Chciałabym kiedyś w końcu być z siebie zadowolona. Chciałabym samej sobie powiedzieć: dobra robota!
Ale nie. Zawsze zrobię jakiś głupi błąd na jazdach. A chciałabym pojechać i pomyśleć sobie „wow, udało mi się, wszystko jest dobrze!". Chciałabym mieć dobre oceny i nie myśleć „dlaczego tak słabo?". Chciałabym być normalna i nie myśleć „Jestem zepsuta".
Ostatnie dnie to znowu marna egzystencja, trwanie. Nic nie robię. Tyle rzeczy do zrobienia a ja, kurwa, nic nie robię. NIC. Jestem na siebie zła, mam ochotę płakać, bo jestem beznadziejna, bo przez to znowu dostanę słabe oceny, znowu nie będę czegoś umiała.
Znowu mówię sobie, że dzisiaj wezmę się w garść. Ale tak naprawdę po przyjściu do domu będę leżeć na łóżku z telefonem, nie mogąc podnieść się do podręczników. A jeśli już zdarzy się, że, jakimś cudem, usiądę i zacznę się uczyć przez tą godzinę, to jutro i tak będzie tak jak zwykle. Wszystko tylko nie nauka.
Ale i tak będę próbować. Nie wiem po co, skoro to wszystko jest bezcelowe, ale jak to ja, poddaję się nawet w poddawaniu.
CZYTASZ
I'm nothing
SpiritualNie jest tu kolorowo. Najczęściej panuje tu obezwładniająca ciemność, wypływająca z mojego zakażonego, zepsutego umysłu. Bo tak właśnie się czuję. Zepsuta. | Zakończone | | Druga część „Struggling" na moim profilu |