Prawda wychodzi na jaw.

575 33 0
                                    


Wchodząc głębiej do jaskini, przyjrzałam się towarzyszom. Wiedziałam, że z pewnością nie wyjdziemy stąd w tym samym składzie. Przesunęłam wzrokiem po zmarszczonym czole Willa i jego mocno zaciśniętej na mieczu pięści. Następnie spojrzałam na Mell. Dziewczyna miała bardzo poważny wyraz twarzy. Nie zwalniała strzały z cięciwy nawet na moment. Mimowolnie pomyślałam ,że bardzo w tamtym momencie przypominała Łowczynię. Z rozczochranymi włosami rozwianymi wokół twarzy, łukiem w ręku i skupieniem na twarzy, wyglądała prawie identycznie jak Łowczynie ,które zdarzyło mi się spotkać. Odepchnęłam od siebie to wspomnienie. 

Kilka tygodni po mojej ucieczce z Olimpu, odnalazły mnie. Nie byłam do końca pewna jak udało im się to tak szybko, ale szybko przywołałam w myślach lekcje tropienia z Artemidą. No tak. One musiały być równie dokładne. Wtedy też ich ówczesna szefowa Zoe Nightshade usiłowała mnie zwerbować. Po prawdzie, srebrna wizytówka wciąż spoczywała w jednej z kieszeni mojego płaszcza, ale jakoś nie byłam nigdy na tyle zdesperowana, żeby z niej skorzystać. Po prawdzie nie wydawało mi się to w żadnym stopniu godnym spędzeniem życia, nawet nieśmiertelnego. Było to...zbyt proste jak na mój gust. Okej, zagrzmiało. To pewnie oznacza, że powinnam przestać krytycznie wyrażać się o czymś tak bezpośrednio związanym z boginią. 

Z zamyślenia wyrwała mnie Mellisa. Dziewczyna nagle potknęła się i wpadła na mnie. Minęła zaledwie chwila zanim zorientowałam się, co było tego powodem. Po kilku zakrętach, pokonanych w tempie, za które musieliśmy podziękować goniącym nas potworom, wypadliśmy do dość dużej podziemnej komnaty. Zatrzymaliśmy się z poślizgiem, ujrzawszy przed nami, długi na około 7 metrów, leżący, złoty sarkofag, owinięty łańcuchem. Obok niego stał Nico marszcząc twarz w kpiącym uśmieszku.

-Ty...-syknęłam, wbijając w niego wzburzone spojrzenie. (Wybaczcie ale nie było mnie stać na nic lepszego po tak szaleńczym biegu)

-Ja.-potaknął- Twoje słownictwo od naszego ostatniego spotkania wyraźnie przybrało na bogactwie. Swoją drogą, trochę wam to zajęło. Już zaczynaliśmy się nudzić, prawda Apollinie?-mówiąc to pociągnął za jeden z łańcuchów. 

Ze środka trumny wydobył się pełen bólu krzyk. Zrozumiałam ,że ten łańcuch okalający sarkofag, krępuje moc boga, znajdującego się w środku, sprawiając mu przy tym niemiłosierny ból. Zacisnęłam zęby, nie mogąc pojąć jak można w ten sposób torturować boga... kogoś...kogokolwiek... 

Z wielką chęcią rzuciłabym się na syna Hadesa, gdyby nie powstrzymał mnie Will. Przestraszonym spojrzeniem wskazał na coś z boku. Obróciłam się w tamtą stronę i zamarłam....

W małej wnęce, w kącie jaskini stał mały, czarny posążek z którego wydobywały się tak samo czarne opary. Formowały się one w wysoką na 4 metry, niegotową jeszcze sylwetkę  muskularnego mężczyzny o przerażająco czarnych, przenikliwych oczach i szyderczym uśmiechu. Z posążku cały czas wydobywał się mglisty pył, najwidoczniej zasilający postać. Rozpoznałam ją bez trudu. 

Od kiedy usłyszałam tą straszną przepowiednie, moje myśli krążyły cały czas wokół tej postaci. Najczystszego Chaosu... Nie miałam kiedy skupić się na całej jego budowie, bo moje myśli zajęły jego oczy. Wpatrując się w nie miałam wrażenie, jakby cały świat wokół rozpadał się w bezkresną noc, jakby wszystko ogarniała ciemność tak straszna, że mogłam się nią zachłysnąć. Wpatrując się w te pełne nienawiści i zła oczy straciłam poczucie czasu. Przypomniało mi się dosłownie wszystko co kiedykolwiek zrobiłam złego. Ogarnęło mnie poczucie winy, tak silne ,że prawie dałam mu się złamać mimo całkowitego skupienia. 

Wiedziałam ,że gdyby moja półboska moc była mniejsza, nie mogłabym oprzeć się temu spojrzeniu i umarłabym na miejscu od samego patrzenia w te przeraźliwie czarne ślepia. Odwróciłam wzrok, odpychając od siebie wizje mnie celującej do ojca, matki, Percy'ego, Willa i wszystkich wobec których miałam negatywne odczucia lub poczucie winy. Ręce mi drżały, kiedy zacisnęłam je na rękojeściach mieczy. Z wielkim trudem odwróciłam wzrok. Kiedy zdołałam opanować sprzeczne emocje, na tyle, na ile było to możliwe, z powrotem spojrzałam w jego zimne i czarne, jak obsydian oczy. Mimo tego ,że znowu uderzyła mnie fala wspomnień, tym razem nie dałam się w pełni omamić. Wymagało to niezwykłego wręcz skupienia się, prawdę powiedziawszy ledwie dałam radę.
-To jednak prawda. Powstajesz...-powiedziałam niezbyt mądrze, no ale usiłujcie to zrozumieć...Nie miałam zbytnio głowy do namyślania się na temat bieżących wypowiedzi, więc zaczęłam tym co przychodziło mi do głowy, jakkolwiek idiotyczne by to było...
Pan chaosu roześmiał się demonicznie, co jeśli mogę tak powiedzieć, wyszło mu znacznie lepiej niż wszystkim złym postaciom z bajek, razem wziętym.
-Brawo za spostrzegawczość Marillo Jackson.-prychnął. Jego głos był trudny do opisania...Brzmiał tak...nie z tego świata. Zupełnie jakby ciemność mogła mówić. Aż przeszły mnie ciarki.
W ramach reakcji obronnej, uniosłam lekko miecze. Popatrzył na mnie znużonym wzrokiem.
-Nie córko Posejdona. Jeszcze nie będziemy walczyć. Ja nie nabrałem pełni mocy, a ty nie jesteś gotowa na to starcie. Oboje potrzebujemy czasu, więc korzystaj z ostatnich chwil.-uśmiechnął się paskudnie.-. Ale już niedługo, jak widzisz...
Zmusiłam się do parsknięcia śmiechem i kpiącego uśmiechu, mimo ogarniającego mnie wbrew woli strachu

Córka Olimpu - na podstawie Percy JacksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz