Korytarz mieszczący się za połyskującymi srebrem drzwiami był obszerny i nieco zatłoczony. Ściany sterczały w każde strony tworząc jedną, wielką pomieszaną konstrukcję, gdzie dosłownie z każdego słupa sterczały pozrywane pajęczyny tak duże, że definitywnie nie chciałbym spotkać się z tym co je zaplotło. Na nasze szczęście niczego takiego tam nie było.
Najwidoczniej pokonanie strachu nad pająkami czyli największego lęku każdego dziecka Ateny, uwolniło Anabeth od tej fobii raz na zawsze.
-Co za ironia...-westchnął Percy, gdy szliśmy przez korytarz.-Kolejny raz ratuje mi tyłek, a nawet jej tu nie ma.
-Ja tam się cieszę. Zapłakałaby się na śmierć widząc tą architekturę.-zaśmiałem się wspominając obsesję blondynki na punkcie geometrycznych konstrukcji budowlanych. Dziewczyna nigdy nie pozwoliłaby sobie ani nikomu innemu na zaprojektowanie tak wielkiego nieładu przez jaki teraz przechodziliśmy.
Dosłownie nic nie pasowało do niczego, a każdy element był usadowiony niemal przypadkowo. To zdecydowanie nie było wymarzone miejsce dla głównego architekta Olimpu. Percy odgarnął pajęczynę zastępującą mu drogę i znów się odezwał.
-Wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego nic nie powiedziały. Obie musiały wiedzieć od dłuższego czasu...
-Ja też nie, chociaż nie uważam, że była to decyzja Anabeth. Weź pod uwagę, że sprawa od początku dotyczyła Mary.
-Wiem, ale chyba nic nie sprawi, że pojmę dlaczego mi nie powiedziała.
-Nikt ci nie każe. Ale przecież nie chcesz zaprzepaścić wszystkiego co macie tylko z tego względu, prawda?
-Byłbym głupszy niż Ares umawiając się z Afrodytą.-odparł Percy po czym natychmiast uniósł rękę do nieba w obronnym geście.-Bez urazy.-następnie zwrócił się do mnie.-Nigdy za mną nie przepadał.
Zaśmiałem się cicho i pokręciłem głową wspominając opowieści syna Posejdona o spotkaniu z Aresem i jego skórzaną kurtką motocyklową.
-Pamiętam. Tak samo jak pokaz siły Clarisse kiedy obdarzył ją błogosławieństwem.-westchnąłem ciężko.-Ona przynajmniej wie za co...
-Żartujesz? Po śmierci twojego brata to ty dowodziłeś całym domkiem Apolla.
-Ale wciąż nie udało mi się utrzymać mostu ani tunelu.-przypomniałem mu.-Błogosławieństwo pojawiło się nagle po bitwie z Gają na której również nie byłem szczególnie pomocny i od tamtej pory nie jestem wstanie wymyśleć powodu.
-Nasi ojcowie to bogowie Will. Nie trafisz za nimi.
-Może i racja....
Nasza rozmowa urwała się nagle kiedy dotarliśmy do końca tunelu, a naszym oczom ukazała się skarpa podobna do tej na którą weszliśmy przed wejściem do Labirytnu z tą różnicą, że nie było pod nią rzeki. Lekko skradając się podeszliśmy do krawędzi by przed oczami stanął nam widok którego nawet my, greccy herosi nigdy nie spodziewaliśmy się ujrzeć.
Pod skarpą ciągnęły się Łąki Asfodelowe, czyli część Podziemia do której od zawsze zsyłane były dusze nie zasługujące ani na karę ani nagrodę. Równie często zdarzało się iż ciągnęły się tamtędy kolejki dusz czekających na Sąd Ostateczny. Łąki była to wielka równina pokryta ciemnobrązową ziemią z której co jakiś czas wyrastały wysokie, czarne topole, o które opierały się znudzone marazmem dusze.
Tym razem jednak wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Łąki były tak zatłoczone, że dosłownie nie mogliśmy ujrzeć ziemi a na topole wspinało się tyle istnień, że wyglądały dosłownie jak ludzkie piramidy budowane przez chearliderki podczas meczów koszykówki w mojej dawnej szkole. Tłok był niewyobrażalny a nigdzie w promieniu naszego wzroku nie było widać ani Cerbera ani jakiegokolwiek przerzedzenia się tłumu. Po tym jak bliżej przyjrzeliśmy się tłumowi zobaczyliśmy jak bardzo dusze będące tam były zdezorientowane. Chodziły w tę i we wtę bez konkretnego celu wyglądając jakby zupełnie nie wiedzieli co mają robić. Te zawieszone na topolach bujały się na rękach, bądź opierały się o nie również wyglądając na skonsternowanych.
CZYTASZ
Córka Olimpu - na podstawie Percy Jackson
FantasyPercy Jackson, każdy kto chodź raz sięgnął po powieść Ricka Riordana, bądź słyszał o jego książkach, zna tego bohatera. Dziecko Posejdona, bohater nie jednej przepowiedni, wraz z przyjaciółmi ocalił świat nie jeden raz. Ale co by było gdyby jego his...