W mediach utwór z gry, trochę daje mi nadzieję, że muszę tylko „wytrzymać jeszcze chwilę dłużej" i że „wszystko będzie dobrze".
Przez tego wirusa nie mam szansy już nawet chociaż ten ostatni szósty raz zdać prawka.
Z matmy jestem takim debilem, że nie zdam matury, a nawet z ustnej jest jak jest.
Ani prawka ani matury, pracę jak dostanę to taką do dupy, w stronę fotografii stoję w miejscu, i tak nie mam szansy pracować w tym zawodzie, a z moim usposobieniem do ludzi i kontaktów międzyludzkich nie wiem jak w ogóle poradzę sobie w jakiejkolwiek pracy czy w ogóle w życiu. Emanuję tylko złą energią i marudzeniem, tak, że później nawet koleżanka ma mnie dosyć.
Siedzę w domu i tylko wiem, że... Nie potrafię żyć.
Chyba jedno z najgorszych uczuć na świecie to kiedy nie chce się popełnić samobójstwa, ale nie chce się też żyć i po prostu się pusto egzystuje. To właśnie robię. Egzystuję.
Okres w życiu, w którym nadal nie chce się skrócić sobie życia, ale jednocześnie myśli się, że jakby potrącił samochód albo zdarzył się wypadek to w sumie by się człowiek nie obraził.
Nawet jest to drobinę pocieszające wiedzieć, że jeśli będzie taki zły, naprawdę zły moment w życiu, ma się jednak jakieś wyjście. Na przykład wskoczenie pod pociąg. Szybko śmierć. Może z dwie sekundy bólu co najwyżej, ale co to dwie sekundy w obliczu całego pieprzonego życia?
Patrzę na każdą ważniejszą rzecz w moim życiu i widzę gówno. Fotografia, szkoła, prawo jazdy, kontakt z innymi ludźmi, pisanie, ukulele... Do niczego nie mam motywacji. Cokolwiek spróbuję czuję, jakie to bezsensowne, nie widzę żadnego postępu...
Czy w ogóle wytrzymam dalsze lata życia?
CZYTASZ
I'm nothing
SpiritualNie jest tu kolorowo. Najczęściej panuje tu obezwładniająca ciemność, wypływająca z mojego zakażonego, zepsutego umysłu. Bo tak właśnie się czuję. Zepsuta. | Zakończone | | Druga część „Struggling" na moim profilu |