Poszukiwania

577 30 8
                                    


   Następne dni opierały się głównie na przeszukiwaniu i znajdowaniu coraz to nowych i tak samo beznadziejnych jaskiń. Byliśmy we trójkę niesamowicie zirytowani brakiem progresu. Zapasy kończyły się w nieubłaganym tempie, a każdy z nas był coraz bardziej brudny, głodny i zmęczony. 

Codziennie przemierzaliśmy tak dużo kilometrów ile tylko daliśmy radę.
Od czasu mojej ostatniej rozmowy z Willem, rozmawialiśmy sami tylko raz. Wolałabym jednak by okoliczności tej rozmowy były przyjemniejsze. Otóż któregoś dnia, podczas milczącej wędrówki, Mellisa nagle przewróciła się na drogę. Kiedy doskoczyliśmy do niej, przekonaliśmy się jak bardzo rozpalona była. Oboje zgodziliśmy się, że w tym wypadku dalsza wędrówka nie wchodzi w grę. Rozbiliśmy zatem namiot, obok pierwszego lepszego drzewa. Tego dnia zużyliśmy ostatnie zapasy ambrozji. Razem z Willem byliśmy rozżaleni. Nie uważaliśmy, że marnujemy czas na odpoczynek, który naszej towarzyszce był zdecydowanie potrzebny. Jednak wymuszone stanie w miejscu oddalało nas od wielkiego epicentrum naszej misji.

Nasza rozmowa miała miejsce, gdy blondyn skończył zajmować się siostrą i uspokajając jej wyrzuty sumienia. Dziewczyna, przykryta prawie wszystkimi dostępnymi materiałami, zasnęła bardzo szybko. Ja wręcz od rana chodziłam dookoła namiotu wypatrując potencjalnych zagrożeń, co w połączeniu z chodzeniem dzień w dzień, skutkowało niewiarygodnym bólem nóg. Wobec tego szybko dałam sobie spokój i usiadłam na gałęzi pobliskiego drzewa. Po wielu godzinach w środku, Will wreszcie wyszedł i z głębokim westchnięciem rozciągnął się.

-Jak z nią?-spytałam, patrząc na niego badawczo. Widać było, że plecy bolały go niemiłosiernie, po tak długim czasie w ugięciu i kilku dniach niesienia plecaka siostry.

-Wygrzeje się, wyśpi i powinna być w stanie ruszyć dalej.-stwierdził.-A ty jak się trzymasz? 

-Zawsze mogło być gorzej.-wzruszyłam ramionami i wskazałam na swoje nogi.-Ale z pewnością nie dla nich.

-Uwierz mi też mam na co narzekać.-zaśmiał się i pewnym ruchem wdrapał się na moje drzewo. Usiadł na gałęzi nieco po boku i niżej od mojej. Takim sposobem siedzieliśmy dosłownie twarzą w twarz.

-Nie masz żadnych obrażeń, które powinienem zobaczyć?-upewnił się. 

-Wątpię.-pokręciłam głową, po czym uśmiechnęłam się złośliwie.

-A co? Nie masz jeszcze dość szpanowania medyczną wiedzą?

 -Ja?-wskazał na siebie palcem udając niedowierzanie.

-Ja miałbym mieć dość popisywania się? Nigdy. Zaśmiałam się, kręcąc z niedowierzaniem głową. Chłopak spuścił wzrok i nieudolnie zaczął.

-A co do tego co powiedziałaś....-popatrzył na mnie poważnie.-Mara to na prawdę nie tak...

-Dajmy temu spokój.-przerwałam mu zażenowana. Nie lubiłam rozmawiać o swoich odczuciach. A ta sprawa była zbyt świeża żebym sama zdążyła dobrze ją przemyśleć.-Proszę...po prostu udawajmy, że ta sytuacja nie miała miejsca.

Pokiwał głową, po czym chwycił moją dłoń.

 -Chciałbym tylko żebyś wiedziała...-powiedział cicho.-Nie odsunąłem się wtedy bez powodu. Wcale...nie chciałem się odsuwać.

Zaczerwieniłam się jak wściekła i spuściłam wzrok. Mimowolnie na mojej twarzy zakwitł niepewny uśmiech. Czy podobał mi się ten irytujący chłopak? Cóż...na prawdę ciężko powiedzieć. Po tak długim czasie odosobnienia od przedstawicieli płci przeciwnej w granicach mojego wieku. Nie wiem, czy sama byłam pewna czym jest uczucie tego typu. Wiedziałam tylko, że mimo jego sarkastycznej, wkurzającej strony...zależało mi. Na prawdę zależało mi na nim. Nieważne czy w przyjacielskiej, czy romantycznej sferze. Po prostu zaczęłam dbać o niego i o naszą relację, czymkolwiek by nie była. 

Córka Olimpu - na podstawie Percy JacksonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz