Niepokonani

341 26 3
                                    

 Obudziłam się po czasie, który był dla mnie jak mrugnięcie okiem, lecz jak się okazało, dla moich towarzyszy było to znacznie dłużej. Ledwo uchyliłam powieki i dostrzegłam zapłakaną twarz Anabeth, która siedziała na krześle ,obok mojego łóżka. Rozchylając powieki zobaczyłam, że trzyma ona za rękę kogoś leżącego w łóżku obok. Mgliste wspomnienia z ostatniego, zapamiętanego przeze mnie wydarzenia dały mi jasno do zrozumienia, że był to nie kto inny ,niż Percy. Może to dziwne, ale wręcz przeraziłam się stanem mojego brata. Na tyle bardzo, że zapomniałam o bólu rozsadzającym mi głowę i szybko uniosłam się z poduszek. Natychmiast jednak znów na nie upadłam, trzymając się za skronie i sycząc z bólu. Anabeth na ten dźwięk odwróciła zapłakaną twarz w moim kierunku, a gdy zobaczyła mnie przytomną ,w jej oczach błysnęła radość i nieopisana ulga. Puściła rękę Percy'ego i doskoczyła do mnie, zarzucając mi ręce na szyję i przytulając mocno. Zdziwiło mnie to żywiołowe powitanie, bo mimo, że była moją przyjaciółką zawsze miałam poczucie, że w takim momencie nawet mnie nie zauważy, przejmując się tylko i wyłącznie stanem swojego chłopaka. A tu proszę, jakie zaskoczenie! Martwiła się również o mnie. Może w nieco mniejszym stopniu niż o mojego brata, ale jednak. Odwzajemniłam uścisk, wciąż trochę zszokowana takim przejawem emocji. Nie mogłam za bardzo skupić się nad skleceniem logicznie brzmiącego zdania, więc wydukałam.

-Anabeth, co...co się tu... jak?

Gwałtownie się odsunęła i spojrzała na mnie z oburzeniem.

-Ty się pytasz co się stało?!-podniosła głos i machnęła rękami na boki.-Po coście idioci tak się przemęczali? Widać, że brak logicznego myślenia macie zapisany w genach! Dziedziczne!-fuknęła.-Jak możesz się o coś takiego pytać?

-Wyobraź sobie, że nie wiem co konkretnie się wydarzyło.-zdenerwowałam się lekko, nadal niczego nie rozumiejąc.

-Nie wiesz?-znów zganiła mnie spojrzeniem stalowoszarych oczu, po czym nimi przewróciła.-Oczywiście, że nie wiesz. Tiaaa, najlepiej powiedzieć, że się nie wie. Najpierw sobie dwójka debilów przekracza granice magicznych możliwości, potem przez cztery godziny nie da rady wyczuć u nich pulsu...-zauważyłam, że głos jej drżał gdy to powiedziała. W sumie nie dziwię się. Sama byłam w niezłym szoku. W gruncie rzeczy można powiedzieć, że umarłam.-Potem nagle ożywają, ale wciąż są nie przytomni, a na koniec, kiedy już łaskawie się wybudzą, mówią, że nic nie wiedzą.-lamentowała.-A ty się tu człowieku martw!

-J...j...ja.na..naprawdę umarłam?-zająknęłam się.

-Myślisz, że nie potrafię sprawdzić czy ktoś żyje?-warknęła tak, że aż się wzdrygnęłam.

-Potrafisz.-powiedziałam z przekonaniem.- tylko...

-Tylko co?

-Nie wierzę, że ja...-spojrzałam na wciąż nieprzytomnego Perciego i poprawiłam się.-że my...umarliśmy. Że na prawdę nie mieliśmy pulsu.

-Ciesz się, że jednak odżyliście.-w jej oczach błysnęła iskierka rozbawienia, gdy łapała Percy'ego za rękę.-Pewnie nawet Hades was nie chciał.

Zaśmiałam się i skinęłam głową w stronę Perciego.

-A on?

Ze smutkiem pokręciła głową, a w jej oczy wstąpiły łzy.

-Był martwy dłużej niż ty...

-Może się wybudzi...

-Na pewno się wybudzi.-dodała wchodząca do pokoju Piper. Uśmiechnęła się do mnie i mrugnęła okiem.-Przyjemnie się spało?-zapytała i uścisnęła mnie równie mocno jak Anabeth.

-Podusicie mnie.-jęknęłam, a one się roześmiały.

Piper sprawdziła puls Perciemu i uśmiechnęła się do Anabeth.

Córka Olimpu - na podstawie Percy JacksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz