Gdy więźniowie zostali przetransportowani do Ministerstwa, Harry został rozdzielony z Bellą. Dwóch mężczyzn zaczęło go prowadzić ciemnymi korytarzami w głąb budynku. Zielonooki jedynie nadal się uśmiechał, wiedząc jaki szum wzbudził gdy potwierdziły się jego słowa. Harry Potter u samego Voldemorta, kto by się tego spodziewał?
W końcu chłopak został wrzucony do pomieszczenia a drzwi za nim się zamknęły. Nastolatek zajął jedno z krzeseł i zaczął się bawić palcami, ignorując wszystko dookoła niego. Jednak drzwi znowu się uchyliły i do środka weszła kobieta a tuż za nią mężczyzna. Oboje zajęli miejsca naprzeciwko Pottera. Rozmowę zaczęła kobieta.
- Panie Potter może mnie pan nie pamiętać ale jestem...
- Amelia Bones, tak pamiętam panią. Interesuje mnie natomiast pani przyjaciel, z nim jeszcze nigdy nie miałem styczności.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko i rozsiadł się wygodniej.
- John Dawlish, byłem obecny podczas twego przyznania się kim jestem.
Wybraniec uśmiechnął się lekko i położył dłonie na stole.
- Skoro już się znamy, chce wiedzieć co tu robię.
- Panie Potter...
- Proszę mówić do mnie po prostu Harry, nie jestem aż tak poważnym człowiekiem.
- Dobrze więc. Oczekujesz na przybycie swojego opiekuna, poza tym musimy cię przesłuchać...
- Kto ma być tym opiekunem?
- Albus Dumbledore rzecz jasna.
- Oczywiście...
- Wracając do tematu naszego spotkania tutaj. Jakim cudem znalazłeś się w dworze samego Czarnego Pana?
- Mam rozumieć że mój cudowny opiekun nic wam nie powiedział?
- Nie ma sensu się denerwować, to standardowa procedura.
Potter wstał od stołu i stanął przy ścianie starając się zebrać myśli i nie wybuchnąć. Jednak jego spokój przerwała Bones.
- Skąd masz te blizny na plecach?
- Woli pani łagodną czy tę prawdziwą wersję.
Dawlish zmarszczył brwi.
- To całkiem świeże rany. Czarny Pan ci je zrobił?
- Jego piesek. Spokojnie już nie żyje z tego powodu.
Amelia popatrzyła na swojego wspólnika z dziwną miną.
- Harry chcemy się trochę dowiedzieć na twój temat.
Szatyn wrócił na swoje miejsce.
- Gdzie jest Bella?
Mężczyzna cicho prychnął.
- Ta suka, Lestrange? Już długo nie pożyje.
- Słucham?
- Dementor już czeka aby złożyć na niej swój pocałunek.
- Nie... Nie! Jeśli ona umrze przysięgam że niczego się ode mnie nie dowiecie!
- Spokojnie...
- Nie będę spokojny! Była pani kiedyś zamknięta przez cztery miesiące?! Bez kontaktu z kimkolwiek oprócz z Voldemortem?! Nie ma pani prawa mówić mi że mam być spokojny!
Zielonooki zacisnął dłonie w pięści i jedną z nich przyłożył do ust.
- Albo Bella będzie bezpieczna, albo zniszczę ten budynek kawałek po kawałku i znajdę ją sam. Wasz wybór.
Zaczynamy maraton!!!
CZYTASZ
Bond
Fiksi PenggemarCzarny Pan stara się namówić Złotego Chłopca na porzucanie jasnej strony, jednak chyba żadne z nich nie zdaje sobie sprawy jakie przeciwności losu ich czekają. Co się stanie jeśli połączy się gryfońską głuptę i odwagę z ponurym i ambitnym umysłem sz...