardzo słaby i ledwo trzyma się biedaczek na nogach. Daje mu eliksiry od psora - powiedział olbrzym, biorąc się za drugą kanapkę. Harry spojrzał pytająco na olbrzyma, a ten przewrócił oczami.
- Sam ich nie zabrałem Severus, pomógł mi odebrać poród i dał odpowiednie eliksiry. Mały źle się ustawił i chyba nie dostał tyle tlenu, ile mu trza było - Gryfon spojrzał zaskoczony na swojego przyjaciela. Lilka i on często mi pomagali, jak byli dzieciakami, takimi jak ty. Lilka kochała zwierzątka, a Severus kochał ją - Oczy chłopaka rozszerzyły się w ogromnym szoku.
- Kochał? - zapytał słabo.
- Taak, kto nie kochałby takiego kwiatuszka, jak Lily... - chłopak czuł, jak robi się zielony na twarzy. Snape kochał jego matkę, a on, on myślał, że... -Co Ci Harry? Wyglądasz jak Ron na drugim roku, po tym jak łupnął tym zaklęciem w Malfoya. Chłopak nie słyszał już pytania, bo krew dudniła mu w uszach. Poczuł, jak jego magia wyrywa się spod kontroli. Był przerażony, że zrobi coś przyjacielowi, albo tym Testralom na końcu polany.
Panika zalała jego umysł, widział białe plamy przed oczami i czuł w żyłach ogień, który chce się wyrwać. Nagle poczuł silne dłonie na swoich ramionach i usłyszał głęboki głos profesora.
- Potter uspokój się. Oddychaj. Powoli oddychaj - Chłopak chciał się wyrwać, ogień w nim szalał wściekłe. Bał się, że już dłużej go nie pomieści w sobie - Potter... Harry oddychaj, proszę - Jak przez mgłę zobaczył te zimne czarne oczy, ale jakby tym razem nie było w nich chłodu - Razem ze mną Harry. Wdech i wydech, powolutku i spokojnie. Wdech i wydech, jesteś bezpieczny, Harry... - jedna ręka profesora puściła ramię i pogładziła jego twarz. Chłodne palce koiły ogień szalejący pod skórą, chwyciły podbródek i znów usłyszał ten zniewalająco głęboki, mroczny głos - Spójrz na mnie, otwórz oczy i spójrz na mnie, Harry - chłopak nawet nie wiedział, kiedy je zamknął. Otworzył oczy, a zieleń szmaragdu napotkała czerń onyksu - Dobrze.. No już, spokojnie, oddychaj razem ze mną... powoli - kiedy kryzys został zażegnany, Harry był tak wyczerpany, że opadł do przodu, wprost w ramiona Mistrza Eliksoriw.
Ostatkiem sił zarejestrował, że nie został odepchnięty, a wręcz przeciwnie, profesor objął go i Harry poczuł tą mieszankę ziół oraz delikatna woń migdałów.
- Moje miejsce... - wymamrotał i stracił przytomność.
- Co się stało Hagridzie? - zapytał niespokojnym głosem profesor.
- Severusie ja... - rumieniec wypłynął mu na twarz, ale mężczyzna tylko skinął głową na znak, aby olbrzym kontynuował - chlapnąłem, że przyjaźniliście się z Lily... ale zrobił się taki, gdy powiedziałem, że ją kochałeś... - Snape nabrał głęboko powietrza - Przepraszam, zawsze tyle paplam... - olbrzym wyglądał, jak niesforne dziecko tłumaczące się ojcu.
- Co się stało, już się nie odstanie, Rubeusie. Poradzę sobie z nim - powiedział spokojnym, chłodnym głosem. Podniósł Gryfona, rejestrując, że jest zbyt lekki, jakby był niedożywiony.
- Dobrze, że tu byłeś... co to było? - zapytał gajowy, patrząc z troską na bladą twarz chłopaka.
- Nie wiem Hagridzie, ale wyglądało na atak paniki – powiedział, poprawiając Gryfona w ramionach.
- Będziesz go niósł do zamku? Jest ciężki, ja go wezmę - zaproponował olbrzym.
- Nie - powiedział zbyt ostro Severus – Nie - powtórzył łagodniej - Fawkes zabierze nas prosto do moich komnat - spojrzał na gałąź, na której usiadł Feniks - Nie martw się, nic mu nie będzie. Dostanie eliksiry i będzie dobrze, obiecuje - uśmiechnął się słabo i skinął na ptaka, który momentalnie zleciał, by Snape mógł go dotknąć, po czym rozpłynęli się w słupie ognia. Hagrid pokręcił głowa zdezorientowany i zaczął pakować rzeczy do torby.

* witaj wielka wiedząca- trochę sobie naginam.

Moje miejsceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz