Nie było mi dane długo przebywać sam na sam ze sobą. Po kilku minutach ,do drzwi zaczęli dobijać się Piper i Jason.
-Mara otwórz te cholerne drzwi!-blondyn sprawiał wrażenie sfrustrowanego.Wiedziałam, że Jason jeszcze w obozie starał się zrozumieć na czym polega problem z moją mocą. Tłumaczyłam mu, że mimo tego iż opanowanie mocy mogło być dla niego i Percy'ego łatwe, ale dla mnie stanowiło duży problem, jednak blondyn wręcz uparł się by pomóc.
Chłopak walił pięściami w moje drzwi, ale nie otwierałam. Biłam się z myślami, co robić dalej. W końcu jednak musiałam się poddać, ponieważ jak każdy już pewnie wie, czaromowa Piper była zbyt potężna. Podejrzewam, że ta dziewczyna byłaby w stanie zmusić Hadesa do przyjaznego uśmiechu, a co dopiero mnie do wyjścia z durnego pokoju. Więc, kiedy krzyknęła, abym natychmiast wyszła, musiałam, wbrew mojej woli otworzyć drzwi. Czułam się tak jakbym nie miała kontroli nad rękami, a po chwili stałam już oko w oko z zatroskaną córką Afrodyty i jej chłopakiem. Otarłam zapłakaną twarz i zaplotłam ręce na piersiach.
-Nienawidzę tego twojego głosu.-warknęłam, na co dziewczyna odpowiedziała uśmiechem, który jednak nie utrzymał się długo na jej pięknej twarzy. Podniosła wzrok i popatrzyła na mnie poważnie.
-Mara, ja na prawdę rozumiem wszystko, ale pomyśl. Mamy teraz wystarczająco dużo na głowie, żeby roztrząsać takie nieporozumienia.-powiedziała, a ja spuściłam głowę.
-Oboje zdecydowanie nie macie talentu do rozmyślnych dyskusji. -dodał Jason, czym zasłużył sobie na kuksańca od swojej dziewczyny. -Oboje trochę przegięliście, ale to nie powód żeby zamykać się na cztery spusty w pokoju i zachowywać jak dziecko.
-Nienawidzę tego braku kontroli.-syknęłam, a chłopak zdobył się na uśmiech.-To przychodzi z czasem ruda. Nie wszystkie fajne umiejętności na raz.-parsknął.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam blondyna nigdy nie podejrzewałam, że zostaniemy tak serdecznymi przyjaciółmi. Wtedy sprawiał wrażenie nadętego lalusia, ale teraz...Musiałam przyznać, że absolutnie nie był lalusiowaty.
-Choć na górę-zaproponowała Piper.
Pokręciłam głową i cofnęłam się o krok.
-W życiu.
-Mara, jego tam nie ma. Matko moja, czuję się jak w przedszkolu. Wyłaź z tej kajuty i pogadajmy na świeżym powietrzu.-syn Jupitera przewrócił oczami. - Poza tym pierwsze spotkanie z Frankiem i Hazel nie wyszło chyba najlepiej, co?
Wzruszyłam ramionami i zdając sobie sprawę, że zachowałam się na prawdę jak nadęta gówniara, po raz kolejny poddałam się i poszłam za nimi.Wbrew pozorom wcale aż tak nie przejmowałam się moim bratem. Bardziej chodziło mi o Anabeth. Nie potrafiłam sobie darować, że zrobiłam jej krzywdę i definitywnie coraz bardziej zaczynał martwić mnie fakt, że to może się powtórzyć..
To przecież była moja wina!
Powoli wyszliśmy schodami na górę. Na pokładzie nie było nikogo oprócz Leona i Festusa, co kazało mi myśleć, że Hazel i Frank poszli się rozpakować. Wiatr owiał moją zaczerwienioną twarz chłodnym wietrzykiem i rozwiał włosy. Lecieliśmy wysoko w chmurach, które otaczały nas niczym miękka kołderka. Podziwiając przebijające się przez obłoki promienie słońca, podeszliśmy do syna Hefajstosa i jego mechanicznego smoka. Chłopak odwrócił się i rzucił mi pokrzepiające spojrzenie.
-Anabeth nie ma ci tego za złe.-powiedział, gdy tylko podeszliśmy. Przynajmniej jeden z nich rozumiał o co tak na prawdę chodzi.
-Zrobiłam jej krzywdę. Nie wiem jak...
-Nie umyślnie-przerwał mi i uśmiechnął się.-Ale muszę przyznać. To tornado było niezłe.Zaśmiałam się. Bardzo polubiłam Leo od pierwszego dnia, kiedy porozmawialiśmy. Poza byciem chłopakiem mojej wieloletniej przyjaciółki, ten chłopak niewątpliwie miał w sobie pewną ikrę. Potrafił rozbawić mnie bez względu na okoliczności.
CZYTASZ
Córka Olimpu - na podstawie Percy Jackson
FantasyPercy Jackson, każdy kto chodź raz sięgnął po powieść Ricka Riordana, bądź słyszał o jego książkach, zna tego bohatera. Dziecko Posejdona, bohater nie jednej przepowiedni, wraz z przyjaciółmi ocalił świat nie jeden raz. Ale co by było gdyby jego his...