Jebany łuk. Jebany egzamin. Nie zdałam. Drugi raz. Drugi raz przez głupi błąd.
Boże, jaka ja jestem beznadziejna i głupia, to już nie ma granic! Mam ochotę przeklinać i walić głową w ścianę. I coś rozwalić.
Na pierwszym egzaminie dwa razy zatrzymałam się za szybko i auto wystawało z koperty. Patrzyłam na ten pachołek i miałam w myślach tylko to, że wjadę w niego i od razu obleję. Więc wyszło tak, że zatrzymywałam się za szybko.
Dzisiaj miałam to samo, ale za drugim mi się udało. Myślałam o tym łuku i panikowałam, bo te pachołki wydawały się jakoś inaczej ustawione. Ale dobra, stwierdziłam, że zaryzykuję, bo inaczej nie umiem.
Przy drugim pachołku skręciłam i patrzyłam w lusterka, przygotowana, że za chwilę wyjadę pewnie poza linię. Ale nie, wszystko było okej.
Linie były już prosto, więc wiedziałam, że muszę wyprostować kierownicę. Zrobiłam to i... Nie mam pojęcia co się stało. Naprawdę nie mam. Patrzyłam na tą linię i już nie pamiętam, co dokładnie zobaczyłam, czy zbyt blisko niej czy co, ale zaczęłam kręcić kierownicą jak ostatnia idiotka w prawą, kurwa, stronę! Wjechałam w pachołek i gówno, oblane!
Kolejne 140 złotych zmarnowanych. Tak samo jak czas i nerwy.
Najbardziej co sprawia, że mam ochotę pojechać tam i rozwalić ten znienawidzony przeze mnie budynek, to to, że dwa razy zrobiłam głupi błąd, nawet nie wiedząc dlaczego! Drugi raz nawet nie wyjechałam na miasto!
Znowu przyjęłam ten świstek z wynikiem negatywnym ze łzami w oczach, ledwo je powstrzymując. Tym razem na szczęście idąc na dworzec ten kawał drogi miałam słuchawki, muzyka nieco mnie uspokoiła.
Trochę się ogarnęłam i mimo że kiedy dłużej o tym myślę jestem tak wkurzona, zniechęcona i rzygać mi się chce na myśl o powrocie tam, to jednak nie mam tak złego humoru jak za pierwszym razem, kiedy przez cały wieczór leżałam, ryczałam i biłam się w myślach za ten debilny błąd.
Jak wielką ochotę mam pokazać temu wszystkiemu środkowy palec i mieć gdzieś prawo jazdy. Ale za dużo wydałam pieniędzy, czasu i nerwów na to. Najwyżej już totalnie mnie to rozstroi i kolejne egzaminowe porażki będą kopać leżącego – czyli mnie.
Całej sytuacji nie poprawia to, że moja mama wypytywała mnie, co mi się nie udało, mimo że mówiłam, żebnie chce mi się o tym gadać. Sama nie ma prawka i nie ma bladego pojęcia jak to wszystko wygląda. Miałam ochotę wybuchnąć, kiedy zaczęła ględzić, że może powinnam mieć więcej godzin żeby się nauczyć jeździć albo coś.
KURWA NIKT PO 30 GODZINACH NIE UMIE JEŹDZIĆ! Uczymy się dopiero kiedy jeździmy sami! A ja już nie mam siły ani ochoty na powiedzenie jej, że sama nie wie, jak to wygląda, że po prostu za każdy razem robię jakiś głupi błąd...
CZYTASZ
I'm nothing
SpiritualNie jest tu kolorowo. Najczęściej panuje tu obezwładniająca ciemność, wypływająca z mojego zakażonego, zepsutego umysłu. Bo tak właśnie się czuję. Zepsuta. | Zakończone | | Druga część „Struggling" na moim profilu |