Czuję ból w piersi. Trudno go w ogóle opisać, ale sprawia, że mam ochotę krzyczeć, płakać, głośno szlochać. Wylać z siebie ten ból i strach.
Jestem okropna. W tym momencie czuję do siebie jedynie o d r a z ę. Za to, kim jestem. Za to, jaka jestem. Za to, jak zepsuta jestem. Za to, jak nie potrafię.
Jestem zamknięta w swoim ciele i nie potrafię się wydostać. Ale ciało nie wzbudza we mnie takiego obrzydzenia, takiej nienawiści, jak mój mózg.
Brzydzę się moim umysłem. Moimi myślami. Ciągłym strachem. Tym, że nie myślę, że nie wiem co powiedzieć, co zrobić. Ciągle tylko mówię albo robię coś głupiego.
Tego, że tak nagle bez mojej zgody mój głos się załamuje. W mojej głowie panuje pustka, wypełnia ją tylko strach i stres, nie mam pojęcia, co robić.
Mój głos drży. Nabrzmiewa od łez, które ledwie powstrzymuję.
I czuję do siebie takie obrzydzenie. Takie obrzydzenie, kiedy coś, nad czym nie mogę zapanować sprawia, że ktoś się nade mną lituje. Jak pewnie myśli jak żałosna jestem. Nigdy nikt nie wzbudzał we mnie takiego obrzydzenia, jak ja.
Chciałabym rzucić się pod pociąg. Chciałabym własnoręcznie usunąć siebie z tego świata.
CZYTASZ
I'm nothing
SpiritualNie jest tu kolorowo. Najczęściej panuje tu obezwładniająca ciemność, wypływająca z mojego zakażonego, zepsutego umysłu. Bo tak właśnie się czuję. Zepsuta. | Zakończone | | Druga część „Struggling" na moim profilu |