Panicznie rozglądałam się po autobusie, chociaż ledwo mogłam oddychać. Szukałam wzrokiem kogoś kto trzymał piękny plecak. Mam cię! Ujrzałam zakapturzonego chłopaka trzymającego moją własność. Miał zasłoniętą twarz. Był przy drzwiach. Nimi można było wejść, ale też wyjść.
- Przepraszam - zaczęłam przeciskać się między spoconymi, śmierdzącymi ciałami. - Łapcie go! On ma mój piękny plecak!
Błagałam ludzi, ale nie zwracali na mnie uwagi. Nagle autobus stanął, a drzwi otworzyły się. Złodziej wybiegł, a ja zaczęłam płakać z bezsilności w ten sposób:
Ale zaraz, zaraz. Zdążyłam zauważyć tatuaż na jego dłoni. Wydał mi się jakiś znajomy. Udało mi się opuścić autobus zaraz za nim, lecz gdy wyszłam chłopak był już jak najedzone dziecko w Afryce - czyli nie było go. Na koński ogon! Nie miałam jak pójść do szkoły, bo nie miałam książek, więc jedynym wyjściem z tej sytuacji było pójście do stadniny.
Nie jechałam już autobusem, bo byłoby dwa razy dłużej. Poszłam piechotką. Jak ruszyłam z miejsca to zaczęłam od prawej nogi, bo nie jadłam śniadania.
Gdy byłam już w stadninie zobaczyłam Elif jak przerzuca siano. Wyglądała tak jak mnie zobaczyła:
A ja wyglądałam tak jak mnie zobaczyła:
- Elif - padłam jej zapłakana w ramiona. Pachniała koniami - Ukradli mi plecak.
- O nie! Tak nie będzie! - chwyciła widły jakby miała wykonać na kimś dziki atak. - Kto to zrobił?
- Nie wiem. Muszę ci coś powiedzieć, Elif. Inaczej nie dam rady - łzy kapały mi z policzków, które tata ciągle tarmosił.
Opowiedziałam jej o wszystkim, o dzienniku i Kevinie. Dziewczyna trzymała mnie za rękę, abym czuła wsparcie z jej strony. Złapała dłonią za moją brodę najdelikatniej jak potrafiła, następnie skierowała moją twarz tak, bym patrzyła prosto na nią.
- Nie martw się - odgarnęła moje włosy za ucho - Skoro byłam z tobą zawsze to i będę z tobą zawsze. Pójdź na lekcje, bo narobisz sobie problemów. Ja cię odwiozę.
🐴🐴🐴
Posłuchałam Elif, bo była starsza i możliwe, że mądrzejsza też była. Dała mi zeszyt i długopis na notatki. Byłam jej tak wdzięczna, że całowałabym jej stopy jakby lubiła.
Pierwszą lekcją była matematyka. Widziałam, że pani Sofia polowała na mnie i nie myliłam się.
- Diano, czemu nie masz książki? - jej głos był surowy jak tatar wołowy.
- Zapomniałam, przepraszam - odpowiedziałam cichutko.
- Wstań jak do mnie mówisz.
Zrobiłam o co prosiła, a wtedy do klasy wszedł dyrektor. Nie wiem czemu, ale wszedł tyłem i stanął plecami do nas. Jego plecy wyglądały tak:
Potem odwrócił się twarzą do nas.
- Frank, Cindy, Jack, Leonardo. Chodźcie ze mną do gabinetu.
Cała czwórka zaczęła się pakować. Mężczyzna spojrzał na mnie i zastanawiał się.
- A ona czemu stoi tak, a nie inaczej? - zapytał.
- Bo nie ma książki - odpowiedziała Sofia.
- W takim razie musimy zadzwonić do twoich rodziców - przeraziłam się gdy to usłyszałam. Nie chciałam ich denerwować. - Nie no, hihi, jajcarz ze mnie. Chodźcie - poganiał przyjaciół Borisa.
Swoją drogą to dziwne, że idą wszyscy do jego gabinetu. Zupełnie jakby mieli za uszami coś jeszcze prócz włosów. A co było jeszcze dziwniejsze? Dłoń Franka była pokryta tatuażem takim samym jak miał złodziej z autobusu. Mam cię cwaniaczku!
CZYTASZ
Koniara Cwaniara
БоевикNieważne co by się działo, Diana zawsze znajduje wsparcie w koniach, które są jej najlepszymi przyjaciółmi. Jednak gdy w jej ręce nieprzypadkowo wpada dziennik szkolnego bad boya, a na jaw zaczynają wychodzić brudne sekrety, konie już nie są takie s...