-Jason, uważaj z lewej!
Coś ciężkiego wpadło na ostatni nierozerwany żagiel, bezpowrotnie przedzierając jego grubą, płócienną powłokę.
-Anabeth, za tobą!
Trzask pokładowych desek wypełnił powietrze.
-Aaaarghhh!!
Przejmujący krzyk bólu wkomponował się w głęboki ryk fal, uderzających z niebywałą siłą o sterburtę.
-Hazel, pomóż trenerowi!
-Festus, leć!!!!
I wtedy właśnie to się stało.
Potworny zgrzyt miażdżonego metalu, wymieszał się z przeszywającym powietrze trzaskiem pękającego drewna. Sztylet, którym miałem zamiar rzucić w krążącą wokół mnie harpię wypadł mi z dłoni, a grunt obsunął się spod stóp. Zdążyłem jedynie ostatni raz, z szeroko otwartymi ze strachu oczami zamachać rękami, nim moje ciało uderzyło o lodowato zimną, pochłaniającą wszystko wokół wodę. Powietrze wytoczyło się z moich płuc, zupełnie jakby ktoś nacisnął na mnie jak na jedną z tych piszczących zabawek dla psów, których żywot nie raz okazywał się być zastraszająco krótki za sprawą pupila mojej matki. Jednak ja w przeciwieństwie do zabawki, nie wydałem z siebie dźwięku. Z moich ust wysunęła się natomiast zgraja cennych jak nigdy bąbelków powietrza. Poczułem przeszywający ból w żebrach, kiedy z impetem uderzyłem o jedną z części tonącego Argo III, jednak zdołałem jakimś cudem odnaleźć w sobie na tyle woli życia, by spróbować odepchnąć się stopami od idącego na dno obiektu pode mną.
Zawirowało mi w głowie z powodu braku tlenu, jednak już niedługo potem poczułem ostry wiatr na twarzy i krople deszczu na włosach. Wziąłem rozpaczliwy haust powietrza, młócąc rękami w wodzie. Fale miotały mną na lewo i prawo, a grzmoty nad głową o dziwo wcale nie słabły w stosunku do tego, do czego zdołałem przywyknąć w przeciągu ostatnich dni walki o przetrwanie na statku. Sojusznicy Chaosu z pewnością nie mieli zamiaru poddać się, dopóki nie będą pewni, że nas wykończyli. Z każdym razem w którym choć na chwilę wynurzałem się nad powierzchnię morza, usiłowałem zyskać nawet minimalną orientację w otoczeniu, co skutecznie uniemożliwiały mi pikujące nad głową harpie, przejmujący wiatr, oraz brutalne jak nigdy fale. Parę razy w oddali mignęło mi kilka jaskrawych, marynarskich płaszczy, jednak udało mi się wyostrzyć wzrok dopiero, kiedy wśród sztormu napotkałem odłamaną część drzwi do czyjejś kajuty.
Chwytając się jej jak ostatniej deski ratunku, wśród fal i zawieruchy zdołałem mocno chwycić się ramy i nieco podciągnąć na łokciach. Unosząc głowę wiedziałem już jak ciężko mi będzie zauważyć kogokolwiek wśród szalejącej nawałnicy, więc kiedy zauważyłem pierwszą, oddaloną o dobre 30 metrów ode mnie postać, zapomniałem na moment o mrozie i wrzasnąłem przejmująco.
-Hejjj!!!! Tutajj!!!
Pomarańcz płaszcza przemieszczał się szybko i niekontrolowanie, całkowicie zamknięty w przerażającym tańcu porywających go fal, jednak jakimś cudem, postać zdołała odkrzyknąć.
-Pomocyyy!!!
"Mara?" pomyślałem z niedowierzaniem.
Córka boga morza wrzeszcząca rozpaczliwie wśród wód podległych jej ojcu i mocy było czymś czego nie spodziewałem się w ogóle, jednak nie wahając się ani chwili, podjąłem próbę podpłynięcia w jej kierunku. Fale na zmianę odpychały mnie i przyciągały do krążącej wśród wód dziewczyny i dobrą chwilę zajęło mi pojęcie tego co robi.
Rudowłosa rozpaczliwie, zapewne wykorzystując ostatki energii usiłowała opanować jak największą część otaczającej jej wody. Jednak jej wysiłki szybko zmierzyły się z realiami sztormu rozpętanego przez popleczników Chaosu i odwróconych od Olimpijczyków bogów wiatrów. Nawet imponujący obszar podległy pod jej moc szybko miażdżony był przez kolejną z rzędu, nieuchronnie zbliżającą się salwę wód. Przerażenie dziewczyny zapewne odjęło jej zdolność logicznego myślenia w tak stresującej chwili, za co nie winiłem jej ani trochę. Korzystając z jednej z przyciągających mnie do niej fal, kolejny raz wrzasnąłem, zdartym już głosem.
CZYTASZ
Córka Olimpu - na podstawie Percy Jackson
FantasyPercy Jackson, każdy kto chodź raz sięgnął po powieść Ricka Riordana, bądź słyszał o jego książkach, zna tego bohatera. Dziecko Posejdona, bohater nie jednej przepowiedni, wraz z przyjaciółmi ocalił świat nie jeden raz. Ale co by było gdyby jego his...