Kucnęłam przy sejfie, bo chciałam pobawić się przyciskami. Każdy rzucał jakimś słowem, a ja je wprowadzałam.
- Może spróbuj swoje imię, Diano - Elif wpadła na coś takiego. Na takie pomysły wpadają osoby z taką twarzą:
Tak się składało, że Elif taką właśnie miała.
- Niestety, nie. - odpowiedziałam jej po sprawdzeniu. Towarzystwo podawało swoje propozycje, a ja postanowiłam się skupić.
Przypomniała mi się sytuacja, kiedy poprosiłam Borisa o nożyczki i klej. Podał mi wtedy klej i nożyczki. Zrobił to odwrotnie. A co jeśli hasło to jednak moje imię tylko odwrotnie. A N A I D.
- Kurwa, udało się! - Harold klasnął w swoje duże męskie dłonie.
- Jesteś boska, Diano! - Elif podniosła moje ciało z radości. Silna, wyrobiła się na tych widłach.
- Padnij! - Kevin krzyknął rzucając się na podłogę. Reszta zrobiła to samo.
Ktoś w nas strzelał! Nie chciałam zginąć! Nie teraz!
Elif położyła się na mnie, aż nie mogłam oddychać. Teraz walczyłam o życie podwójnie. Facet w kominiarce wszedł do pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy. Taki wygląd jego:
Mierzył do nas karabinem M16. Też bym chciała taką broń, tylko z moimi umiejętnościami przy strzelaniu zabiłabym siebie niechcący i wszystkich w pobliżu.
- Wstawaj, gówniarzu. - celował do Kevina. Nie! Tylko nie mój młodszy brat...
- Zostaw mojego brata, mężczyzno w kominiarce. - krzyczałam. Niestety, nikt mnie nie słyszał, bo byłam tak przygnieciona ciałem Elif.
- Weź mnie, nie jego! - Naomi wstała wykazując się odwagą. Widziałam, że trzęsła się jakby miała Parkinsona.
- Zamknij pizdę suko, siad! - popchnął ją zamaszystym ruchem na kafelkową ścianę. Rozniosło się klaśnięcie niczym w piosence Rubika. Przypomniały mi się czasy, gdy mama go słuchała:
Podziwiała go, bo jest polskim kompozytorem muzyki pop, filmowej i teatralnej, producentem muzycznym, dyrygentem oraz wokalistą.
Naomi leżała i nie stała, bo straciła przytomność. Dostrzegłam w spojrzeniu Kevina przerażenie jakiego nie widziałam nigdy w moim bracie. Oczy świeciły mu się od zbierających się w nich łez. Był wrażliwym chłopcem.
- Zostaw ich. Ja zrobię co zechcesz - drżał głos synowi moich rodziców.
- Weź to co znajduje się w sejfie i chodź za mną. Nie próbuj sztuczek, bo nie zjesz więcej schabowych mamusi. Nie zasiądziesz z rodzinką przy wigilijnym stole. - ten wstrętny fagas mu groził. Z chęcią walnęłabym go kijem w mordę, ale byłam bezradna jak taki żuczek na plecach, który nie może stanąć na nogi:
- Kurwa, koleś... Szanujmy się. - wujek Harold trzymał ręce w górze, aby udowodnić, że ma pokojowe zamiary. - Chyba nie zabijesz młodego chłopaka?
- Haha, oczywiście, że nie. Źle mnie zrozumiałeś. - niby śmiech wydawał się groźny, ale dzięki tym słowom odetchnęłam z ulgą. Znaczy nie mogłam oddychać, więc trudno było to zrobić. Wszyscy się uspokoili. - Miałem na myśli, że zabiję całą jego rodzinkę na jego oczach. Dlatego, by już z nimi nie jadł. Chyba, że lubi towarzystwo trupów. - zaśmiał się szyderczo, a my znów nie byliśmy wyluzowani.
Mój brat wyreżyserował własne porwanie, a za chwilę naprawdę może zostać porwany. Gdybym tylko dostała końskiej siły...
- W takim razie dawaj... Pokaż na co cię stać, ale nie jeden raz. - wpieniony Harold go prowokował. Co za tandetna rozgrywka z jego strony. Zaraz wszyscy zginiemy.
Niespodziewanie mężczyzna w kominiarce dostał kulkę w łeb. Upadł i odleciał, a ja wraz z nim. Zemdlałam od niedoboru tlenu. Rzuciły mi się w oczy tylko pierścionki na jego dłoni. Duże o różnych barwach. To paleta kolorów, które miały pierścionki:
CZYTASZ
Koniara Cwaniara
ActionNieważne co by się działo, Diana zawsze znajduje wsparcie w koniach, które są jej najlepszymi przyjaciółmi. Jednak gdy w jej ręce nieprzypadkowo wpada dziennik szkolnego bad boya, a na jaw zaczynają wychodzić brudne sekrety, konie już nie są takie s...