Dzień niczego

329 23 0
                                    

  Tego dnia nie myśleliśmy praktycznie o niczym innym, niż tylko o odpoczynku. Wyczerpujące wydarzenia mające miejsce do wczorajszego dnia, praktycznie całkiem nas wyczerpały. Postanowiliśmy, że mimo iż ruszymy w dalszą drogę, to przynajmniej przez jeden dzień nie będziemy rozmawiać o misji ani głowić się nad jej dalszym przebiegiem. Normalnie jak co dzień zebraliśmy się na śniadanie w mesie i pierwszy raz...miejsce obok mnie nie było wolne.

Na moim talerzu standardowo, jak zawsze gdy miałam dobry humor pojawiły się niebieskie naleśniki. Tym razem jednak nie pojawiły się one na talerzu Percy'ego. No tak....trzeba być nim żeby jeść pizzę na śniadanie. Chwilę ciszy, podczas której wszyscy rozkoszowaliśmy się smakiem ciepłego śniadania, którego od wielu dni przed bitwą nie jedliśmy, przerwał Jason, który głośno odetchnął i uśmiechnął się.

-Nie wiem jak wy, ale ja zdecydowanie wolę taki porządek rzeczy, niż uganianie się za stadem drakain, walczenie ze smokami i rozkminianie kto jest po której stronie.-roześmiał się w kierunku Willa.

-Mi też to nie przeszkadza.-poparł go Leo, po czym zwrócił się do syna Apolla i zapytał jak prawdziwy twórca okrętu.-A jak ci się podoba Argo III?

 -Fantastyczny.-odparł blondyn z jajecznicą w ustach.-Nie znam się na tym, ale wydaje mi się, że wprowadziłeś kilka ulepszeń, których nie było przy Argo II?

-Nie kilka, a wiele.-odparła za syna Hefajstosa ,Piper.-Żebyś widział ,jak się przy tym wszyscy urobili. Co chwila zmieniał koncepcję! Myślałam, że go rozszarpię.

Wszyscy się zaśmiali, a Frank dodał.

-Wiesz...jak czasami przychodzi mi z nim rozmawiać, to w ogóle się nie dziwię.

-Powiedział ten ,który przyszedł na gotowe!-roześmiał się Percy.-Nawet nie zasmakował ciężkiej pracy przy codziennych zmianach planów, a już się wypowiada.

-My też się napracowaliśmy.-zaoponowała Hazel.-Przygotowywaliśmy się psychicznie do ponownego spotkania z wami.

Takie luźne docinki z samego rana wyraźnie poprawiły humor wszystkim członkom załogi. Nareszcie była nas pełna dziewiątka. Trener Hedge nie mógł uczestniczyć w śniadaniu ,ponieważ ubzdurał sobie, że systemom nakierowującym Leona nie jest w stanie zaufać do końca i sterczał przy sterze ,karząc donosić sobie posiłki. Oczywiście nie robił tam nic innego niż rozmawianie ze swoją żoną Molly i małym synkiem Chuckiem, lecz mimo, że lubił całą załogę, najwidoczniej nie chciał by ktoś z nas słyszał te rozmowy. Po skończonym posiłku, chłopaki uparli się, że oni dopilnują wszystkich mechanicznych spraw teraz, by dziewczyny mogły odpocząć. Odpocząć....taaa...Żadna z nas nie była na tyle zmęczona by chcieć się położyć. Wobec tego, po chwili pogaduszek, każda poszła w swoją stronę. Ja siedziałam jeszcze chwilę w mesie, próbując przygotować się do wstania. Nie chcąc marnować więcej uzdrowieńczych środków, niż to było konieczne, nie użyłam resztki nektaru, którą dał mi Will. Wolałam zachować ją na tak zwaną "czarną godzinę". Wobec tego, moje kolano, oraz wcześniej już ranna łydka, wciąż sprawiały mi trudność. Nie mówiąc o ranie na brzuchu. Dlatego, wstając musiałam przytrzymać się mocno stołu i powstrzymać się przed głośnym stęknięciem. Powolnym krokiem ruszyłam do pokoju, gdy nagle zza rogu wyszedł syn Apolla z poważną miną. W dłoni trzymał manierkę z nektarem, którą zostawiłam w medycznym pokoju.

-Mara, czy ty uważasz to za zabawne?

-Nie rozumiem o co ci chodzi.-wzruszyłam ramionami.

-Nie udawaj głupiej.-zagroził, po czym przytrzymał mnie za ramię, bym nie odeszła za daleko. -Posłuchaj mnie teraz. Nie dałem ci tego żebyś mnie ignorowała. Może nie jestem w tym najlepszy, ale na tą chwilę, poza Piper, jestem jedynym lekarzem.

Córka Olimpu - na podstawie Percy JacksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz